Miłość oczami księdza
Ksiądz Marcin Kleszyk wikariusz w parafii NSPJ w Raciborzu przedstawia.
Walentynki
Z racji przypadającego w tym miesiącu święta zakochanych postanowiłem podzielić się refleksją nad miłością. Chociaż żyję w celibacie, nie przestała obowiązywać mnie miłość i miłość nie przestała mnie też dotykać. Mając oczy szeroko otwarte nieustannie obracam się wokół rodzin, zakochanych, małżeństw, młodych i starszych, którzy miłością żyją i miłości pragną. Walentynki to dobra okazja bym jako ksiądz mógł tymi obserwacjami się podzielić, wszak walentynki to chrześcijańskie święto. Może to niektórych dziwić, jednak to ku czci świętego Walentego dzień ten był obchodzony już w średniowieczu. Do Polski to święto przywędrowało wraz z kultem świętego Walentego z Bawarii i Tyrolu, a popularność zyskało końcem XX wieku. Jak czytam na jednym z portali internetowych, walentynki są krytykowane przez część polskiego społeczeństwa za znaczną amerykanizację oraz coraz bardziej komercyjny charakter. To prawda, że straciły swój religijny walor, jednak „tam gdzie miłość jest, tam mieszka Bóg”.
Zakochani
Trzeci rok jestem księdzem i trzeci rok mam wspaniałą okazję pracy z młodzieżą czy to w jednym z raciborskich liceów, czy z w grupach młodzieżowych mojej parafii. Niejeden raz mogłem obserwować zawody i sukcesy naszej młodzieży w budowaniu wyjątkowych relacji. Zdarzało się, że relacje te były chwilowe, niektóre trwają już jakiś czas. To piękne móc patrzeć jak te miłości się zaczynają, najpierw od znajomości czy przyjaźni, później przechodząc w zauroczenie i zakochanie. Mam na myśli konkretnych młodych. Parę, której relacja zaczynała się od lekkiej obojętności a mocno zawiązała się na jednym z wyjazdów młodzieżowych. Widać czasem trzeba wyjechać dalej by bardziej się poznać. Mam na myśli innych młodych, którzy docierali się przez kilka miesięcy, a później borykali się z trudem wyborów studiów w dwóch różnych miastach, jednak ich relacja cały czas trwa i jest jeszcze piękniejsza, bo jak pisze święty Paweł „miłość wszystko przetrzyma” (1 Kor 13,7).
Małżeństwa
W tym moim niewielkim stażu kapłańskim, przyszło mi też uczestniczyć w przygotowaniu narzeczonych do sakramentu małżeństwa przez prowadzenie jednej z części kursu przedmałżeńskiego. Mogłem też kilkukrotnie pobłogosławić młodych podczas zawierania sakramentu małżeństwa. Jednak na myśl przychodzi mi jedno małżeństwo z dość dużym stażem. Jednym z pierwszych pobłogosławionych małżeństw przeze mnie była para, która miała już swoją rodzinę i dzieci. Po kilkunastu chyba latach postanowili swój związek oddać Bogu. Bardzo wzruszająca była to uroczystość z racji kameralnego i rodzinnego charakteru. Widziałem to dojrzałe pragnienie, słyszałem to mocne wzruszenie i czułem, że oni musieli dojrzeć do tej chwili by Boga zaprosić w swój związek.
Małżeństwa po pięćdziesiątce
To piękne móc intonować i śpiewać hymn „Te Deum” podczas mszy świętej z okazji jubileuszu małżeństwa. Szczególnie wzruszające są jubileusze po pięćdziesiątce wspólnego życia. Ta miłość jest bardzo wyjątkowa, jakaś inna, trudna do opisania. Raz w miesiącu zanoszę eucharystycznego Jezusa do starszych ludzi, którzy nie mogą już dotrzeć do kościoła sami. Nieraz słyszę tam historie pełne miłości, ale i mogę te historie obserwować. Znam małżeństwo starszych państwa, których miłość była miłością w cierpieniu. Choroba nowotworowa u jednej z tych osób, a depresja u drugiej. Ze wzruszeniem patrzyłem na to jak się wspierają i modlą za siebie, jak razem na klęcząco przyjmują Tego, którego przed laty przyjęli między siebie w sakramencie małżeństwa. Niestety w minionym roku odeszła do wieczności jedna połówka tego małżeństwa. I nadal widzę, że ta miłość trwa, bo przecież ona nigdy nie ustaje (1 Kor 13, 8).
Ogromne pragnienie
To tylko krótkie podzielenie się moimi duszpasterskimi obserwacjami. Jednak te relacje we mnie zostają, one mnie czegoś uczą. Z jednej strony uczą ogromnej wrażliwości, szczególnie na bolesne doświadczenia i sytuacje, z którymi przychodzi mi się zmierzyć jako duszpasterzowi. Z drugiej zaś strony dodają ogromną siłę, że miłość ma sens. Każdy przecież jej pragnie. Widzę to w każdej spotkanej osobie, czy do młodej czy starszej. To najskrytsze pragnienie jakie nosimy w sercu: kochać i być kochanym.