Drezyną przez las. Piknik entuzjastów kolei w Oborze
Trwające około kwadransa przejazdy pojazdami szynowymi własnej roboty były niedzielną atrakcją pod Arboretum Bramy Morawskiej. Przy okazji członkowie TEK-u czyścili linię kolejową nr 176 zarośniętą i zaniedbaną.
Żeby taki piknik z przejazdami mógł się odbyć, trzeba było przygotować trasę, czyli uprzątnąć zalegające gałęzie czy kłody drzewa. Członkowie Towarzystwa Entuzjastów Kolei jeździli przez 3 godziny na dystansie około kilometra, między Oborą, a Brzeziem – Dębiczem. Przejazd zajmował około kwadransa tam i z powrotem.
Konduktor Jezusek
W rolę konduktora wcielił się Robert Jezusek, a maszynistą był Mariusz Górski. – 176 001 gotów do odjazdu – mówił do radia pan Robert, gdy drezyna zapełniała się pasażerami (wchodziło ich 5 – 6).
To drugi piknik drezynowy TEK w tym miejscu. W 2019 zorganizowali jego pierwszą edycję. Prezes towarzystwa Piotr Adamczyk wspominał też wydarzenie z 2015 roku, kiedy piknik odbywał się w dwóch miejscach, w dwóch powiatach: wodzisławskim i raciborskim.
19 września na stacji, prowizorycznie utworzonej przy wejściu do Arboretum (ustawiono tam stosowną tabliczkę z napisem Obora, stylizowaną na tablice przy stacjach kolejowych) prezes Adamczyk powiedział nam, jak działa TEK i dlaczego stawia na swoje priorytety.
Ocalić od rozkradzenia
Nasz rozmówca przypomniał, że linia 176 biegnie z Raciborza – Markowic do Olzy. Służyła w przeszłości do wywozu węgla z kopalni Anna. Wykorzystywano ją do 2012 roku, a obecnie ma status infrastruktury nieczynnej.
– Dlaczego o nią dbamy? Nie chcemy dopuścić do tego, żeby została rozkradziona, żeby o niej zapomniano. Może się jeszcze przydać – uważa pan Piotr.
To dwa jej potencjalne zastosowania:
– do wywozu kruszyw (w tej chwili do tego nie służy, bo nie opłaca się to ze względów systemowych, jak powiedział prezes)
– na wypadek objazdu linii głównej przez Racibórz, bo będzie wtedy jej słaba przepustowość i stacja będzie przymknięta lub zamknięta przez dłuższy czas;
– dla pociągów towarowych, żeby nie blokowały linii głównej; będzie można wtedy puścić główną więcej pociągów osobowych; aktualnie ta linia „jest strasznie obłożona” pociągami towarowymi, które jeżdżą tamtędy cały czas;
Według nas to absurd
Ten piknik to forma nagłośnienia problemu z linią 176. – Wśród lokalnych i regionalnych władz pokutuje określenie, że to linia nieczynna i niepotrzebna. Są rozmowy o budowie ronda na jej części, o rozebraniu linii. Czynione są takie próby – przyznał P. Adamczyk.
–Traktuje się ją jak wielki problem. Mówi o wysokich kosztach przebudowy przy zmianie projektu budowy Drogi Regionalnej Racibórz – Pszczyna, którą ona przecina. Miałoby to podrożyć koszty jej budowy o 50, 100, a nawet 120 mln zł. Według nas to jest absurd. Postulujemy od dawna modyfikację układu drogowego tak, żeby nie kolidował z linią kolejową – kontynuował Piotr Adamczyk.
Według prezesa TEK samorządy forsują likwidację tej linii i choć w 2015 roku jej los wisiał na włosku, to kolejny rząd (PiS) w ogóle zrezygnował z likwidacji linii kolejowych, co planowali poprzednicy (PO – PSL).
– Na chwilę obecną nie ma zagrożenia likwidacji tej linii – podkreślił prezes Towarzystwa.
