Czy w Raciborzu jest miejsce dla Ulitzki i Żołnierzy Wyklętych?
– Ofiarom trzeba składać hołd, oprawców należy ścigać. Jednak, jeśli pomniki mają być przeciwko komuś, to ja jestem przeciwko takim pomnikom. Pomniki mają doceniać historię i wskazywać przyszłość, a nie nastawiać przeciwko komuś – mówi Nowinom pani poseł Gabriela Lenartowicz.
– Czy oglądała już pani „Ulitzkę” Adriana Szczypińskiego?
– Nie miałam jeszcze okazji.
– A kojarzy pani postać ks. prałata Carla Ulitzki?
– Ależ oczywiście.
– Po premierze tego filmu, wskazaniu szeregu zasług Carla Ulitzki dla Raciborza*, wybrzmiało pytanie, dlaczego ta postać nie została dotychczas uhonorowana w naszym mieście. Czy uważa pani, że kwestia upamiętnienia księdza prałata Ulitzki w Raciborzu powinna dojść do skutku?
– Jestem wielką zwolenniczką oddolnych inicjatyw społecznych. Jednak jeśli taka inicjatywa powstanie, to postać i jej dzieło powinno zostać historycznie, naukowo udokumentowane i przeanalizowane. Jeśli bowiem chcemy kogoś upamiętnić nazwą ulicy, honorowym obywatelstwem czy tablicą pamiątkową, to na pewno powinniśmy zbadać wszystkie okoliczności działalności takiej osoby, także dla lokalnej społeczności. Żeby później nie było tak, że ktoś wyciągnie coś niechlubnego i będzie nam wstyd, żeśmy tego nie sprawdzili. Tym niemniej, jeśli taka inicjatywa by powstała i nie byłoby żadnych zastrzeżeń natury prawnej czy też prawno-historycznej, to nie widzę przeszkód dla uhonorowania księdza Ulitzki.
– Takie tematy wracają w Raciborzu cyklicznie. Niestety przeważnie pojawia się opozycja żywiołów polskiego i niemieckiego. Dzieje się to ze szkodą dla jednej i drugiej strony**. Teraz mamy w Raciborzu jeszcze jedną inicjatywę, której celem jest budowa pomnika Żołnierzy Wyklętych w Raciborzu. Historycy IPN dowiedli, że po II wojnie światowej trafiali oni do raciborskiego więzienia, gdzie umierali z powodu dramatycznych warunków lub też byli po prostu mordowani. W ten sposób ginęli nie tylko żołnierze podziemia niepodległościowego, ale również osoby, które im pomagały.
– Jestem zwolenniczką tego, żeby w przestrzeni lokalnej upamiętniać przede wszystkim tych, którzy zasłużyli się społeczności lokalnej i rzetelnie na to patrzeć. Mieszkamy na terenach bardzo narodowościowo zróżnicowanych i to jest ich bogactwo, choć czasem trudne. Jednak zawsze należy oddawać honor wszystkim mieszkańcom, niezależnie od tego jakiej są narodowości lub jakiej czują się narodowości (bo przecież nie jesteśmy jak rasowe zwierzęta, którym wystawia się świadectwo pochodzenia i bada pod tym kątem genotyp przodków). Trzeba też pamiętać, że dochodzenie do źródeł, przynajmniej dla wierzących, zawsze sprowadzi się do tego, że jesteśmy dziećmi Adama i Ewy, a naprawdę trudno stwierdzić, jakiej oni byli narodowości. Zwłaszcza, że dzisiejsze rozumienie narodowości ostatecznie ukształtowało się dopiero w XIX wieku. Gdyby sięgnąć głębiej do historii, tożsamość narodowa czy lokalna była definiowana w różny sposób.
