Czy w Kuźni wybudują spalarnię? Mieszkańcy protestują
Kiedy urząd miejski wyłożył do publicznego wglądu projekt studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy wraz z prognozą oddziaływania na środowisko, wśród mieszkańców zawrzało. – Czy będziemy mieć spalarnię? – pytają, bo w dokumencie pojawia się zapis o takiej inwestycji.
– Burmistrz Paweł Macha razem z szefem wodociągów chcą wybudować spalarnię odpadów, podobno dla dobra mieszkańców gminy, żeby mniej płacić za śmieci. Nie rozgłaszają tego, ale teraz w internecie, na swojej stronie ogłosili taki dokument: studium kierunków, żeby zgłaszać uwagi do niego. Te uwagi można zgłaszać do 13 września – napisali do nas mieszkańcy. – Dowiedzieliśmy się, że zapisali tam, że można na starym tartaku na ul. Tartacznej wybudować spalarnię i na ul. Klasztornej, tam, gdzie są wodociągi to samo, tylko nazwane instalacja do termicznego przekształcania odpadów. Burmistrz myśli, że u nas tylko głupi ludzie mieszkają i nie zrozumieją tego studium. A jak już miną wszystkie terminy to studium radni przyklepią i pozamiatane i będą mogli spalarnię zbudować. Nikt nie pyta mieszkańców o zdanie i samowolkę zrobią ci w urzędzie albo w wodociągach, a my będziemy potem te smrody wdychali – kontynuują mieszkańcy, prosząc redakcję Nowin o nagłośnienie tematu, bo „my, mieszkańcy Kuźni nie pozwolimy na takie świństwo”.
– Tyle krzyku o ekologii, a nam władze szykują coś takiego i pewnie jeszcze będą tłumaczyć, że to będzie nowoczesne i bez zagrożenia. Nigdzie w gminach nie ma takich spalarni i my nie chcemy, żeby ktoś sobie eksperymenty w Kuźni robił – czytamy w dalszej części. Pod koniec pisma mieszkańcy pytają: „Kto nam zapłaci za nasze zdrowie?”
Paweł Macha: kto jak nie my?
Burmistrz Paweł Macha wraz z Radosławem Kasprzykiem, prezesem Gminnego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Kuźni Raciborskiej szerokie wyjaśnienia przedstawili w materiale przygotowanym przez lokalny portal www.tylkokuznia.info.
Na wstępie włodarz mówi o dokumencie, który, jak wskazuje, raz na kilkadziesiąt lat jest przygotowywany. Ten określa w sposób ogólny politykę przestrzenną i lokalne zasady zagospodarowania. – W takim stadium trzeba mieć w perspektywie wiele następnych lat, po to, aby mieć otwartą drogę w razie czego do realizacji tej czy innej inwestycji – podkreślił.
Burmistrz o zapisie dotyczącym spalarni powiedział, że ten jest „propozycją dla rady miasta i mieszkańców, aby zmierzyć się z tym, co nas w przyszłości czeka”, wskazując na Park Krajobrazowy Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich, w którym leży gmina Kuźnia Raciborska. Jak podkreśla, obecnie samorządy mierzą się z negocjacjami na temat regulaminu „życia w tym skansenie pod warunkiem uchwalenia studium”. – Musimy założyć pewne działania, bo jeżeli uchwalą nam ten Park Krajobrazowy razem z regulaminem, wtedy już żadnego ruchu nie będzie, mimo że jesteśmy samorządem, nie będziemy mieli wpływu zupełnie na nic. Ani na lokowanie jakichś zakładów pracy, ani na powstawanie tego typu urządzeń – dostrzega zagrożenia.
Dalej nawiązał do gospodarki odpadami, którą gmina reguluje sama, bez zlecania wywozu prywatnej firmie. Taką możliwość daje prawo, które obowiązuje od 2017 r. i tzw. zamówienia in house (wewnętrzne). Umożliwia rezygnację z przetargu i zlecenie zadania samorządowej spółce. W Kuźni tą działką zajmuje się Gminne Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Z roku na rok dostrzegane są jednak coraz większe koszty gospodarowania odpadami. Burmistrz Macha o spalarni mówił, że to walka z ciągłym wzrostem kosztów, stwierdzając, że z tym można walczyć na dwa sposoby. – Tak jak jest pozoracja walki w gminach ościennych, tak u nas wzięliśmy się do roboty – powiedział na nagraniu zamieszczonym w internecie.
W kwestii śmieci wskazuje także na normy, które na gminę nakłada Unia Europejska, mówiąc, że w idealnym obiegu zamkniętym odpad powinien służyć ponownie. I jak wylicza, z ogólnej masy 3 tys. ton, samorząd w części potrafi już to robić (chodzi m.in. o segregację odpadów), a w części jeszcze nie, co jak podkreśla, podraża system. Tutaj miałaby pomóc spalarnia, gdzie utylizowane byłyby odpady drewniane i drewnopochodne.