Piknik nazwał kroplą w morzu, bo entuzjaści chcieliby więcej atrakcji na pikniku, ale ograniczają ich zasoby, a wsparcie znajdują niewielkie w lokalnym środowisku. TEK powstał w 2012 roku jako stowarzyszenie zwykłe. Od 2019 roku jest organizacją pożytku publicznego. – Robimy wszystko z własnych środków, własnymi finansami – przyznał P. Adamczyk.
Drezyna własnej roboty
Znanego z licznych publikacji w prasie Jana Psotę z TEK zastaliśmy przy karczowaniu zarośniętej zielenią linii nr 176. – Pomyśleliśmy, że przy deszczowej pogodzie frekwencja uczestników pikniku nie będzie duża, to my wykorzystamy ten czas, żeby pokazać, na czym polega nasza robota w towarzystwie.
Psota skonstruował specjalną drezynę do czyszczenia torów. – Do późnej nocy ją przerabiałem przed piknikiem. Żeby móc wycinać także w pionie. Wszystko musi być zesieczone przed zimą, żeby nam ktoś figli nie narobił jak miesiąc temu. Bo się znalazł amator, co śrubki poodkręcał z szyn. Ale następnego dnia był już schwytany – oznajmił Psota.
W kwestii wykorzystania linii 176 uważa, że atutem tego rozwiązania jest użyteczność. – Z jednej żwirowni w obrębie Zbiornika wyjeżdża 60 ciężarówek po 25 ton każda. To można te 1000 ton załadować na 1 pociąg. Tymczasem ciężarówki rozjeżdżają nam drogi, za które płacimy my z naszych podatków. A podatku z ciężarówki jest 5 razy mniej niż kosztuje ten asfalt przez te wozy zniszczony – tłumaczył entuzjasta kolei.
Psota dodał, że to tylko wątek poboczny względem problemu głównego – postępującego ocieplenia klimatu i nadmiernej emisji dwutlenku węgla do atmosfery. – W trosce o przeżycie powinniśmy myśleć bardziej racjonalnie, a tu nie ma woli – zauważył Jan Psota.
Trzy biegi ze złomowiska
Po fragmencie linii 176 jeździły dwie drezyny – jedna z silnikiem z „malucha”, a druga na pedały. – Ona jest lepsza od tradycyjnej, bo mięśnie nóg są silniejsze niż rąk. Ta drezyna napędzana pedałami jest taka „sportowa” – wyjaśnił Psota.
Można było nią osiągnąć prędkości 15 km/h, a przy większym wysiłku – nawet 20 km/h. Ważyła 100 kg i mogło nią pojechać nawet 7 osób.– Zdejmujemy agregat, wkładamy fotele i jedziemy. Na razie to jedyny taki egzemplarz. Jest trzybiegowa, bo takie przekładnie były najbardziej dostępne na złomowisku – uśmiechał się J. Psota.
Za cel piknikowego czyszczenia członkowie towarzystwa postawili sobie dotarcie do rejonu Zaczarowanego Ogrodu.
Drogi i tak się zatkają
Jarosław Polok od pięciu lat należy do TEK. – Z Jasiem Psotą znamy się jeszcze ze studiów. Wcześniej działałem w aeroklubie, teraz tutaj „się bawimy”. Polok twierdzi, że kolej się odradza, ale w Polsce tego jeszcze nie widać. – U nas fundusze idą na drogi, a w Europie – na kolej. A drogi i tak się zatkają, bo będzie na nich jeszcze więcej samochodów i za 10 lat będziemy mimo wielkich nakładów ciągle w tym samym miejscu – uważa pan Jarosław.
Według niego pociągi byłyby pełne, gdyby na całym Śląsku obowiązywał jeden bilet wspólny na autobusy i kolej. Do tego musiałoby być więcej kursów pociągami, co godzinę w terenach mniej zurbanizowanych i co pół godziny w większych miastach. – Do tego wielkie zakłady pracy powinny dołożyć się do sfinansowania zbiorowego transportu, a ich pracownicy dojeżdżaliby pociągiem do pracy. Niski koszt zniechęciłby ich do utrzymywania tylu samochodów – podsumował J. Polok.
(ma.w)