Świąteczno-noworoczna 10 Nowin
Przepytaliśmy bohaterów naszych artykułów o sprawy świąteczno–noworoczne. Sprawdź, kto przynosi prezenty w ich domach, bez jakiej potrawy nie wyobrażają sobie wieczerzy wigilijnej, z kim chcieliby spędzić wymarzoną noc sylwestrową, czy też jakie mają postanowienia na nowy rok.
1. Choinka – sztuczna czy żywa?
• Senator Ewa Gawęda: Choinka oczywiście zawsze żywa. Po pierwsze ekologiczna, a po drugie niepowtarzalny zapach świeżego drzewka unosi się w domu przez całe święta.
• Prezydent Raciborza Dariusz Polowy: Żywa.
• Wicestarosta Powiatu Raciborskiego Marek Kurpis: W tym roku po raz pierwszy żywa! Rodzinnie podjęliśmy taką decyzję. Różnica zdań polegała jedynie na jej wysokości.
• Rektor PWSZ w Raciborzu Paweł Strózik: Od kilku lat tylko żywa: pięknie pachnie i jest eko.
• Były wiceprezydent Raciborza Michał Fita: Zawsze żywa, wybieramy wspólnie z dziećmi.
• Prezes zarządu Fundacji PGE Energia Ciepła Katarzyna Dutkiewicz: Najczęściej żywa, nieduża, w donicy, która po świętach znajduje swe miejsce w ogrodzie na wsi, gdzie już wiele pokoleń naszych świątecznych choinek szczęśliwie sobie rośnie. Ale doceniam również sztuczne drzewka, które – oprócz swych praktycznych zalet – są też niejednokrotnie prawdziwymi dziełami sztuki dekoratorskiej.
• Radna Powiatu Raciborskiego Ewa Widera: Żadna. Sztucznej nie lubię a żywej mi żal, kiedy się męczy w domu i traci igliwie. Także nie mam choinki.
• Wokalistka z Krzanowic Agnieszka Kawulok: Sztuczna.
• Archiwista i współtwórca filmów o Raciborzu Wojciech Mitręga: Żywa.
• Modelka z Raciborza Julia Niebielska: Choinka zdecydowanie żywa! Jedyny w swoim rodzaju klimat.
2. Kto w Pani/Pana domu przygotowuje świąteczne potrawy?
• Ewa Gawęda: Potrawy przygotowujemy wspólnie z moją mamą (z nami mieszka). Każdy ma swoją specjalizację. Mąż np. zawsze na święta piecze „śląski kołocz”i robi makówki.
• Dariusz Polowy: Żona, a ja z synem pomagamy, jak umiemy.
• Marek Kurpis: Mamy to szczęście, że wigilię spędzamy u jednych i drugich rodziców. Tak planujemy także w tym roku, więc po naszej stronie jest niewiele. Moja rola sprowadza się w jednym przypadku co roku do przygotowania wraz z bratem karpia do smażenia.
• Paweł Strózik: Właściwie każdy ma swój udział i swoje popisowe potrawy: mistrzem kuchni jest moja mama – u niej spędzamy Wigilię Bożego Narodzenia. Ona przygotowuje większość dań, moja żona specjalizuje się w rybach. Dla mnie najczęściej pozostaje rola zaopatrzeniowca...
• Michał Fita: Święta często spędzamy z moją mamą i teściami, więc potrawy przygotowują przede wszystkim żona, mama, teściowa, panowie nienachalnie pomagają w kuchni.
• Katarzyna Dutkiewicz: Potrawy świąteczne w naszym domu to bez wątpienia wyzwanie zespołowe, które oficjalnie rozpoczyna już w listopadzie przygotowanie ciasta na staropolski piernik dojrzewający. Główny front działań kuchennych bierzemy na siebie z córką, podobnie jak wsparcie Aniołka w doborze i kupnie prezentów. Mąż natomiast przede wszystkim kompleksowo ogarnia spożywcze zaopatrzenie, ale i w kuchni ma swój przydział kompetencji i potrawy, które przygotowuje osobiście. Jednym słowem – w grudniu wszystkie ręce na pokład!
