„Orzeł” spoczął na Jeruzalem. Ostatnie pożegnanie śp. Mariana Szlapańskiego
Śp. Marian Szlapański pseudonim „Orzeł” był ostatnim żołnierzem 19. Pułku Piechoty Armii Krajowej. – Śpij nasz „Orle” w ciemnym grobie... niech się Polska przyśni Tobie – powiedział Marcin Kruszyński, wnuk jednego z towarzyszy broni Mariana Szlapańskiego na pogrzebie weterana.
Pośmiertny awans i odznaczenie
Uroczystości pogrzebowe śp. Mariana Szlapańskiego zorganizowano w kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Raciborzu oraz na cmentarzu Jeruzalem 11 lutego 2022 roku.
Weteran Armii Krajowej został odznaczony przez prezydenta Andrzej Dudę „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej oraz działalność społeczną, i kombatancką” Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak „w uznaniu zasług za udział w walkach o niepodległość państwa polskiego” mianował pośmiertnie mjr. Mariana Szlapańskiego na stopień pułkownika.
Żył dla innych
„Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana”. To właśnie wokół tych słów z Listu św. Pawła do Rzymian ks. Marian Obruśnik zbudował przepiękne kazanie poświęcone śp. Marianowi Szlapańskiemu.
– Bronił ludzi, kraju i wartości. Wędrował z hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna” w sercu – mówił proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Raciborzu. Dalej wywodził, że z przeżyć wojennych i powojennych zmarłego możnaby nakręcić niejeden film. Jednak życie to nie film. Marian Szlapański przekonał się o tym po wojnie, gdy przyszło mu żyć w ojczyźnie daleko odbiegającej od wartości żołnierzy Armii Krajowej. – Można się było przemalować i ułatwić sobie życie, ale twardy żołnierz AK nie idzie na skróty. Czym byłoby życie bez prawdy, bez wierności, bez honoru, bez miłości? – powiedział ks. Obruśnik.
Duchowny podkreślił, że śp. Marian Szlapański przeżył życie, które nie daje powodów do wstydu. – Był prawdziwą historią. Coraz mniej mamy takich dzielnych ludzi – kontynuował proboszcz raciborskiego fary. – Był człowiekiem skromnym. Dziękował wszystkim za wszystko. Pewnie nie chciałbym tak wystawnego pogrzebu, ale to jest potrzebne nam, żebyśmy zobaczyli raz jeszcze człowieka, który nie żył tylko dla siebie – powiedział ksiądz Obruśnik. Zaapelował do obecnych w kościele, aby czas pokoju, w którym żyje, nie uśpił naszej czujności, bo walka w obronie najszlachetniejszych wartości wciąż trwa.
***
Śp. Marian Szlapański zmarł 6 lutego 2022 roku. Przeżył niespełna 96 lat. Urodził się w Żółkwi na terenie dzisiejszej Ukrainy. W 1943 roku, jako 17-latek, wstąpił w szeregi Armii Krajowej. Był ostatnim żołnierzem 19. Pułku Piechoty Armii Krajowej. Z Raciborzem związał się w latach 50. XX wieku. Pracował w raciborskim oddziale PKO. Najpierw został kierownikiem, a później dyrektorem tej placówki.
O swojej przeszłości musiał milczeć przez cały PRL. Ujawnił się dopiero w latach 90. XX wieku. Był współzałożycielem, a od 2006 roku prezesem Śląskiego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Raciborzu.
Szczególnie mocno angażował się w edukację młodzieży. Zależało mu, aby etos Armii Krajowej nie zginął. – Ostatni żołnierze odchodzą na wieczną wartę. Pamiętajcie i utrwalajcie etos Armii Krajowej. Od Was zależy przyszłość Polski. Niech Wam drogowskazem będzie Bóg, Honor i Ojczyzna – apelował Marian Szlapański podczas obchodów 25-lecia związku AK w Raciborzu.
(żet)
Moje uszanowanie, panie Marianie
Pana Mariana Szlapańskiego poznałem dzięki mojemu koledze z czasów szkolnych w 2012 roku. Podpowiedział mi, że mógłbym napisać o jego dziadku. „Był w Armii Krajowej, jest miły, bardzo fajnie opowiada”. Chętnie się zgodziłem.
Pan Marian przyjął mnie w swoim mieszkaniu. Trochę się zdziwił, gdy zamiast kawy wybrałem herbatę. Potem zaczęliśmy rozmawiać. Mówił dużo, a pytania traktował jedynie jako pretekst do szerszej opowieści. Ja starałem się kierować rozmowę na jego osobiste przeżycia. On odpowiadał, ale o sobie starał się mówić jak najmniej, płynnie przechodził do bardziej ogólnej historii.
Po kilku godzinach zorientowałem się, że muszę wracać do domu. Miałem mnóstwo materiału, a przecież miałem napisać artykuł, a nie książkę. Jakoś się udało. Ucieszyłem się, że artykuł spodobał się mojemu bohaterowi.
Później spotykałem pana Mariana podczas uroczystości patriotycznych. Trzymał się świetnie jak na swój wiek, ale czas robił swoje. Tylko twarz miał zawsze tak samo pogodną. Ten szczery uśmiech i słowa „Moje uszanowanie” wypowiadane na powitanie... Teraz ja mówię na pożegnanie: Moje uszanowanie, panie Marianie.
Wojciech Żołneczko