Kicia Kocia bawiła w Raciborzu. Nie znasz tej postaci? To kultowa bohaterka najmłodszego pokolenia
Dorośli nie potrafią zrozumieć, dlaczego dzieci uwielbiają Kicię Kocię. Chcąc nie chcąc, czytają swoim pociechom o przygodach rezolutnej kotki, jej młodszego braciszka Nunusia oraz przyjaciół z przedszkola. Po czym słyszą jedno: „jeszcze raz”. Na czym polega fenomen Kici Koci? Aby się tego dowiedzieć, wybraliśmy się na spotkanie z kotką, która 17 listopada zawitała do Raciborza.
Zapisy trwały... jeden dzień
Gdy dowiedziałem się, że Kicia Kocia spotka się z najmłodszymi czytelnikami raciborskiej biblioteki, natychmiast zadzwoniłem do książnicy, aby zapisać moją Olę na spotkanie. Córeczka ma niecałe 3 lata. Kicia Kocia to jedna z jej ulubionych postaci książkowych (obok Pucia i świnki Peppy).
Z tym telefonem do biblioteki dobrze zrobiłem, bo następnego dnia lista była już pełna, a zapisy prowadzono tylko na listę rezerwową. – To jest coś niemożliwego – pomyślałem, zastanawiając się na czym polega fenomem Kici Koci. Szybko przywołałem w pamięci dziesiątki imprez, które przyszło mi relacjonować na łamach Nowin, a których organizatorzy mogą jedynie marzyć o tak wielkim zainteresowaniu, jak wydarzenie z Kicią Kocią w roli głównej.
Gdzie podziały się książki o Kici Koci?
Ola dowiaduje się o spotkaniu z Kicią Kocią dopiero dzień przed wydarzeniem, gdy jest już jasne, że w międzyczasie nie przyniosła z przedszkola kolejnego kaszlu czy kataru. Godzinę przed wyjściem czeka już w przedpokoju. Nic nie może jej stamtąd ruszyć. I nikt. Poza Kicią Kocią. Po raz pięćdziesiąty szósty i pięćdziesiąty siódmy czytamy „Kicię Kocię u dentysty”. Tę samą, którą tego dnia mamy oddać do biblioteki i wypożyczyć inną (najlepiej „Kicia Kocia jest chora”).
Gdy przychodzimy do biblioteki, jest jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia spotkania. Postanawiamy wykorzystać go na oddanie „Kici Koci u dentysty” i wypożyczenie „chorej” Kici Koci. Ostatnim razem stała na półce obok Peppy. Peppa jest, a Kici Koci brak. Nie ma ani jednej książeczki. Później pytam pani bibliotekarki, czy przenieśli gdzieś książeczki o Kici Koci (ostatnim razem było ich naprawdę dużo). – Wszystkie są wypożyczone – pada odpowiedź. Szok.
I wtedy wchodzi ona... Kicia Kocia
Wreszcie pojawia się Kicia Kocia. Dzieci patrzą na nią z lekkim niedowierzaniem. Może nie spodziewały się, że będzie tak wysoka. Kicia Kocia szybko przełamuje lody. Wita się z dziećmi. Spotkanie z rezolutną kotką prowadzi Dariusz Biel – właściciel księgarni „Sowa” w Raciborzu.
Oprócz lektury najnowszej części przygód kotki, jest też czas na zabawę, kolorowanie, bicie broszek, zdjęcia, dyplomy. Rzecz jasna wszystko z Kicią Kocią w roli głównej. „Starszaki” bawią się świetnie, maluchy takie jak moja Ola, są trochę tym wszystkim oszołomione, ale tak to już z nimi jest.
Na początku nikt nie chciał wydać przygód Kici Koci
Na koniec rozmawiam jeszcze z panem Bielem o Kici Koci. Zadaję pytanie z rodzaju tych, których nie lubię, czyli pytanie z tezą. Na czym polega fenomen tej bohaterki?
– Gdy autorka (Anita Głowińska – red.) napisała pierwszą książkę, to nikt nie chciał tego wydać. Przez trzy lata leżało to w szufladzie – mówi Dariusz Biel.
Księgarz uważa, że u podstaw fenomenu Kici Koci leży prosty, krótki tekst oraz ciepłe, przemawiające do dzieci ilustracje. Dorośli nie potrafią tego zrozumieć. Tylko dzieci wiedzą, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.
Wojtek Żołneczko