Radni jak pączki
Złośliwy komentarz tygodnia.
Jak czytelnik o coś prosi to dla mnie rzecz święta! A ostatnio jeden taki miał życzenie, żebym zamiast o polityce, napisał o czymś przyjemnym, na przykład o pączkach i „tłustym czwartku”. Ja tam jestem z tych, co to od pączków wolą faworki, ale niech tam… Zresztą, ta cała polityka w samorządzie to często jest jak smażenie pączków na starym oleju i z mrożonego ciasta, czyli w totalnej opozycji do wszelkich zasad i dobrego smaku. Ale, niestety, zmian na lepsze na razie bym nie oczekiwał, bo ludzie wciąż ochoczo kupują i dziadowską politykę, i niezdrowe żarcie.
A te pączki to mi się jednak z niektórymi samorządowcami kojarzą. Nie że są tacy tłuści czy okrągli, nie, to już bym ich skrzywdził. Ale tak sobie myślę, że tych co to niby są tacy słodcy jak lukrowane, rumiane pączusie, kuszący wdziękiem, że palce lizać, to by się paru w naszym otoczeniu znalazło. A to tylko podstęp taki, bo przecież cukier jest szkodliwy, w biodra idzie, cholesterol człowiekowi podnosi, uszkadza kolagen, przez co robią się zmarszczki. A jeszcze w środku czasem straszy marmolada z biedry zamiast konfitury różanej.
A jak już przy cukrze jesteśmy, a trudno wyobrazić sobie pączka bez cukru, jeśli nie jest się jakimś weganokosmitą, to trzeba śmiało zaznaczyć, że w odpowiedniej ilości cukier daje efekty pozytywne. Znaczy odżywia ciało i umysł. Wtedy aż miło patrzyć, jak te umysły buzują, jak ujawniają się wybitni specjaliści od dachów lodowisk i innych takich. A jak cukru organizm pozyska zbyt dużo, to odwrotnie, apatia, otępienie. Wtedy nawet jak trzeba w radzie miasta głosować nad horrendalną podwyżką diet czy pensji dla naszych samorządowców, to wszyscy zapadają niemal w śpiączkę cukrzycową i nawet nikomu nie chce się odezwać, a już nie daj Bóg sprzeciwić.
Do tego jest jeszcze lukier, albo cukier-puder (bo pączki różnie są przecież wykańczane), czyli surowiec w samorządach także niewyczerpywalny. Stosuje się go do lukrowania rzeczywistości albo pudrowania nierozwiązanych problemów. Pod tym względem to naszym radnym idzie nawet lepiej niż cukiernikom od Bliklego czy Magdy Gessler. Przy czym ci ostatni za swoje wyroby odpowiadają, a radni nigdy i za nic.
Albo weźmy na tapetę powiedzenie, że ktoś ma się dobrze „jak pączek w maśle”. Czy to nie pasuje, jak ulał do tych, którzy coraz większe diety i pensje kasują z naszych podatków, trudnymi tematami się nie zajmują, albo odkładają je na później, a za to ożywcza energia i kreatywność wstępuje w nich, kiedy na przykład trzeba nazwać jakąś uliczkę na zadupiu, powiesić tablicę pamiątkową na murze albo wyskoczyć na szkolenie do ciepłych krajów?
No i wreszcie na koniec moje ukochane faworki. Może tego nie wiecie, ale ich nazwa bynajmniej nie powstała od „faworyzowania”, choć to akurat w samorządach zdarza się całkiem często i bardzo by mi pasowało do puenty. Na przykład ktoś faworyzuje Leona, ktoś inny Mariana, boisko takie lub siakie, i tak dalej. Otóż nazwa faworki pochodzi od poznańskiej piekarni „Fawor”, która smaży je już od ponad stu lat. Podobno powstały przez przypadek, kiedy podczas smażenia pączków niewykwalifikowany cukiernik przypadkowo wrzucił do rozgrzanego oleju wąski pasek ciasta.
Czy coś wam to przypomina? Bingo! W naszych samorządach też wiele rzeczy dzieje się przypadkowo i chaotycznie, choć na razie sukcesów na miarę faworków nie odnotowano.
No ale niewykwalifikowanych samorządowców wciąż przybywa, więc nadzieja nie gaśnie…
A z okazji „tłustego czwartku” życzę wszystkim SMACZNEGO!
bozydar.nosacz@outlook.com