Czytając Franciszka: Przebaczenie
Ks. Łukasz Libowski przedstawia.
Formalny postmodernista
Ostatnim razem nie zmieściłem się już z zachętą do lektury Franciszka, niniejszym więc ją czynię – i to zawczasu, na początku: czytajmy, szanowni państwo, Franciszka, czytajmy rozmaite jego teksty. Jak dla mnie, to dwa są zasadnicze powody, dla których sięgać warto po „twórczość” papieża: merytoryczny i formalny.
Ów powód merytoryczny: myślę, że Franciszek ma nam coś do zaproponowania, coś cennego, koło czego przejść obojętnie byłoby niedobrze, byłoby przynajmniej – owo „przynajmniej” bardzo chcę podkreślić – zaniedbaniem. To coś to reinterpretacja chrześcijaństwa: i to taka reinterpretacja chrześcijaństwa, która pomóc może zachować je i ocalić w naszej epoce. Albowiem ukazuje je ona jako adekwatne, jako przystające, dopasowane do współczesności, jako skrojone do warunków obecnych; albowiem przedstawia je ona jako atrakcyjne dla ludzi naszej doby, zanurzonych w określony kontekst kulturowy, filozoficzny, światopoglądowy: boć chrześcijaństwo zawsze jest atrakcyjne – wszak jest, by tak rzec, dobrą odpowiedzią na problem człowieka, na problem życia, życia człowieka – tylko nie zawsze jako takie, a więc jako atrakcyjne, głównie chyba, choć głowy za to nie dam, z winy swoich reprezentantów i głosicieli, ludziom się jawi.
I powód wtóry: Franciszek przekazuje swoje idee w sposób prosty, temu, co chce powiedzieć, komunikatowi, z którym pragnie dotrzeć do ludzi, przydając nader przyjemną po-stać, postać reader-friendly, przyjazną, miłą dla czytelnika. W pisaniu papieża dużo jest metaforyki, i to metaforyki zaczerpniętej z codzienności, a zatem jasnej, czytelnej, samozrozumiałej, łatwo przemawiającej do wyobraźni, aczkolwiek uznawanej niekiedy przez mężów poważnych, uczonych, przez teologów, za niegodną, za nielicującą z papieskim urzędem – mówi do nas w swoich tekstach biskup Rzymu obrazami. A przy tym jego wywody są potoczyste, wartkie, wręcz pogadankowe, gawędziarskie: przypominają bardzo mowę żywą, bywa, że są rwane, bywa, że Franciszek się w nich powtarza, niejako spiralnie krążąc wokół podjętego przez się tematu, co rusz dokładając doń myśl nową, nowe wątki – poważyłbym się, także, confiteor, dla jakiegoś żartu, na stwierdzenie, że papież nasz jest formalnym postmodernistą.
Jakby na trzy zapytania
Przed dwoma tygodniami wzięliśmy na warsztat, drodzy czytelnicy, fragment Fratelli tutti traktujący o czułości, i poprzez światło tegoż wyjątku staraliśmy się spojrzeć na fenomen czułości, czułości usiłowaliśmy się uczyć. Tym razem sięgnijmy natomiast po ustęp tej samej encykliki Franciszkowej – będziemy się poruszać po punktach tegoż dokumentu od 249. do 252., znowuż, przezornie zastrzegam, odrywając je od ich kontekstu politycznego – w którym to ustępie mowa jest, niewyczerpująco zupełnie – no ale w niczym nam przecież taka przy-czynkarskość czy szkicowość nie musi przeszkadzać, skoro zrazu, „neutralizując” ją w ten sposób, ją sobie uzmysławiamy, tym bardziej, iż zawiera się w niej to, co najważniejsze, co istotne – o przebaczeniu, sprawie trudnej i wiele, co wiem z praktyki spowiedniczej, ogromnie wiele problemów nam sprawiającej.
