Prezes Eko-Okien Joanna Łyko: Jestem Asią, a nie wielką panią prezes
O pracy w firmie, domowych obowiązkach oraz wierze w Boga, który jest dawcą wszystkiego dobrego rozmawiamy z Joanną Łyko, prezes firmy Eko-Okna SA.
– Nie da się rozmawiać z prezes Eko-Okien nie pytając o pracę w Eko-Oknach. Przez wiele lat zajmowała pani stanowisko dyrektorskie, teraz jest pani prezesem tej firmy. Czy w tym wszystkim zdarza się pani być jeszcze po prostu Asią?
– Asią jestem cały czas, stanowisko nie powinno zmieniać osobowości a pokazywać, że warto pracować i pomagać. Mam też rodzinę, której staram się poświęcać jak najwięcej czasu. Ale jestem też osobą, która jak coś zaczyna, to musi to skończyć. Gdy zaczynałam w Eko-Oknach, jeszcze przy ulicy Łąkowej w Raciborzu, firma zatrudniała od 100 – 200 pracowników. Wtedy zdarzało się, że pracowałam również po powrocie do domu do późna. Teraz staram się jak najwięcej rzeczy załatwić na miejscu w firmie, choć oczywiście po wyjściu z pracy nie wyłączam telefonu. Gdy jest taka potrzeba, zawsze pomogę. Ale poza tym w domu jestem Asią. Mam męża, syna i normalne obowiązki mamy – z gotowaniem obiadu i sprzątaniem włącznie.
– Wspomniała pani o początkach pracy w Eko-Oknach. W pani przypadku to był 2007 rok. Czy podejrzewała pani wtedy, że Eko-Okna staną się kiedyś tak potężnym przedsiębiorstwem?
– Pamiętam rozmowę rekrutacyjną, którą przeprowadzili ze mną właściciel firmy Mateusz Kłosek ze swoją żoną. Szef powiedział mi, że w kolejnym roku będziemy się przenosić do Kornic. Wtedy nie wiedziałam nawet, gdzie to jest, bo jestem z powiatu wodzisławskiego i nie znałam tak dobrze tych okolic. Mimo to nie miałam żadnego kłopotu z planowaną przeprowadzką firmy. Zgodziłam się i zostałam kadrową.
– Eko-Okna przeniosły się do Kornic i... rosły. A pani kariera rosła razem z Eko-Oknami. Dziś stoi pani na czele tej firmy. Jakie to uczucie? Czy to było zaskoczenie, czy też może pojawiła się myśl: „ciężko na to pracowałam”?
– Wkładałam i wkładam w tę pracę całe serce. Zawsze byłam i jestem lojalna względem właściciela. Jak wyszłam z kadr? Pokazałam kilka moich pomysłów, które wykraczały poza mój zwykły zakres obowiązków. Szef docenił tę inicjatywę i zrobił mnie kierownikiem działu personalnego. Gdy firma rozwinęła się jeszcze bardziej, potrzebny był kierownik działu administracji. Dostałam dodatkowo pod opiekę działy: BHP, ochrony środowiska, budowlano-gospodarczy, gospodarczy.
– Zakres obowiązków rósł, a dziś obejmuje całość spraw przedsiębiorstwa. Czy nie tęskni pani za tamtym życiem, za Łąkową, gdy szefową była pani Katarzyna Kłosek, a obowiązków nie było przecież tak wiele?
– Gdy zadań jest bardzo dużo, to w myślach tęskni się do tego, co było łatwiejsze. Z drugiej strony pomagam każdemu, niezależnie od tego, na jakim jestem stanowisku. To nie jest tak, że jestem teraz wielką panią prezes i wstęp do mnie mają tylko dyrektorzy i właściciel. Nie mam problemu z tym, żeby porozmawiać z pracownikami podstawowego szczebla. Uruchomiłam nawet coś takiego jak „godzina dla pracownika” w każdy wtorek. Wtedy można do mnie przyjść i porozmawiać ale nie tylko.
– Prezydent miasta ma przyjęcia stron i każdy mieszkaniec może się z nim spotkać, a prezes Eko-Okien ma „godzinę dla pracownika”. Czy załoga korzysta z tej opcji?
– Nie ma tłumów, ale przychodzą.
– Przynoszą problemy zawodowe czy prywatne?
– Różne, osobiste i zawodowe.
– Czyli prezes Eko-Okien, oprócz umiejętności zarządzania, musi być też trochę psychologiem...
– Trochę tak, czasem wystarczy wiedza, jak można pomóc, do kogo skierować taką osobę z jej problemem. Tutaj pomocna jest nasza firmowa fundacja, „Nasze Dzieci”. Odpowiadamy na te potrzeby. Teraz temat numer jeden to Ukraina. Niedawno uruchomiliśmy infolinię dla naszych pracowników stamtąd. Tworzymy też listę pracowników, którzy byliby chętni przyjąć do siebie rodziny z Ukrainy. Oprócz tego organizujemy też zbiórkę żywności i innych potrzebnych artykułów.