– Gmina Kuźnia Raciborska nie ma żadnych planów na chwilę obecną takich, aby zbudować spalarnię śmieci, które będą migrowały z jakichś ościennych miejscowości. My mamy zamiar poradzić sobie z odpadem drewnopochodnym – kontynuuje, podkreślając, że jest go coraz więcej i tendencja będzie wzrostowa (obecnie na terenie gminy wytwarzanych jest 300 ton tego odpadu. Rządzący spodziewają się wzrostu do 500 ton). Sam odpad nazywa „źródłem taniego ciepła odpadowego”, które, jak powiedział, można wykorzystać do przyspieszenia procesu kompostowania oraz do ogrzewania bloków na terenie gminy.
Burmistrz, przekonując mieszkańców do tej inwestycji, pyta na wideo „kto jak nie my?”. Ocenia, że spalarnia jest bezpieczna w rękach samorządu, a nie prywatnych, bo, jak stwierdza, pojawia się niebezpieczeństwo, że powstaną „jakieś hałdy i nikt za to nie będzie odpowiadał”.
Tylko za zgodą mieszkańców
Radosław Kasprzyk, prezes GPWiK, zauważa natomiast, że wszystko, co przywożone jest do przedsiębiorstwa, nazywane jest odpadem. Przytacza przykład tui, której pień, mimo że nadaje się jako materiał do spalenia, jest traktowany jako odpad, wskazując na problem ustawowego nazewnictwa. Mówi o chęci poradzenia sobie z poszczególnymi frakcjami odpadów, co ma przynieść oszczędności dla przedsiębiorstwa. – Jeżeli byłaby zgoda na postawienie kotła na odpady, które na nieszczęście tak się nazywa, ponieważ wkładamy do niego odpady, to my ogrzejemy zakład i halę do przeróbki, sortowania plastiku – powiedział były przewodniczący rady. Obecnie przedsiębiorstwo (a wcześniej mieszkańcy) za utylizowanie tony drewna płaci w granicach od 750 a 1200 złotych.
Realizację inwestycji określa stwierdzeniem „jeśli będzie państwa zgoda”. – Nic nie musi powstać, nic nie musi działać, jeśli nie będzie zgody. Ale ja mam w obowiązku przedstawienie alternatywy i wskazanie, że jeżeli zostawimy system taki, jaki on jest, to nie mamy wpływu na cenę. Przedsiębiorstwo musi to oddać na poszczególne instalacje – stwierdza. Deklaruje również, że nie chce, jako prezes GPWiK, stworzyć czegoś uciążliwego dla mieszkańców.
Decyzja należy do radnych
Burmistrz Macha dostrzega jednak, że „zapisy w tym studium mogą budzić kontrowersje”. Wspomina o ograniczonym zaufaniu, jaki pojawia się ze strony mieszkańców do władz, ale twierdzi, że gmina nie może sobie pozwolić, aby „kolejnym pokoleniom nie otworzyć furtki, aby normalnie funkcjonować”.
Sprzeciw mieszkańców względem tej inwestycji włodarz określił „mentalnymi ograniczeniami”. Mówił również o farmie fotowoltaicznej, ujętej w tym dokumencie, gdzie wytworzona energia miałaby oświetlać ulice i dostarczać prąd do jednostek podległych gminie. – Mamy przed sobą decyzję, którą musimy podjąć na kilkadziesiąt następnych lat. To nie jest decyzja na jutro, pojutrze czy „jakoś to będzie”. Kłopotów nie zamieciemy pod dywan, my się musimy z nimi mierzyć. Będziemy się z nimi mierzyć przy pomocy własnych radnych. Macie swoją reprezentację w radzie miasta, to oni podejmują decyzje. Studium powinno zostawić furtki, nie prywatnym, a JST (Jednostka Samorządu Terytorialnego – przyp. red.), państwu, którzy jesteście właścicielami terenów, na których takie rzeczy, uchwały i dopuszczenia będą robione, aby przyszłe pokolenia miały jakiś ruch. To nie może być tak, że my dzisiaj z powodów mentalnych ograniczeń, niestety edukacyjnych, bo takie spalarnie istnieją w centrach miast i są doskonale funkcjonujące i ogrzewające mieszkańców, nie dopuścimy do takich decyzji przyszłym pokoleniom – powiedział Paweł Macha.
Zapowiedział, że stosowną dyskusję w kwestii m.in. spalarni można przeprowadzić w chwili pracy nad planem zagospodarowania przestrzennego. Uznaje, że teraz ta nie ma większego sensu, bo jak podkreśla, studium to założenia na przyszłość.
Dawid Machecki