Rada Miasta Racibórz uczciła pamięć śp. Stanisława Borowika minutą ciszy
Koledzy samorządowcy pożegnali długoletniego radnego miejskiego nie tylko obecnością w uroczystościach na Jeruzalem, ale i symbolicznym gestem podczas październikowej sesji. Przy tej okazji prezentujemy wypowiedzi strażaków współpracujących ze zmarłym i szefa OSiR-u, gdzie S. Borowik parokrotnie organizował Memoriały Strażackie.
Minuta ciszy dla radnego należącego do klubu „Razem dla Raciborza”, członka komisji oświaty i rewizyjnej, miała miejsce 27 października na początku obrad Rady Miasta Racibórz. O oddanie czci dla nieżyjącego radnego poprosił przewodniczący Marian Czerner.
Marian Czerner: to nieodżałowana strata
– Ze względu na nieobecność jednego z rannych pana Stanisława Borowika, który już z nami nie zasiądzie w tej sali, w ławach zajmowanych przez radnych, chcę powiedzieć, że jest to nieodżałowaną stratą zarówno dla samorządu raciborskiego jak i dla mieszkańców Raciborza. Oni mieli w osobie pana Stanisława wielkiego orędownika. To była osoba, na którą zawsze mogli liczyć. Największą stratę poniosła rodzina pana Stanisława i tu ponownie składam kondolencje jego bliskim. Uczcijmy jego pamięć minutą ciszy – powiedział na sesji przewodniczący rady.
Rodzina zmarłego przygotowała dla radnych skromny poczęstunek w podziękowaniu za udział w pogrzebie i pamięć o S. Borowiku.
W dniu pogrzebu spotkaliśmy na Jeruzalem długoletnich kolegów z pracy Stanisława Borowika – jego szefa, komendanta raciborskich zawodowych strażaków Andrzeja Brzozowskiego i Adolfa Piechulę, nazywanego „prawą ręką Stasia” przy organizacji pierwszych edycji memoriałowej imprezy.
Andrzej Brzozowski: najmniej dbał o siebie, zawsze o innych
Staszek zaraz po stanie wojennym przyszedł do pracy. Można tak powiedzieć, że pod moją komendanturą poznał go szerzej cały Racibórz. Nie da się go określić w dwóch zdaniach. To był człowiek o szerokim otwarciu na świat. Najmniej dbał o siebie, a działał na rzecz innych. Zapamiętam go jako superorganizatora. Tak jak on potrafił sprawy załatwiać to nie znam nikogo. Czy w jednym pokoleniu znalazłby się jeszcze ktoś taki? Wątpię. Trudno powiedzieć czy uda się kontynuować memoriał bez niego.
Adolf Piechula: świetny kolega, znakomity strażak
Staszek był superkolegą. Razem prowadziliśmy memoriały z początku, a jak przeszliśmy na emeryturę, to sam się tym zajął. Strażakiem też był znakomitym. On był kierowcą, więc zawsze przy samochodzie. My jako zmiana byliśmy bardzo dobrze zgrani. To się przydawało w akcjach gaśniczych i innych. Jeśli chodzi o memoriały, to najważniejsze było przy ich organizacji pozyskać licznych sponsorów. A jak jeszcze był wyścig kolarski, to też wymagało ogromnych pieniędzy, na nagrody dla zwycięzców. Staszek wszędzie miał jakieś chody, dlatego to wszystko tak dobrze się udawało. Boję się, że bez niego to już koniec memoriału w takiej formule, do jakiej się przyzwyczailiśmy w ostatnich latach, wielkich imprez, ze znanymi gwiazdami.
Jerzy Kwaśny: Stasiu niemal w pojedynkę ogarniał całą imprezę
Rozmawialiśmy również z byłym, długoletnim dyrektorem Ośrodka Sportu i Rekreacji w Raciborzu – Jerzym Kwaśnym. Borowik współpracował z nim przez lata przy okazji organizacji Memoriałów Strażackich na terenie OSiR. Oto co nam powiedział: Większość memoriałów odbywała się na naszym stadionie, albo boisku bocznym. Stasiu miał to świetnie opanowane. Wszystko było w jego rękach. Mam porównanie z organizacją wielu innych imprez i powiem wprost, on to znakomicie organizował. Jego wkład w organizację memoriałów był ogromny, nie do zastąpienia. Zawsze ciężkie boje toczył o środki na memoriał, starał się w urzędzie i w starostwie. Walczył o to do samego końca, żeby dopiąć budżet. Nie odpuszczał, starał się o wyjątkowy repertuar dla tych wydarzeń i to mu się udawało.
(ma.w)