W słowach, które cytować i reflektować będziemy poniżej, papież odpowiada jakby na trzy tyczące się tego, co zwiemy przebaczeniem, zapytania; raz: czym przebaczenie jest? – dwa: co jest przedmiotem przebaczenia? co należy przebaczyć? – i trzy: jak przebaczenie ma się do sprawiedliwości? Niech te pytania wyznaczą strukturę naszego wywodu.
Siła mroczna, piekielna, ciemna
Na pytanie pierwsze, esencjonalne, jak dla mnie, najciekawsze, Ojciec Święty formułuje najpierw odpowiedź negatywną, stwierdzając, że „przebaczenie nie zakłada zapomnienia”. Ta pierwsza papieska odpowiedź negatywna ze wszech miar warta jest odnotowania i zaznaczenia; nieraz powiedzieć o czymś, czym to nie jest vel z czym nie ma to nic wspólnego, z czym nie jest to związane, sprzężone, to powiedzieć o tym bardzo dużo – i w tym wypadku tak właśnie się dzieje. Dlatego przy owej odpowiedzi Franciszkowej negatywnej potrzeba się nam chwilę zatrzymać, że wielu z nas – przekonałem się o tym, daję słowo, po wielokroć na własne uszy – myśli o przebaczeniu nie inaczej, ale dokładnie jako o zapomnieniu: przebaczenie utożsamiamy z zapomnieniem, przebaczyć znaczy dla nas zapomnieć. Tymczasem, uczy Franciszek, przebaczenie nie rodzi się z zapomnienia, przebaczenie nie jest niepamięcią. Ba, wydaje się, iż papież jest nawet zdania – proszę pozwolić mi tu dorzucić co nieco do wypowiedzi biskupa rzymskiego, głośno mianowicie i wprost wyrazić to, co w jego uwagach jest, owszem, zawarte, ale implicite – że przebaczenie łączy, splata się z pamięcią, że przebaczenie pamięć zakłada. Czytamy wszak we Fratelli tutti: „Łatwo jest dziś popadać w pokusę pójścia naprzód, mówiąc, że minęło sporo czasu i że musimy patrzeć w przyszłość”. A wskazawszy, zdiagnozowawszy tę pokusę pójścia naprzód bez zważania na to, co minione, co byłe, Ojciec Święty mocno dodaje – właściwie jest to wykrzyknienie, są to właściwie dwie sentencje bardzo emocjonalne, kto wie, czy nie najbardziej emocjonalne w całej encyklice: „Nie, na miłość Boga! Bez pamięci nigdy nie można iść naprzód; nie można się rozwijać bez pełnej i jasnej pamięci”. Tak, wynika z tych słów Franciszka – sądzę, iż można je tak interpretować – że pamięć jest conditio sine qua non, warunkiem koniecznym przebaczenia. Pisze papież: „Bardzo dobrze jest pamiętać o tym, co dobre”. A jeśli tak, to dołożyć do tego sądu można i sąd następujący: bardzo dobrze jest pamiętać o tym, co złe. Czemy niby – można się zastanawiać – rozpamiętywanie tego, co dobre i co złe, jest wskazane, zalecane, jest dobre? Bo rozpamiętywanie ono jednego i drugiego konstytuuje naszą tożsamość, bo pamięć tak o jednym, jak o drugim stanowi nas, tworzy, konstruuje to, kim i jacy jesteśmy: jesteśmy – rzec się daje zgrabnie – tym, co pamiętamy, nasza historia to my, my to nasza historia.
