Ksiądz Szywalski: prałat Pieczka mógł sprowadzić do Raciborza Jana Pawła II
– Co było w tym księdzu, że ludzie byli gotowi pójść za nim w ogień? – odpowiedź na to pytanie zna Ryszard Frączek. 25 listopada zorganizował w Muzeum sympozjum dotyczące tej postaci, tak ważnej dla dziejów Raciborza. Uczestnik tego spotkania – prałat Jan Szywalski przypomniał maksymę, którą ks. Stefan Pieczka się posługiwał: lepiej krótko świecić, niż długo kopcić.
Księdza Jana Szywalskiego zapytaliśmy o wspomnienie po kapłanie, którego wspomina się w Raciborzu po 30 latach od jego śmierci. – Był dla mnie kolegą i wzorem. Patrzyło się nań z dołu, bo choć był ode mnie niższy, to przewyższał doświadczeniem i autorytetem. Był aktywny. Dobrotliwy, ale i stanowczy. Zawsze uważałem, że gdyby dłużej żył sprowadziłby Ojca Świętego do Raciborza – mówił nam długoletni proboszcz Studziennej.
Szywalski przypomniał, że na raciborskiej farze Pieczka proboszczował przez 16 lat. – Przyjaźniliśmy się. Był naszym dziekanem, a gdy zachorował, zostałem jego następcą. Na sympozjum w Muzuem podjęto temat cierpienia, a on w cierpliwości w znoszeniu choroby był wzorem – mówił kapłan.
– Miał taką maksymę: lepiej krótko świecić niż długo kopcić. I on życie miał krótkie, ale świetliste – dodał J. Szywalski.
Jak wspominał emerytowany już kapłan, w ostatnich 5 latach życia S. Pieczka był najaktywniejszy. – Nie opowiadał, że choroba go powaliła. Konieczna operacja zniekształciła mu twarz i mowę miał niewyraźną, ale nie rezygnował. Ludzie go bardzo lubili, więc mu współczuli. A on głosił kazania, chodził do chorych, dużo spowiadał.
Te ostatnie 5 lat chorowania i życia to było duszpasterstwo – zauważył J. Szywalski.
Więcej duszpasterz, mniej pacjent
Prałat ze Studziennej opowiedział też, jak ksiądz Pieczka jeździł do Gliwic „na chemię”. – Mówił, że tam się dzieje tyle dobrego, bo on tylu spowiada, że tak wielu pogodził z panem Bogiem. W Gliwicach on był więcej duszpasterzem, a mniej pacjentem – wspominał Szywalski.
Nazwał swego kolegę duchownego „optymistą do końca”.
Kapłan piszący przez lata w „Nowinach Raciborskich” przytoczył też historię z Lourdes, gdzie znajduje się tzw. cudowna grota. – Proponowano księdzu Stefanowi, żeby był głównym celebransem mszy, na której poprosiłby o cud uzdrowienia. Jednak on odpowiedział, że przyjechał prosić o cierpliwość i wytrwałość do końca choroby, a nie o cud. Takim pozostał – usłyszeliśmy od księdza prałata.
Ostatnie słowa
Stefan Pieczka umarł w Klasztorze Annuncjata, gdzie przebywał nieprzytomny przez kilka tygodni. – Dogorywał powoli. Być może do mnie wypowiedział ostatnie swoje słowa. To było wcześniej, w szpitalu, kiedy go zaopatrywałem, jak leżał na intensywnej terapii. Ciężko oddychał i nic nie mówił. Ja do niego głośno przemawiałem, ufając, że może coś słyszy. Dałem mu do ust komunię świętą, uścisnąłem rękę. On na ten uścisk zareagował i wyszeptał: dziękuję ci przyjacielu – Szywalski wrócił pamięcią do lat 80. ubiegłego wieku.
Gdy zmarł Pieczka, w Annuncjacie odbywała się uroczystość prymicyjna księdza Tadeusza Palucha. Tam ksiądz Jan wypowiedział słowa, dowiadując się o śmierci swego druha: umarł kapłan, niech żyje kapłan.
Ofiarował nam swoje życie
Głównym inicjatorem sympozjum był Ryszard Frączek. Żałuje, że już od 30 lat nie ma kapłana, który wychowywał raciborzan. Twierdzi, że mało kto, nie tylko z jego pokolenia, nie miał jakiegoś związku z proboszczem kościoła farnego. – Odszedł, dając to, co najtrudniej dać z siebie – ofiarował nam swoje życie – ocenił Frączek.
Pieczkę wspominał jako tego, który nigdy nie narzekał, a zawsze był radosny. – A przecież tyle przecierpiał. Fizycznie, bo w 1980 miał ciężki wypadek samochodowy w Pawłowiczkach pod Kędzierzynem–Koźlem. 5 lat walczył z nowotworem. I cierpiał duchowo, bo bolały go różne dramaty dotyczące parafian. Był zawsze z nami. To sympozjum jest podziękowaniem księdzu Stefanowi – zaznaczył współorganizator.
Frączek przytoczył jeszcze opowieść ze swego życia. – Kilka lat temu miałem taki sen. Śni mi się ksiądz Stefan i mówi mi, że mieszka na wieży kościoła farnego. I narzeka, że zepsuł się zegar. Że pokazuje ciągle godz. 5 rano. Jak się przebudziłem, to od razu podjechałem pod kościół farny. I widzę, że faktycznie on stanął na 5 rano. Jedni powiedzą przypadek, a ja uważam, że to cud– podsumował R. Frączek.