• Ewa Widera: Moja mama organizuje z dużym rozmachem kolację wigilijną dla całej rodziny i jest to wspaniała, wzruszająca, wielopokoleniowa atmosfera i chciałabym, aby tak było jeszcze wiele lat.
• Agnieszka Kawulok: Kiedyś babcia, teraz mama.
• Wojciech Mitręga: Sam gotuję.
• Julia Niebielska: Większość przygotowuje, jak co roku, bezkonkurencyjna babcia Krysia, natomiast cała rodzina angażuje się w pomoc.
3. Kutia, moczka, a może coś innego? Bez której potrawy nie wyobraża sobie Pani/Pan wieczerzy wigilijnej?
• Ewa Gawęda: Sztandarowymi potrawami w moim domu są: zupa z zielonego groszku, karp z czerwoną dymfowaną kapustą z jabłkami i ziemniakami pure, kilka różnych potraw ze śledzi, no i oczywiście moczka i makówki (są również jeszcze inne potrawy). Gdybym miała wybrać jedną najbardziej ulubioną potrawę to byłaby to czerwona dymfowana kapusta z jabłkami.
• Dariusz Polowy: Moczka od żony i kutia od mamy.
• Marek Kurpis: Z domu rodzinnego wyniosłem „miłość” do barszczu z uszkami i smażonego karpia, u teściów moim ulubionym daniem jest także oczywiście karp, ale po żydowsku i w galarecie.
• Paweł Strózik: „Woda śledziowa” – to prawdopodobnie regionalna nazwa pysznego śledzia w śmietanie z cebulą i ziemniakami gotowanymi w koszulkach! Danie wymaga precyzyjnego zestawienia proporcji składników, a jego przygotowanie trwa przynajmniej dwa dni.
• Michał Fita: W rodzinnym domu były kutia i kluski z makiem, teraz dodatkowo teściowa przyrządza moczkę. Obowiązkowo musi być barszcz z uszkami!
• Katarzyna Dutkiewicz: Nasze święta to prawdziwy mix tradycji wigilijnych z różnych części Polski: Kresów, Pomorza i Śląska. Na świątecznym stole swe miejsce znajdują potrawy znane nam z domów naszych babć i dziadków z obu stron oraz naszych domów rodzinnych. Chętnie korzystam z tego bogactwa, delektując się kutią poznaną dzięki rodzinie męża, makiełkami/makówkami przygotowywanymi w rodzinie mojego taty, ale nade wszystko moczką, która dla mnie osobiście jest najważniejszym świątecznym przysmakiem obok grochu z kapustą, obowiązkowego do ryby. Groch z kapustą to smakowite, najcieplejsze wspomnienie świątecznej kuchni babci ze strony mamy, która piekła też na święta najpyszniejsze drożdżowe kluseczki z makiem. I ja je przemycam do menu, gdzie śledzie konkurują z karpiem, grzybowa z barszczem, a wśród tylu pyszności pięknie odnajdują się pierogi: ruskie oraz z kapustą i grzybami. W tej świątecznej obfitości zrezygnowałam jedynie z kompotu z suszu oraz zupy rybnej z rybich głów, które nie znajdowały u nas swych amatorów.
• Ewa Widera: Moczka, ale i kutia jako smak dzieciństwa mojego dziadka. Nie wyobrażam sobie wieczerzy bez zupy grochowej i ryb w różnych postaciach.
• Agnieszka Kawulok: Nie wyobrażam sobie wigilii bez „puczków” (makówki zalane mlekiem z masłem i cukrem).
• Wojciech Mitręga: Moczka.
• Julia Niebielska: Barszczu z uszkami i pierogów ze słodką kapustą.
