Złączeni uczuciem na pół wieku. Złote Gody w Gminie Rudnik
Jedni poznali się na stołówce, inni na dworcu PKS. Życiowe losy sprawiły, że wybranek przybywał na ziemię rudnicką znad morza lub z gór. Niezmiennie każdą z par połączyła miłość, a cierpliwość pozwoliła im szczęśliwie przeżyć wspólnie 50 lat. 7 małżeństw świętowało w restauracji Miriam w Rudniku, zaproszonych tam przez kierowniczkę Urzędu Stanu Cywilnego i wójta gminy.
– Życzę wam wszystkim zdrowia, bo ono dziś jest najważniejsze, w tych czasach niełatwych. Było i musi być na pierwszym miejscu. Dziękuję za całokształt tego, co zrobiliście dla naszej gminy – podkreślił w swojej przemowie wójt Piotr Rybka.
Kierownik USC Sabina Zięć mówiła m.in. o tym, że wspólne życie pozwoliło małżonkom umocnić ich miłość, jedność oraz przywiązanie, a także rozwijać rodzinę. – Teraz z perspektywy czasu widzicie owoce waszego trudu. To były szczęśliwe lata, a dla innych piękny wzór, przykład dla następnych pokoleń. Oby wszystkie pary były tak zgodne jak wasze – zaznaczyła na wstępie wydarzenia.
Wójt wręczył parom przyznane przez prezydenta RP odznaczenia za długoletnie pożycie małżeńskie. Dla zaproszonych przygotowano poczęstunek i prezenty z urzędu.
(ma.w)
Łucja i Henryk Bulendowie. Ich ślub odbył się w styczniu, ale przy ładnej pogodzie, w Łanach. Ona pochodzi z Podlesia na ziemi opolskiej. Przeprowadziła się stamtąd do Brzeźnicy. Urodziła 3 dzieci – 2 synów i córkę. Małżonkowie mają 2 wnuków i 3 wnuczki. Pan Henryk to słynny sportowiec – był zapaśnikiem w brzeźnickim Dębie. 15 lat walczył na matach, był mistrzem kraju juniorów i młodzików. Pracował też na roli, a pani Łucja zajmowała się domem. – Szanować się trzeba wzajemnie, być najlepszym dla drugiego – radzą pytani o sposób na długi związek.
Maria i Franciszek Kachelowie. Po raz pierwszy wpadli na siebie na dworcu PKS. Przyszły mąż pracował jako kierowca. Tato pani Marii przyjechał z nim kiedyś i tak się zaczęło. Pan Franciszek całe życie jeździł ciężarowymi samochodami. On pochodzi z Gamowa, ona z Grzegorzowic. Ślub brali w Łubowicach. Żona prowadziła dom. Mają 4 dzieci – syna i 3 córki. Doczekali się 4 wnuków. – Jeden drugiemu musi ustąpić. Nieraz bywało różnie, ale te lata przeżyliśmy wspólnie – podsumowali małżonkowie.
Regina i Jerzy Kaczyńscy. On urodził się w Ełku, a później mieszkał nad Bałtykiem. Na Śląsk trafił za pracą. Dziewczynę z Grzegorzowic poznał w rafakowskiej stołówce. Ślub wzięli we wrześniu. Dzień był słoneczny, choć w nocy spadł deszcz. Pani Regina pracowała w branży gastronomicznej, a pan Jerzy całą karierę był spawaczem, nie tylko w Rafako, ale też w Instalu Kraków. Wychowali 5 dzieci – 4 synów i córkę. Mają 8 wnucząt. – Bóg musi dać zdrowie, żeby tyle można było razem przeżyć – uważa jubilatka.
Monika i Józef Lamkowie. Na pierwszą randkę umówili się w... kaplicy. – Młodzi jeszcze byliśmy, mama nie chciała pozwolić, żebyśmy się już spotykali. 5 lat chodziliśmy ze sobą – wspominają małżonkowie. Ślub wzięli na Płoni w Raciborzu, choć oboje są z Grzegorzowic. – Na zaloty w laczkach się chodziło – śmieje się pani Monika. On pracował na kopalni, a ona była krawcową, pomagała w przedszkolu i prowadziła gospodarstwo domowe. Wychowali córkę i syna, mają dwoje wnuków. – Życzyć innym żeby się to każdemu udało jak nam. Jak życie się poukłada, to jest w porządku. Ważne żeby jaka choroba nie przyszła. My dbamy o siebie nawzajem – mówili jubilaci pytani o receptę na udany związek.
Ernest i Maria Pendziałkowie. – Znaliśmy się od zawsze, bo pochodzimy z tej samej wsi, Gamowa. Kiedy miałam 16 lat, po raz pierwszy rodzice zabrali mnie na karnawałową zabawę. Ernest podszedł poprosić mnie do tańca. Już wtedy powiedział: ty będziesz moja. Wybrał mnie i tak zostało – wspomina pani Maria. Wesele odbyło się w Gamowie w kwietniu. Przez cały tydzień przed datą ślubu padał deszcz, ale w sam dzień zaślubin pięknie zaświeciło słońce. On był piekarzem, ona zajmowała się domem. Mają 4 dzieci – 2 synów i 2 córki. Cieszą się z pięciorga wnuków (3 dziewczynki i 2 chłopców). – Najważniejsza w związku jest cierpliwość i trzeba przebaczać, iść na ustępstwa – uważa zgodnie para z Gamowa.
Władysława i Bronisław Piperkowie. Na początku lat 60. ubiegłego wieku pani Władysława przyjechała z górskiej miejscowości Ujsoły na Śląsk, w odwiedziny do brata i poznała tu pana Bronisława. 6 lat chodzili ze sobą. Znajomość utrzymywali także korespondencyjnie, pisząc do siebie listy. W końcu odprawiono typowe góralskie wesele, które trwało 4 dni. Osiedliliśmy się na Śląsku, tu urodziło się 6 naszych dzieci – 5 synów i córka. Oboje pracowali w gospodarstwie rolnym w Rudniku, pan Bronisław był tam kierowcą, traktorzystą i kombajnistą. Doczekali się 10 wnuków (4 dziewczynki 6 chłopców). Mają 2 prawnuków. – Jak jest miłość i zgoda to się razem przeżyje pół wieku i dłużej – zapewniają.
Agnieszka i Florian Rumpelowie. W skojarzeniu tej pary pomógł sąsiad, ale kluczowa dla losów związku okazała się zabawa w lokalu w raciborskiej Oborze. Wesele było w październiku, przy ładnej pogodzie. Odbyło się w domu pana młodego, bo siostra pani Agnieszki też brała ślub. Pan Florian pracował na kopalni, a żona zajęła się domem. Mieli 4 ha pola i trzeba było się zająć gospodarstwem. Wychowali 4 dzieci – 3 synów i córkę. Mają 9 wnuków (5 chłopców i 4 dziewczynki) – najstarsza ma już 26 lat, a najmłodsza dopiero 2 lata. – W związku najważniejsza jest cierpliwość. Wszystko przyjdzie jak ona będzie – uważa para jubilatów.