Piórem naczelnego: Obyśmy zdrowi byli
Mariusz Weidner Redaktor naczelny Nowin Raciborskich.
Co rusz płyną z raciborskiego szpitala sygnały o przeciążeniu pracą. Wcześniej słyszeliśmy je w redakcji od środowiska pielęgniarskiego. To od pewnego czasu mniej mówi o warunkach płacowych, a więcej na temat organizacji pracy w lecznicy. W minionym tygodniu na Gamowskiej tąpnęło wśród kadry lekarskiej. Niewzruszony tym zdaje się być dyrektor, któremu już nieraz w długoletniej pracy „rzucano papierami”, ale ostatecznie kryzysy pracownicze były zażegnywane. To skutek uboczny pandemii koronawirusa. Wpierw szpital pracował w niej na ćwierć gwizdka, będąc szczelnie zamkniętym. Później pędził pełną parą, gdy na początku roku liczby zakażonych liczono w kraju w dziesiątkach tysięcy. Władze i dyrekcja nieustannie byli naciskani, by przywrócić lecznicy jej normalne działanie, co w końcu się udało, choć jeszcze nie tak jak chcieliby pacjenci. Praca ponad możliwości ma swoje granice. Widać, już są przekraczane. Racibórz idzie w ślady Rybnika, gdzie lekarze wcześniej zwalniali się z „pierwszej linii frontu”. Szybko odnajdą się w prywatnym sektorze ochrony zdrowia, rynek wchłonie ich jak gąbka wodę. Szpital zostanie z twardym orzechem do zgryzienia, a najgorzej wyjdą na tym pacjenci. Publiczna placówka może nie mieć dla nich pełnej oferty, a na prywatną wizytę nie każdego jest stać.