4. Kto przynosi prezenty w Państwa domu? Dzieciątko, Gwiazdor, święty Mikołaj, a może... Dziadek Mróz?
• Ewa Gawęda: Prezenty rzecz jasna przynosi dzieciątko, ukradkiem, po wieczerzy wigilijnej, gdy najmłodsi uczestnicy idą sprawdzić, czy już gwiazdy na niebie świecą.
• Dariusz Polowy: Dzieciątko.
• Marek Kurpis: Oczywiście Dzieciątko.
• Paweł Strózik: Dzieciątko.
• Michał Fita: Dzieciątko z aniołkiem.
• Katarzyna Dutkiewicz: Jako że rodzinne strony mojej mamy to Małopolska, nasze prezenty pod choinkę w wigilijny wieczór podrzuca od zawsze Aniołek. Nawet prawdziwie mroźnymi i śnieżnymi zimami lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pilnowaliśmy z rodzeństwem wytrwale, by przed wigilijną wieczerzą zostawić uchylone okno przy choince, by nas nie ominął! Święty Mikołaj przynosi natomiast drobne, najczęściej słodkie podarunki wyłącznie 6 grudnia.
• Ewa Widera: Dzieciątko.
• Agnieszka Kawulok: Dzieciątko.
• Wojciech Mitręga: Dziadek stuletni.
• Julia Niebielska: Mikołaj 6.12 i Dzieciątko 24.12.
5. Świąteczny prezent, który zapamiętam na zawsze to...
• Ewa Gawęda: Moje pierwsze łyżwy.
• Dariusz Polowy: Informacja o tym, że urodzi się trzeci syn.
• Marek Kurpis: Gdy miałem 5 lat otrzymałem samolot pasażerski na baterie z migającymi światłami, itp. Byłem w „siódmym niebie”... przez kilka dni, póki się nie rozwalił o szafę.
• Paweł Strózik: Nie bardzo pamiętam prezenty materialne, choć i one pojawiają się pod choinką. Dla mnie okres świąteczny to pierwsza okazja do podsumowania roku. Jeżeli w czasie roku udaje się zrealizować zamierzenia i plany (także w sferze niematerialnej), to rok jest udany i zapada w pamięć – to jest moim świątecznym prezentem.
• Michał Fita: Miałem około 10 lat. Funkcjonowały jeszcze sklepy górnicze. Aniołek pod choinkę przyniósł mi... rower! Minikolarzówkę. Mieszkaliśmy w kamienicy więc mogłem tym rowerem jeździć zimą po mieszkaniu.
• Katarzyna Dutkiewicz: Pośród najczęściej bardzo praktycznych prezentów mojego dzieciństwa wspominam do dziś śliczne i ciepłe skórzane rękawiczki z jednym palcem, które pomiędzy pozostałymi włóczkowymi były dla mnie wówczas szczytem elegancji i prezentem prawdziwie luksusowym. Ale najgłębiej w serce zapadł mi maleńki srebrny pierścionek z onyksem, moja pierwsza w życiu (nie licząc pierwszokomunijnego zegarka) prawdziwa biżuteria, dzięki której na Boże Narodzenie w wieku lat trzynastu poczułam się prawdziwie dorosłą i bardzo kobiecą istotą. Do dziś nie rozstrzygnęłam, jakim sposobem Aniołek tak dobrze dobrał właściwy rozmiar pierścionka.
• Ewa Widera: Dla mnie prezentem jest przebywanie z najbliższymi, żaden materialny przedmiot czy niespodzianka nie ma przewagi w tej sytuacji.
• Agnieszka Kawulok: Łyżwy (w wieku 8 lat).
• Wojciech Mitręga: Wór książek.
• Julia Niebielska: Wymarzona lalka barbie ze sklepu na Opawskiej (8 lat).
6. Jaka jest Pani/Pana ulubiona kolęda?
• Ewa Gawęda: Mam taką jedną, wyjątkową. „Kolęda dla Nieobecnych” (Zbigniewa Preisnera). Zawsze po kolacji jej słucham z łezką w oku i wtedy czuję, że wszyscy bliscy, którzy już odeszli, mnie otaczają.
