Zwolnienia w Ramecie poprzedził audyt i rozmowy z kierownikami
Po paromiesięcznej przerwie wznowiono w sądzie rejonowym rozprawę, w której rybnicki oddział PIP skarży byłego prezesa spółdzielni meblarskiej Rameta – Stefana Fichnę o nieprawidłowości przy zwolnieniach podwładnych.
W poniedziałek 14 grudnia jako pierwszy zeznawał pan Wilhelm, 58-latek, który pracował 4 lata w stolarni fabryki z Ostroga. Miał tam umowę na na czas nieokreślony, ale zwolniono go we wrześniu 2019 roku dyscyplinarnie. Do dziś nie wie z jakiego powodu. Sędzia Monika Mańka pytała świadka jak odbyło się jego zwolnienie? – Prezes i jego zastępca byli w biurze, wręczyli mi papierek do ręki i do widzenia. Nie przypominam już sobie dziś co tam było zapisane – stwierdził przesłuchiwany. Przez 4 lata pracy nie był upominany i karany w zakładzie. Słyszał jednak od brygadzistki, że wolno pracuje i powinien być szybszy. Jednak na piśmie nigdy mu tego nie przekazano.
W głowie się nie mieści
Sędzia przytoczyła świadkowi, że w jego „dyscyplinarce” napisano, że umowa z nim zostaje zakończona bo „nie jest zaangażowany w pracę, wykonuje ją nieefektywnie, a także podburza załogę i negatywnie oddziałuje na załogę”. – Nie wiem dlaczego tak pisali. Ja tego nie robiłem, nie rzucałem się, na „bocznym torze” pracowałem. To tak napisano, że się w głowie nie mieści – skomentował pan Wilhelm. Wie, że inni też pożegnali się z Rametą wskutek „dyscyplinarek”, ale nie interesował się szczegółami tych spraw. Stolarz szybko odnalazł się na rynku pracy i znalazł zatrudnienie po kilku dniach od rozstania z Rametą. Mecenas Krzysztof Grad reprezentujący część z grona zwolnionych z fabryki spytał pana Wilhelma o to, jaką pracę konkretnie wykonywał w zakładzie. Ten wyjaśnił, że odpowiadał za załadunek towaru. Wykonywał zadania z dwoma lub trzema pracownikami, młodszymi od niego. – Na wózki się ładowało. Młodsi szybciej to robili – przyznał zapytany.
Pozorowanie pracy
Następną, którą wezwano, była wiceprezes Aleksandra Mikoś, która do Ramety trafiła jako księgowa. Od 1 sierpnia 2019 roku zasiada w zarządzie spółdzielni, a rok wcześniej podjęła z nią współpracę jako biuro rachunkowe. Poinformowała, że do zwolnień w fabryce doszło w wyniku audytu, przeprowadzonego przez firmę Lex Capitalis z Wrocławia. Sprawdzała sytuację finansową zakładu, który mierzył się z poważnym kryzysem, bo utracił głównego zamawiającego – firmę z Francji. Audytorzy sprawdzali też wydajność pracowników i na tej podstawie oraz po rozmowach z kierownikami działów podejmowano decyzje o rozwiązaniu umów w trybie dyscyplinarnym. Pani wiceprezes mówiła, że u zwalnianych dostrzeżono w wyniku audytu pozorowanie pracy i ich słabą wydajność, co potwierdzali ich kierownicy. Jak mówiła A. Mikoś, przy zwolnieniach mówiono o tym wzywanym pracownikom, a wcześniej odbywały się rozmowy dyscyplinujące. Składano też propozycje zmian w wymiarze czasu, np. przejścia na pół etatu lub odejścia za porozumieniem stron. – Żeby nie mieli wpisu o dyscyplinarce w aktach pracowniczych – zaznaczyła wiceprezeska. Mikoś wskazała, że firma doradcza sugerowała ten tryb zwolnień. Według niej autorem wypowiedzeń umów o pracę był prezes Stefan Fichna.
Notatek brak
Sędzia pytała czy Rameta posiada jakieś notatki z rozmów przeprowadzanych ze zwolnionymi. – Niestety nie ma takich dokumentów. Byłam świadkiem wydania polecenia przeprowadzenia rozmowy dyscyplinującej, ale nie znam szczegółów takich rozmów – powiedziała przed sądem. Przewodnicząca rozprawie chciała wiedzieć, jak stwierdzano w Ramecie brak zaangażowania w pracę, niską dyspozycyjność pracowników oraz ich negatywne wpływanie na innych w zakładzie i podburzanie załogi. Mikoś wyjaśniła, że pracodawcom chodziło o rozmowy między pracownikami oraz dane z audytu. – Nie było żadnych wieców czy zebrań, ale pracownicy komentowali, to co się działo w Ramecie – oznajmiła wiceprezeska. Sędzia Mańka spytała czy jej zdaniem to może być podstawa żeby dyscyplinarnie zwolnić pracownika? – To były rozmowy, że i tak nikogo nie zwolnią, zwłaszcza tych, którym niewiele zostało do emerytury. Pracownicy nie dyscyplinowali się wzajemnie, a zniechęcali. Jednak podstawą zwolnień nie były te rozmowy, a niska wydajność pracy – podkreśliła Aleksandra Mikoś. Pytano ją czy zwalnianym okazywano jakieś zestawienia wydajności, statystyki, że są słabo wydajni?
