Sudół postawił na skromną, ale bezpieczną procesję konną
Chętnych, by dołączyć do tradycyjnego objazdu pól w dzielnicy Raciborza było znacznie więcej niż tych, którzy pojawili się pod plebanią w Poniedziałek Wielkanocny.
Alfred Krzyżyk, który należy do grona organizatorów dorocznej procesji konnej, mówił, że odebrał mnóstwo telefonów z zapytaniem: jedziecie? Tak jak przed rokiem pandemia wywróciła do góry nogami organizację najważniejszego wydarzenia dla Sudołu i zaprzyjaźnionych z miejscowymi „koniorzomi” miłośników koni. Tym razem obostrzenia były bardziej poluzowane niż wiosną 2020 roku. Miejscowi postanowili zorganizować przejazd z udziałem kilkunastu jeźdźców. Zmodyfikowali swą tradycyjną trasę i zrezygnowali z poruszania się drogą krajową nr 45. – Jadę po raz 50. i nie sądziłem, że wrócę do czasów, w których zaczynałem, gdy we wsi Sudół jechało po kilkanaście koni, wyłącznie miejscowych, a ksiądz proboszcz odganiał nieletnich, co chcieli się dołączyć – uśmiechał się jubilat Jan Płaczek. Pół wieku uczestniczy w procesjach, a zamiłowanie do koni przejęła od niego córka Kinga, która towarzyszy w siodle. Z rolnikami w objazd udał się proboszcz Norbert Nowotny, który przed rozpoczęciem procesji pobłogosławił jej uczestników. Podkreślał, że to bardzo ważna tradycja dla jego parafian. Zrezygnowano z towarzyszących dotąd każdej procesji wyścigów po ulicy Topolowej, bo organizatorzy wiedzieli, że przyjdą je oglądać tłumy, a obostrzenia pandemiczne zakazują zgromadzeń.
(ma.w)