• Dariusz Polowy: „Bóg się rodzi...”.
• Marek Kurpis: Bezapelacyjnie „Cicha noc” – jej klimat jest jedyny w swoim rodzaju.
• Paweł Strózik: Przygotowując odpowiedzi na pytania z przyjemnością przypomniałem sobie kilka kolęd i pastorałek. Nie mam zdecydowanego faworyta, ale jeżeli miałbym wymienić konkretne tytuły, to wspomniałbym: w języku polskim „Gdy się Chrystus rodzi”, w niemieckim „Leise rieselt der Schnee”, a w angielskim „Angels We Have Heard on High”.
• Michał Fita: „Lulajże Jezuniu”.
• Katarzyna Dutkiewicz: Bardzo lubię kolędy i pastorałki, szczególnie w aranżacji „na góralską nutę”. Do tych ulubionych zaliczam „Wśród nocnej ciszy”, „Gore gwiazda Jezusowi”, „Gdy śliczna Panna”, czy prześliczną, znaną chyba wszystkim przedszkolakom „Aniołek maleńki jak wróbelek”.
• Ewa Widera: „Cicha noc”, bo melodia rozpoznawalna jest na całym świecie i potrafi roztkliwić wiele serc.
• Agnieszka Kawulok: Nie potrafię wyróżnić jednej.
• Wojciech Mitręga: Wszystkie.
• Julia Niebielska: Ze względu na cykliczne rodzinne wykonania – „Bracia patrzcie jeno” (pozdrowienia dla cioci Celiny).
7. Z kim chciałaby/chciałby Pani/Pan przełamać się opłatkiem? (dowolna osoba – sławna aktorka, postać historyczna, ulubiony pisarz itd.)
• Ewa Gawęda: Opłatkiem chciałabym się przełamać z siostrą Jolantą, która założyła sierociniec w Zambii w Kasisi. To niesamowita osoba.
• Dariusz Polowy: Witold Pilecki.
• Marek Kurpis: Pewnie rozczaruję... dziadek Bolek (dlatego, że dla mnie święta są nostalgiczne). Minęło ponad 20 lat od jego śmierci, ale był dla mnie kimś wyjątkowym...
• Paweł Strózik: To bardzo trudne pytanie. Przełamanie się opłatkiem jest bowiem doniosłym momentem i ma głęboką wymowę symboliczną – świadczy o serdeczności, pojednaniu czy umacnia wzajemne zaufanie. Z tego względu szukałbym osób do przełamania się opłatkiem raczej w moim bliższym otoczeniu rodzinnym czy zawodowym.
• Michał Fita: Nie mam względu na osoby i wszystkim dobrze życzę.
• Katarzyna Dutkiewicz: Bardzo prędko zabrakło w moim życiu babć i dziadków, Dziadka ze strony taty nie dane mi było poznać wcale. Gdy ja byłam dzieckiem, a część naszych kochanych seniorów jeszcze wśród nas, mieszkali poza Raciborzem i nie przeżyliśmy nigdy wspólnej wielopokoleniowej Wigilii w rodzinnym komplecie. Dlatego ożywiam w wyobraźni taki stół wigilijny, który pozwoliłby nam się ponownie spotkać, przełamać opłatkiem, cieszyć swoją obecnością i bliskością. Spędzić świąteczny czas z tymi, którzy odeszli zanim dorosłam, by móc w pełni czerpać z tych relacji i rodzinnych więzi – byłoby cudownym darem.
• Ewa Widera: Nie mam takiej potrzeby. Życzyłabym tylko żeby ludzie byli dla siebie milszymi i bardziej empatycznymi względem świata i innych.
• Agnieszka Kawulok: Z Kubą Badachem.
• Wojciech Mitręga: Z Marilyn Monroe.
• Julia Niebielska: Świętej pamięci dziadek Bolek.