Wielki pasjonat historii
Nowy dyrektor Muzeum Romuald Turakiewicz chwalił Frączka za godną podziwu determinację w przypomnieniu i uhonorowaniu księdza prałata. Przypomniał postać wieloletniego proboszcza parafii Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny, duszpasterza Solidarności i współzałożyciela Klubu Inteligencji Katolickiej. – Był wielkim kapłanem bliskim raciborzanom. Jest postacią godną naśladowania, dlatego go promujemy – mówił Turakiewicz.
Określił Pieczkę wielkim pasjonatem historii Raciborza, który znał zbiory muzealne i zabiegał o proces beatyfikacyjny księżnej Eufemii.
Jego imieniem nazwana jest SP4 w Raciborzu.
Szef Muzeum wspomniał o corocznej tradycji nadawania w mieście medali Pieczki za działalność społeczną.
– To dowód trwania wartości reprezentowanych przez księdza prałata – podsumował R. Turakiewicz.
Sympozjum patronował rektor PWSZ dr Paweł Strózik. Mówił o odpowiedzialności społecznej uczelni, która pełni rolę służebną wobec społeczeństwa. – Chętnie się wpisujemy w tę rolę, dlatego tu jestem – stwierdził. Nazwał sympozjum przeżyciem naukowym i duchowym. Uznał, że wzbogaca jego uczestników.
Spojrzenie w wielu wymiarach
Dr Adam Szecówka, który przewodniczy już 20 lat kapitule przyznającej medale prałata przypomniał, że to drugie sympozjum poświęcone postaci wybitnego kapłana. – Wówczas zdecydowaliśmy się na interdyscyplinarne spojrzenie w jego życie i działalność, a dziś akcentujemy wycinek, czyli okres cierpienia. Znamy go z retrospekcji. To spojrzenie w wielu wymiarach. Cieszę się, że wszyscy, którzy powinni tu być, zjawili się – mówił.
Reprezentujący magistrat wiceprezydent Dominik Konieczny zaznaczył, że ksiądz Stefan Pieczka zostawił trwały ślad w historii Raciborza. Przypomniał, że poza szkołą „czwórką” jest też skwer z imieniem prałata przy placu Długosza. – Dobrze, że upamiętnienie tej postaci występuje nie tylko w charakterze materialnym, ale również duchowym, czego wyrazem jest to sympozjum – zaznaczył drugi zastępca Dariusza Polowego.
Powstaje książka „Świadkowie Pieczki”
– Cierpienie dotyka każdego z nas, ale sztuką jest zrozumieć ten proces. Ja od lat wgłębiam się w postać księdza Stefana Pieczki, pisałem jego biogram. On cierpienie przyjmował, ale był wciąż radosny. Mało kto wie o jego wypadku pod Pawłowiczkami, kiedy cały w bandażach i gipsach leżał w szpitalu. Tylko oczy mu błyszczały. Jak go odwiedziłem, przerażony, to on mnie przywitał: co ty mumii nigdy nie widziałeś? Człowiek pękał w takich momentach – powiedział w Muzeum Ryszard Frączek.
Autor książki o Pieczce wspomniał, jak kapłan miał ranę twarzy i odczuwał niesamowity ból. Leżąc w szpitalu, dzwonił do Orbisu, żeby mu zarezerwowali bilet do Madrytu na pielgrzymkę. Lekarz skwitował ten pomysł, jakby słuchał wariata. – A ksiądz pojechał z tą pielgrzymką. I tam wchodzili gdzieś pod górę i drugi ksiądz pyta go: Stefan, ty dajesz radę? A Pieczka do niego: chłopie przecież mnie nie bolą nogi, tylko gęba – uśmiechał się R. Frączek.
Biograf kapłana zauważył, że ten nie zdecydował się udać do hospicjum. – Bo dla niego życie było do ostatniej chwili – wspomniał.
– Ludzie pytali, jak to jest z tym księdzem, że za nim ludzie szli w ogień? Odpowiedź jest prosta. On nad życie kochał ludzi. Zawsze pod kościołem się witał z parafianami. Jak ktoś szedł do niego w sprawie pogrzebu, to on pytał, czy ma pomóc finansowo. A jak była u nas peregrynacja obrazu Matki Boskiej, to nagłośnienie było potrzebne na cały rynek. Ksiądz mówi tam: Matka Boska jest z nami. A dobre jest nagłośnienie? Dobrze słychać? Bo mamy taki problem, że ono jest jeszcze niezapłacone – wrócił wspomnieniami do lat 80. Ryszard Frączek, który uważa Pieczkę za „takiego ojca przybranego”.
– On nas wyłapywał, te dzieciaki biegające z kluczem na szyi. Kolega Andreas Rim opowiadał mi, jak przestał chodzić do kościoła i sięgał z kolegami po piwko. Ksiądz przychodził z chłopakami na boisko w SP13 pograć. I tam przekonał Rima, żeby wrócił do kościoła. Bo ksiądz Stefan żył w świętości – stwierdził pan Ryszard.
Frączek zamierza wkrótce wydać kolejną książkę o raciborskim księdzu. Ma nosić tytuł „Świadkowie Pieczki” i zawierać wspomnienia oraz świadectwa, utwierdzające o świętości Stefana Pieczki.
(ma.w)