A zatem: „przebaczenie nie zakłada zapomnienia” – to już wiemy; „osoby, które prawdziwie przebaczają, nie zapominają […]”. Cóż więc robią? Co czynią? Celuje teraz Ojciec Święty w samo sedno i definiuje przebaczenie: „Osoby, które prawdziwie przebaczają, […] wyrzekają się opanowania przez tę samą niszczycielską siłę, która wyrządziła im krzywdę”. U podstaw takiego orzeczenia leży ciekawa i, uważam, dorzeczna całkiem, słuszna teza, podług której zaznanie, doznanie krzywdy równa się jakiemuś przedziwnemu, tajemnemu otwarciu się na siły zła, jakiemuś wkroczeniu czy, w dramatyczniejszym ujęciu, wtargnięciu do życia człowieczego zła; założona ta teza głosi, iż siła mroczna, piekielna, ciemna, której mocą jeden człowiek krzywdzi drugiego człowieka, wtedy, kiedy za jej przyczyną dzieje się właśnie krzywda, bierze w swoje nieszczęsne, fatalne władanie, w swoje objęcia krzywdzonego. W efekcie zaś skrzywdzony czynić chce to samo, co jemu uczyniono, chce wywdzięczyć się pięknym za nadobne, czyli chce krzywdzić, które to pragnienie, stale, konsekwentnie narastając, zwłaszcza chyba wtedy, gdy nie może być zrealizowane, gdy nie może się ziścić, spełnić, rozsadza go, działa nań destrukcyjnie, pomału, stopniowo wiedzie go ku ruinie. Po-wstaje w ten sposób spirala zła, samonakręcająca się spirala zła, nieuchronnie i tragicznie dążąca do samounicestwienia, samozniszczenia, dążąca do zburzenia relacji międzyludzkich, łamiąca, krusząca rzeczywistość ludzką. Stąd to Franciszek powiada, jak mi się zdaje, iż przebaczenie to uwolnienie, wyzwolenie się spod panowania siły demonicznej, to wyswobo-dzenie się spod niosącego tylko i wyłącznie zgubę władztwa szatańskiego: ci, którzy przebaczają – pisze biskup Rzymu – „przełamują błędne koło i powstrzymują inwazję sił zniszcze-nia”, zarazem pomagając przy tym sobie, czyniąc – uzupełnijmy – wiele dla siebie, dla swojego zdrowia, dla swojego ocalenia, dla swojego koniec końców szczęścia. Stąd to przyjąć daje się konstatację, iż przebaczenie to odłożenie krzywdy na bok, to „unieszkodliwienie” krzywdy, to sprawienie, żeby nie zatruwała nam ona życia, nie miała wypływu na nasze funkcjonowanie, na podejmowane przez nas decyzje, na nasze ustosunkowywanie się do ludzi, na nasze obcowanie i układanie się z ludźmi.
To samo wysłowić można inaczej jeszcze, patrząc na kwestię z innej strony, sięgając po pojęcie zazdrości – i robi to Franciszek. Toż pisze: przebaczający „postanawiają nie za-szczepiać w społeczeństwie energii zemsty, która wcześniej lub później spadnie na nich samych”. Dlaczego nie godzi się reagować na krzywdę zemstą? Ojciec Święty wyjaśnia: ponieważ „zemsta niczego nie rozwiązuje”. Rozwija papież tę ideę tak: „Zemsta […] nigdy [bowiem; przyp. Ł.L.] tak naprawdę nie zaspokaja niezadowolenia ofiar. Istnieją przestępstwa tak przerażające i okrutne, że sprawianie, by cierpieli ich sprawcy nie służy poczuciu, że przestępstwo zostało zrekompensowane. Nie wystarczyłoby także zabicie przestępcy, ani nie można też znaleźć tortur, które mogłyby się równać z tym, czego mogła doznać ofiara”.