8. Wymarzona noc sylwestrowa – gdzie i z kim?
• Ewa Gawęda: W gronie najbliższych przyjaciół. Miejsce nie ma znaczenia. To bliscy, a nie miejsca, tworzą wymarzone chwile.
• Dariusz Polowy: Rio de Janeiro z żoną.
• Marek Kurpis: Oczywiście z żoną, w romantycznym miejscu – tylko dwa takie akceptowalne... albo góry albo morze. No i oczywiście musi być śnieg i mróz.
• Paweł Strózik: Oczywiście na balu w uroczystej sali w towarzystwie żony i przyjaciół. Od paru lat udaje się realizować ten plan. W obecnym roku z przyczyn oczywistych pozostaje nam świat fantazji czy fikcji literackiej. W tym wymiarze interesującym wydarzeniem byłoby dla mnie na pewno spotkanie bohaterów „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna, pensjonariuszy sanatorium „Berghof”. Myślę, że miałbym o czym porozmawiać z Hansem Castorpem czy Kławdią Chauchat podczas spotkania na balu.
• Michał Fita: Byle gdzie, byle z żoną.
• Katarzyna Dutkiewicz: W drewnianym domku przy bałtyckiej plaży, z miejscem na ognisko w ogrodzie, z widokiem na morze i niebo zamiast sali balowej, w wygodnych ciepłych ciuchach zamiast sukni z brokatem. Z bliskimi i przyjaciółmi. A krótko przed północą dołącza do nas spontanicznie absolutnie wyjątkowe i arcyważne dla mnie trio Kaczmarski – Gintrowski – Łapiński i już do świtu prowadzimy „długie, nocne rodaków rozmowy” przerywane tylko wersem pieśni i dźwiękiem gitary (to tak jeszcze w duchu świątecznych marzeń niedościgłych w kontekście pytania nr 7).
• Ewa Widera: Nie będę oryginalna: zawsze z mężem i dziećmi wolna od obowiązków i zobowiązań wobec świata.
• Agnieszka Kawulok: Na plaży w ciepłym kraju z przyjaciółmi.
• Wojciech Mitręga: Na promie z podobną do takiej...
• Julia Niebielska: W gronie najbliższych przyjaciół w egzotycznym miejscu.
9. Co było najlepszego/najgorszego w mijającym roku?
• Ewa Gawęda: Najgorszą rzeczą w mijającym roku były skutki wybuchu pandemii, strach o bliskich, niepewność dnia następnego, izolacja, bezradność w starciu z wirusem. Najlepszą rzeczą dla mnie w tym roku był optymizm i mobilizacja ludzi w czynieniu dobra i pomaganiu innym. Zaangażowanie ludzi w akcje szycia maseczek, oddawania krwi i osocza ozdrowieńców powodowały, że w obliczu pandemii, ani przez chwilę nie zwątpiłam w drugiego człowieka, co dawało mi siłę do działania.
• Dariusz Polowy: Najgorsze – koronawirus, najlepsze – że go przetrwaliśmy.
• Marek Kurpis: Najgorsze to COViD-19 i jego społeczne i rodzinne konsekwencje. Najlepsze – wyjazd z przyjaciółmi z liceum na Mazury na łódki.
• Paweł Strózik: Nie pielęgnuję przykrych wspomnień, ale na pewno nie da się przejść obojętnie nad stratą bliskich czy ważnych osób w życiu – takim wydarzeniem była śmierć prof. Norberta Honszy. Natomiast najbardziej radosne, szczęśliwe wydarzenie w mijającym roku to fakt, że zostałem dziadkiem!
• Michał Fita: Najlepsza była informacja, że żona jest w ciąży. Najgorsze bezwzględnie skutki COVID-19 wśród bliższych i dalszych osób, ogólnie w mieście i na świecie.
