Quo vadis Halinko? Ostatnie pożegnanie Marianny Korzonek
Najbliżsi, krewni i znajomi znanej raciborskiej fryzjerki, zmarłej nagle w wieku 66 lat współwłaścicielki Salonu Olymp, zgromadzili się w sobotę 14 listopada o godz. 11.00 w kościele farnym by ją pożegnać. Proboszcz Marian Obruśnik mówił o śladach pozostawionych przez zmarłą, a jej córka Marzena Korzonek wspominała barwny i radosny czas, którego doświadczyła z mamą.
Marzena Korzonek powiedziała, że do mamy zwracała się Sminia, Sminiątko. Zapamiętała ją jako strażniczkę wartości i zasad, dla której podział był prosty – na dobro i zło, na prawdę i fałsz. – Nigdy nie pozwól nikomu zgasić swego blasku tylko dlatego, że razi kogoś w oczy – słyszała od mamy, która wszystkim „dawała skrzydła, nigdy ich nie podcinała”.
Korzonek wspominała udział salonu fryzjerskiego w Mistrzostwach Polski. W przygotowaniach do turniejów brali udział wszyscy związani z rodziną i salonem. – To był piękny i barwny czas naszego życia – podkreśliła.
Córka zaznaczyła, że z mamą można było rozmawiać o wszystkim. – Uczyła wszystkich jak ważne jest jednoczenie rodziny przy stole i dbanie o rodzinną atmosferę na co dzień – podkreśliła.
Jubileusz Olympu – 40-lecie odbyło się dwa miesiące przed zaplanowaną datą w listopadzie. – Jakby już wtedy wiedziała że za miesiąc jej z nami już nie będzie – kontynuowała Korzonek. Imprezę jubileuszową nazwała radosnym dniem. Padły tam słowa:
Chciałoby się marzyć żeby nigdy się nie skończyło to, co się kiedyś wyśniło dziewczynie z Rydułtów i chłopakowi z Lubomi. Pochodzący ze skromnych rodzin stworzyli coś wielkiego – firmę z której pracownikami stworzyli kolejną rodzinę.
Dziś jestem szczęśliwa, że było tak wiele momentów, gdy moja mamusia była ze mnie dumna. Jako matka wiem, że nie ma większej dumy niż sukcesy dziecka bo to nadaje sens naszemu życiu – oznajmiła M. Korzonek. – Zawsze podkreślałam, że to dzięki rodzicom jestem tym, kim jestem – dodała.
Quo vadis Halinko? – zawołała córka w kościele.
Marzena Korzonek mówiła też o marzeniu mamy, która chciała dożyć osiemnastki wnuka. – To moje zadanie od niej. Wychować jej wnuki – powiedziała.
Podzieliła się z uczestnikami mszy wspomieniami ostatnich chwil przed śmiercią Marianny Korzonek. Mówiła, że od jej lekarki wie, że przypadek mamy był bardzo ciężki, choć nie krytyczny, a jej odejście było nagłe. – Nieświadomi tego co dzieje się w szpitalu, pełni nadziei w dniu jej śmierci od godz. 19.30 – 19.50 obejmowaliśmy ją modlitwą na mszy świętej odprawianej specjalnie dla nas przez internet przez księdza Jacka z parafii na Ostrogu. To było dokładnie w czasie umierania mojej mamusi. W naszym życiu nie ma przypadków, takich znaków nie można ignorować – mówiła M. Korzonek.
Stwierdziła także, że w głosach lekarzy informujących ją o zgonie Marianny Korzonek słyszała, że ci byli załamani śmiercią jej mamy. – To był autentyczny żal, empatia i współczucie. Oddajemy szacunek służbie medycznej szpitala, wiem, że zrobiono wszystko by ją ratować – podkreśliła córka zmarłej.
Moja mamusia była dla mnie najbardziej waleczną osobą jaką znam – powiedziała na mszy Marzena Korzonek.
Zakończyła swą przemowę słowami: Sminiu kocham cię nad życie. Ta miłość przezwycięża wszystko nawet śmierć, żegnaj, do zobaczenia.
Oprócz córki głos zabierali także: Maria Smyczek z Cechu Andrzej Złoczowski i Irena Kotula. Słowo o zmarłej wygłosili także obaj kapłani odprawiający mszę. Wszystkie wypowiedzi zamieściliśmy w materiałach wideo, dostępnych na portalu nowiny.pl. Po mszy urnę przewieziono na cmentarz Jerzualem, gdzie odbył się pochówek.
(ma.w)