– Kierownicy mieli o tym rozmawiać z pracownikami. Poza tym każdego miesiąca pokazywaliśmy zaangażowanie pracownika w pracę – tłumaczyła Mikoś. Dodała, że nie było jej przy wszystkich wręczeniach wypowiedzeń, bo robili to S. Fichna z drugim „wice” Markiem Wyrostkiem.
Wiele obszarów
Pani wiceprezes podała, że odkąd była członkiem zarządu spółdzielni nie miał miejsca kontakt w sprawie zwolnień z miejscowymi związkowcami. Do protokołu rozprawy wpisano, że w tym zakresie działalność związków zawodowych była wątpliwa i nie było z nimi konsultacji odnośnie zwolnień. Sędzia spytała o zdefiniowanie pozorowanej pracy, na co wiceprezeska wyjaśniła, że mierzono efektywność godzin pracy, a kontrole dowiodły, że ta była bardzo niska. Na pytanie od przedstawicielki Państwowej Inspekcji Pracy pani wiceprezes podała, że sytuacja finansowa spółdzielni latem 2019 roku była bardzo zła. – Dlatego rozszerzono skład zarządu. Utracono wtedy zaufanie do prezesa i zlecono audyt spółdzielni w wielu obszarach: kontraktów, umów, wycen wyrobów gotowych. Analizowano czas pracy przy danym modelu mebla i zgłaszano niedociągnięcia na niektórych stanowiskach – mówiła A. Mikoś. Raporty z audytu trafiały do prezesa Fichny drogą mejlową. Audytorzy przyjeżdżali do Raciborza, mieli w swych szeregach osoby obeznane w produkcji mebli, a także w księgowości i sprzedaży. – To był dłuższy proces, odbyło się kilkanaście spotkań, przedstawiano analizy i wnioski. Raportu z audytu nie upubliczniono i nie udostępniono pracownikom – poinformowała wiceprezeska.
Utrudniony dostęp
Mecenas Grad zwrócił uwagę na przypadek zwolnionego pracownika po 50 latach przepracowanych w Ramecie (w roku jej jubileuszu półwiecza). Był ciekaw jak to się stało, że dopiero w 50 roku jego pracy stwierdzono jego niewydajność? Mikoś odparła, że był to pierwszy audyt w ciągu 50-lecia istnienia Ramety. – Prezes Fichna nie sprawdzał wydajności wcześniej. Stąd się wzięły kłopoty finansowe spółdzielni. Byli pracownicy którzy nie potrafili wypracować nawet najniższej krajowej. Odkąd zostałam członkiem zarządu zaczęłam sprawdzać finanse spółdzielni. Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury wobec działań Stefana Fichny i to postępowanie trwa – stwierdziła zastępczyni prezesa Ramety. Podała ponadto, że aktualnie dostęp do danych firmy audytorskiej jest w Ramecie utrudniony. Wskutek odejścia z pracy głównego informatyka spółdzielni pojawiły się trudności z dostępem m.in. do skrzynek mejlowych, gdzie przechowywano dane od wrocławskiej firmy. Mikoś powiedziała o postępowaniach w sądzie pracy w Rybniku, gdzie zgłosili się zwolnieni. Poinformowała o podpisywanych z nimi ugodach przez byłego pracodawcę.
Czy prezesa przegłosowano?
Pytania swojej byłej zastępczyni zadawał Stefan Fichna. Wskazał, że w okresie zwolnień decydował trzyosobowy skład zarządu – on, M. Wyrostek i A. Mikoś. Dwoje członków wystarczało, by zadecydować. – Czy zdarzało się żeby prezesa przegłosowali zastępcy? – pytał Fichna. – Nie pamiętam – odparła Mikoś. – Czy odbywały się konsultacje „dyscyplinarek” z obsługą prawną spółdzielni? – dociekał były prezes. – Firma audytorska miała swego prawnika, a spółdzielnię obsługiwała obecna kancelaria prawna – informowała A. Mikoś. Fichna chciał, by wypowiedziała się konkretnie czy prawnicy Ramety potwierdzali zasadność zwolnień? – Mieliśmy analizy o pozorowaniu pracy czy nieświadczeniu pracy, a to jest podstawa zwolnień dyscyplinarnych – dodała pani wiceprezes. Fichna wskazał, że były naciski, że on jako prezes działa za wolno i za mało zwalnia pracowników. A. Mikoś powiedziała, że zarzut powolności wypływał z działań audytorskich, że decyzje trzeba podejmować szybko, żeby stabilizować sytuację spółdzielni, która do dziś nie jest wciąż stabilna. Wysłuchanie Aleksandry Mikoś jak i całą rozprawę przerwano, bo 14 grudnia nie starczyło czasu, żeby je dokończyć. W drugiej połowie stycznia mają być przesłuchani w sądzie jeszcze wiceprezes Marek Wyrostek i kadrowa Teresa Wyrostek.
Mariusz Weidner