• Katarzyna Dutkiewicz: Mijający rok wszystkim nam zapewne zapadnie w pamięć z powodu wyjątkowych zagrożeń i wyzwań związanych z pandemią koronawirusa. Zmiany, które wywołała w każdej niemal dziedzinie naszego życia, strach o najbliższych, ciążące mocno poczucie odpowiedzialności za zdrowie współpracowników i podopiecznych, izolacja, to z pewnością najgorsze aspekty 2020. Te trudne miesiące odsłoniły i zweryfikowały przy okazji błyskawicznie – jak to w kryzysie – złe i dobre intencje, zaostrzyły antagonizmy, ale i wydobyły pokłady empatii, solidarności. Inaczej przyszło mi spojrzeć na wiele relacji, trzeba było z jednej strony zaakceptować sporo rozczarowań, z drugiej, na szczęście, odkryć na nowo niezwykłą siłę życzliwości i wsparcia. Wierzę, że więzi, które „zahartowały się w ogniu” tego trudnego roku to jego najlepszy kapitał.
• Ewa Widera: Najgorsze to pandemia i całokształt problemów z nią związanych. Najlepsze, że żyjemy i radzimy sobie w tych trudnych czasach.
• Agnieszka Kawulok: Najlepsze – narodziny syna. Najgorsze – brak. Wszystko, co negatywne przyćmiewa uśmiech małej istotki.
• Wojciech Mitręga: Zbyt wiele pracy.
• Julia Niebielska: Zdecydowanie najlepszym aspektem 2020 roku były świetne projekty, w których miałam przyjemność brać udział. Nie zaskoczy chyba nikogo, że najgorszym w 2020 jest covid.
10. Czy ma Pani/Pan jakieś postanowienie na 2021 rok? Jeśli tak, to jakie?
• Ewa Gawęda: Hmm... Chciałabym by, jak najwięcej środków finansowych udało się ściągać i pozyskiwać do mojego okręgu w postaci różnego rodzaju projektów inwestycyjnych, grantów itp., by np. znikały z naszych oczu tereny pozostawione po zamkniętych kopalniach, a okolica by piękniała w oczach, likwidując również nielegalne wysypiska śmieci. Jednym słowem mówiąc, by ludziom żyło się lepiej.
• Dariusz Polowy: Wybudować lodowisko :)
• Marek Kurpis: Jest ich trochę, ale tylko jedno zdradzę – powrót do rywalizacji sportowej – udziału w zawodach triathlonowych.
• Paweł Strózik: Mnóstwo... niektóre pozostaną tajemnicą (pewnie znów się wymkną spod kontroli), ale na pewno chciałbym być bliżej spraw rodzinnych i częściej mówić bliskim, że ich kocham.
• Michał Fita: Nie robię postanowień, ale nowy rok to na pewno nowa praca.
• Katarzyna Dutkiewicz: Kilka lat temu zdecydowałam się nie podejmować więcej jakichś szczególnych postanowień noworocznych – doświadczenie uczy, że kolejne dni i lata niosą nieprzewidywalne zdarzenia po drodze, od których zależy nasza codzienność, a nic tak nie frustruje, jak zarzucone w kąt własne postanowienia… Dlatego wyznaczam sobie na bieżąco najróżniejsze, mniejsze i większe cele, ale też nie zamykam się na nieplanowane zwroty akcji, które przynoszą często najciekawsze życiowe przygody i doświadczenia. W centrum mojej uwagi pozostaje mało odkrywczo, ale niezmiennie: zdrowie, moje i moich bliskich. Oraz wytrwałe pielęgnowanie nie poddającego się przeciwnościom i upływowi czasu optymizmu i „apetytu na życie”.
• Ewa Widera: Tak. Chciałabym bardziej cieszyć się zwykłym dniem i mieć więcej czasu dla rodziny.
• Agnieszka Kawulok: Postanowieniem jest brak postanowień!
• Wojciech Mitręga: 20 kilo mniej.
• Julia Niebielska: Nie robię postanowień noworocznych, staram się wyznaczać sobie cele na bieżąco. Kluczowym dla mnie w nowym roku będzie odnalezienie równowagi między pracą a życiem prywatnym.