– Pojęcie narodu powstało w XIX wieku, ale ludzie już wcześniej czuli, że należą do jakieś wspólnoty, a jednocześnie różnią się od członków innych wspólnot. Nazwa „Niemcy” w języku polskim jest bardzo stara, oznacza tych, którzy mówią niezrozumiałe, inaczej niż my. Tak więc ludzie już dawno czuli, że przynależą do jakiejś grupy, która odróżnia się przecież od innych grup, w tym przypadku ludów germańskich.
– Tak, jednym z kluczy była identyfikacja językowa, ale przecież ona nie jest jedyną. Można mieć przecież różne poczucie narodowe, a posługiwać się tym samym językiem i na odwrót. Sprawa jest dużo głębsza. To jest kwestia tożsamości szerszej – kulturowej. W tej chwili, po doświadczeniach XX-wiecznych wojen światowych, które rozgrywały się też na podłożu konfliktów narodowych, patrzy się na to inaczej. Wszyscy mamy równe prawa do własnej identyfikacji, języka, poczucia tożsamości i nie możemy się o to bić. Nie możemy segregować ludzi według tak stereotypowych kategorii, bo to jest tylko źródło nieszczęść. Największe wojny to były wojny tożsamościowe; religijne i narodowościowe, ideologiczne. Wykluczanie jest destrukcyjne dla społeczności, a ci „obcy” są źródłem nienawiści. I teraz wszystko zależy od tego, jak bardzo skupiamy się na rozpoznawaniu tych obcych, zamiast poznawać siebie. Wydaje mi się, że pozytywny wymiar tożsamości jest bardziej rozwijający. Buduje pozytywne traktowanie siebie a nie niechęć do innych. Tym bardziej, że dziś nie walczymy już o terytoria. Gdzie indziej lokują się potencjały.
– Być może w Raciborzu są miejsca na oba takie pomniki?
– Oczywiście, pomniki mogą być obok siebie a nie przeciwko sobie. Bo ich zadaniem jest wytyczać drogę i wskazywać wartości. Mam tylko wątpliwości co do skrajnych ocen poszczególnych postaci, a czasem nawet ideologizowania historii. Bo bywa, że zasługi dla jednych poczytywane są przez niektórych za zbrodnię. Nic nas jednak nie zwalnia z rzetelnego badania i oddania sprawiedliwości faktom a nie mitom. Jeśli więc jakaś zbrodnia miała miejsce np. w więzieniu raciborskim, trzeba się nad tym pochylić, zbadać i jeśli tak było, upamiętnić z szacunku dla ofiar tych zbrodni. Nie wiem, czy jest udokumentowane działanie na naszym terenie podziemia po 1945 roku, które można byłoby zakwalifikować jako Żołnierzy Wyklętych. Nie słyszałam o tym. Ale powinniśmy mieć szacunek dla faktów a historii oddać powagę i honor. Ofiarom trzeba składać hołd, oprawców należy ścigać. Jednak, jeśli pomniki mają być przeciwko komuś, to ja jestem przeciwko takim pomnikom. Pomniki mają doceniać historię i wskazywać przyszłość, a nie nastawiać przeciwko komuś.
Wywiad przeprowadził Wojciech Żołneczko
* Ks. Carl Ulitzka był proboszczem parafii św. Mikołaja, ale też czynnym politykiem niemieckiej, katolickiej partii Centrum. Raciborzanie do dziś, często nieświadomie, korzystają ze spuścizny Carla Ulitzki. Składają się na nią m.in.: klasztor Annuntiata, budynek Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej, kwartał budynków między ulicami Ogrodową, Winną, Karola Miarki i Stalmacha, a także kościół pw. św. Józefa Robotnika na Ocicach.
** Przerabialiśmy to m.in. przy inicjatywie nadania nazwy Rodła rondu u zbiegu ulic Eichendorffa, Matejki i Opawskiej w Raciborzu. Wówczas pojawił się głos sprzeciwu Ruchu Autonomii Śląska, który jednocześnie proponował inne nazwy, np. Rondo Górnośląskie.