– Jak oni radzą sobie w tej sytuacji?
– Część z nich pojechała na wojnę, część jest jeszcze tutaj, bo nie dostała wezwania, ale jesteśmy solidarni.
– Trwa wojna, ale obok toczy się normalne życie. Za niespełna dwa miesiące ósmoklasiści będą wybierać szkołę ponadpodstawową. Pani jest absolwentką „Ekonomika”. To był przypadkowy czy przemyślany wybór?
– Chciałam dostać się do liceum medycznego, a marzyłam o zawodzie stomatologa. Nie udało mi się to. A że pochodzę z Lubomi, to bliżej mi było do Raciborza (logistycznie) niż do Wodzisławia. Wybrałam „Ekonomik” i choć to był przypadek, spodobało mi się to – praca papierkowa, w biurze.
– Pytam o to, bo jako Nowiny wspieramy młodzież, szkolnictwo branżowe i techniczne. Czy patrząc przez pryzmat osobistego sukcesu, mogłaby pani coś poradzić ósmoklasistom? Czy wybierając szkołę ponadpodstawową lepiej kierować się względami towarzyskimi, iść tam gdzie radzą rodzice, czy też potraktować to jako fundament przyszłej kariery zawodowej?
– Słyszałam potoczną opinię: nie ważne co wybierzemy, i tak wylądujemy w Eko-Oknach. Jednak odkładając żarty na bok. Wiem, że teraz łatwiej mi to mówić, ale dokonując wyborów na pewno warto być sobą. Dobrze jest zastanowić się, czy zawód, który wybieramy, jest rzeczywiście zawodem na całe życie. Czy jest zawodem, który polubimy? Chodzi o to, żeby praca była przyjemnością – była nagrodą, a nie karą.
– A czy taka osoba jak prezes Eko-Okien ma w ogóle czas na przyjemności?
– Moja praca wiąże się dużym obciążeniem psychicznym. Staram się to odreagowywać w weekendy. Moją odskocznią od pracy w Eko-Oknach jest praca w domu. Uciekam w sprzątanie, czy... mycie okien. Staramy się też w miarę możliwości korzystać z urlopu, pojechać do Polski czy za granicę. W tygodniu wolna chwila trafia się najczęściej wieczorem. Wtedy wybieram książkę lub film z rodziną.
– Jakieś tytuły warte polecenia?
– Z filmów: „Uśpieni”, „Zielona mila”, czy „Ostatni Samuraj”. Z książek „Moje serce zwycięży” Mirjany Soldo.
– Wiele osób planuje już urlop, zatem pomyślmy o lecie i podróżach. Gdy już tam traficie, nieważne czy będzie to Polska czy zagranica, to wolicie taki mniej aktywny wypoczynek, czy też wręcz odwrotnie?
– Trochę leżenia nikomu nie zaszkodzi, ale staramy się też każdego dnia coś zwiedzić. W zeszłym roku nigdzie nie byliśmy, za to dwa lata temu pozwiedzaliśmy Chorwację. Chcieliśmy też pojechać do Medjugorie, ale niestety przez obostrzenia sanitarne ostatecznie tam nie dotarliśmy, jednak jak coś postanowię to nie odpuszczę więc wszystko przede mną.
– Rozmawiamy o pracy, rodzinie, zainteresowaniach. Na ile w tym wszystkim ważna jest wiara? Na ile pozwala ona nadać właściwy porządek tym wszystkim sprawom? Czy pomaga, czy też w tym wszystkim trudno jest wygospodarować czas na tę szczególną relację i zostaje jedynie poczucie winy?
– Bez Boga nie miałabym nic. Jemu zawdzięczam wszystko. Nie chodzę codziennie do kościoła, ale staram się okazać mu wdzięczność za wszystko, co mnie spotyka. Dlatego budząc się, pamiętam o modlitwie. Pamiętam o niej również wieczorem. Jeśli uda mi się coś zrobić w ciągu dnia, to mówię w myślach: Dziękuję Ci Panie Boże. Obecnie modlimy się też na różańcu w domu codziennie o pokój na Ukrainie. Tak idę przez życie. Nie jestem natrętna. Nikogo nie namawiam do mojej wiary. Szanuję poglądy innych. Mam jednak doświadczenia i świadectwa życiowe, o których mogę opowiedzieć innym, jeśli chcą słuchać. Tak nauczyli mnie rodzice. Staram się to też przekazać mojemu synowi.
Wywiad przeprowadził Wojciech Żołneczko