Jedzie papież po bandzie
Zajmijmy się pytaniem postawionym wtórym: co winno objęte zostać przebaczeniem? co zasłonić należy kurtyną przebaczenia, co welonem przebaczenia należy przesłonić? Na zapytanie to odpowiedzi dostarczałyby zdania z Fratelli tutti następujące: „Mówimy raczej, że kiedy jest coś, czemu w żaden sposób nie można zaprzeczyć, czego nie można zrelatywizować lub ukryć, to mimo wszystko możemy to przebaczyć. Gdy mamy do czynienia z czymś, co nigdy nie powinno być tolerowane, usprawiedliwiane czy rozgrzeszane, możemy to przebaczyć. Gdy mamy do czynienia z czymś, o czym w żadnym wypadku nie wolno nam zapomnieć, możemy to przebaczyć”. Co więc przebaczyć? – otóż papieska charakterystyka przedmiotu przebaczenia jest trójelementowa: to, „czemu w żaden sposób nie można zaprzeczyć, czego nie można zrelatywizować lub ukryć”; to, „co nigdy nie powinno być tolerowane, usprawiedliwiane czy rozgrzeszane”; wreszcie to, „o czym w żadnym wypadku nie wolno nam zapomnieć”. Oczywiście, nie ulega jakiejkolwiek wątpliwości, że znaczy to, iż wybaczyć potrzeba wszystko, bezdyskusyjnie, absolutnie i bezwzględnie wszystko.
Zajmując takie stanowisko, Franciszek okazuje się być wielkim chrześcijańskim radykałem – radykałem na miarę, powiedzieć jednak trzeba, ewangelii – wysoko zawieszającym sobie oraz współbraciom swoim i współsiostrom w wierze poprzeczkę, czego nie zwykło się chyba przecież o nim powtarzać, przedstawiając go dość powszechnie – pozor: chwytam się tu złośliwości – jako wujaszka Frania, dobrego wujka Franka, który wszystko zatwierdza i wszystkim na wszystko pozwala, niczego od nikogo nie wymagając. Tenże Franciszkowy chrześcijański radykalizm uwidacznia się jeszcze może bardziej, jeszcze dobitniej wówczas, gdy papież pisze nieco dalej, komu przebaczyć: „Jeśli przebaczenie jest darmowe, to można przebaczyć także temu, kto opiera się poczuciu winy i nie jest zdolny, by prosić o przebaczenie”. Otóż przebaczyć w opinii Ojca Świętego należy wszystkim, nawet – czy może raczej przede wszystkim – tym, których nie gryzą, nie zadręczają wyrzuty sumienia, którzy nie poczuwają się do żadnej winy i o przebaczenie nie umieją, nie są w stanie prosić i błagać. Praw-da, że jedzie papież po bandzie?
Genialne wglądy
Przejdźmy na ostatek do relacji przebaczenie – sprawiedliwość. Jak relacja ta w mniemaniu Franciszka się kształtuje? Jak obecny biskup Rzymu, genialne mający wglądy w ludzką naturę i w sprawy ludzi, relację tę widzi? Wpierw wypowiada się – znów – negatywnie, że przebaczenie nie oznacza bynajmniej bezkarności: „Nie mówimy […] o bezkarności”; jeśli więc dobrze papieża rozumiem, to zaznacza on tak, iż przebaczenie i, posługując się wprowadzonymi przez nas kategoriami, sprawiedliwość to rzeczywistości trwające dlań obok siebie, rzeczywistości względem siebie równoległe. Potem natomiast zwraca Ojciec Święty uwagę na to, że „[…] sprawiedliwości należy szukać w sposób właściwy […]”; i roztłumacza, czym jest ów sposób właściwy. Powiada bowiem: dochodzić sprawiedliwości w sposób słuszny to dochodzić jej „[…] ze względu na umiłowanie samej sprawiedliwości, z szacunku dla ofiar, aby zapobiec nowym przestępstwom i w celu ochrony dobra wspólnego […]”, nie zaś – powiedzmy już od siebie – w celu wyładowania swojej złości, swojego gniewu, nie zaś w celu pomsty, wyrównania rachunków. I papieska konkluzja: „Przebaczenie jest właśnie tym, co pozwala na szukanie sprawiedliwości bez popadania w błędne koło zemsty czy nie-sprawiedliwość zapomnienia”; czyli – sparafrazujmy tę konkluzję – przebaczenie jest narzędziem, środkiem pozwalającym we właściwy sposób wprowadzać, ustanawiać, czynić na ziemi, pośród nas sprawiedliwość: przebaczenie, tylko przebaczenie.