Jak będzie trzeba, to będziesz strzelał? – pytamy siebie nawzajem
Tytułowe pytanie zadał w mediach społecznościowych pewien artysta. Podobne pytania padają wszakże w ostatnich dniach coraz częściej. Głównie w rozmowach osób, które nie wierzą, że sama obecność Polski w NATO daje naszemu krajowi 100-procentową pewność tego, że nasz kraj nie zostanie zaatakowany na rozkaz władcy Kremla, który zachowuje się, jakby miał – przepraszam za wyrażenie – nierówno pod sufitem.
Pytanie artysty przypomniało mi się, kiedy kilka dni temu odwiedziłem pewną schorowaną Ukrainkę, która została ewakuowana z kijowskiego szpitala. Kobieta opowiedziała swoją historię. Opowiedziała o niezwykle trudnej (ze względu na jej stan) podróży do Polski. Opowiedziała, jak postrzega to, co robią w jej kraju rosyjskie wojska. Ocena była jednoznaczna. Zwróciła też uwagę na ogromną pomoc ze strony Polski i Polaków. Wreszcie opowiedziała – z nieskrywaną dumą – o ukraińskich mężczyznach. O mężach, braciach, synach, którzy zostali w Ukrainie i którzy z bronią w ręku walczą z rosyjskim najeźdźcą. „Jak oni dzielnie walczą! Nie dają się Rosjanom. I bronią nie tylko Ukrainy. Oni bronią też Polski. Bo, jak Ukraina padnie, to Polska będzie następna. Tylko czy wasi mężczyźni będą się potrafili bić tak twardo, jak robią to nasi?” – ostatnie pytanie zawisło w powietrzu bez odpowiedzi.
Wielu czytelników być może zirytuje pytanie Ukrainki. Po pierwsze dlatego, że wielu z nas nie wierzy w to, że Polska może zostać zaatakowana. Ale dwa–trzy tygodnie temu Ukraińcy też nie wierzyli w wojnę, choć prawie 200 tys. rosyjskiego wojska stało u granic ich kraju. „Wojna na pełną skalę w Europie? W XXI wieku? Niemożliwe. Tak myślałem. Nie wierzyłem w to, że Putin zaatakuje nasz kraj na pełną skalę. A jednak stało się to koszmarną prawdą” – mówił kilka dni temu jeden Ukraińców, przebywających od kilku lat na terenie Polski. Po drugie, wielu z nas, pytanie Ukrainki uzna za poddające w wątpliwość odwagę Polaków.
Na pytanie artysty i Ukrainki trudno udzielić odpowiedzi. Tzn. odpowiedzieć oczywiście każdy sobie może, tyle że wojna to ekstremalnie brutalne wyzwanie. W ogniu weryfikuje ludzkie postawy. Ludzie, którzy dziś wydają się odważni i głośno artykułują swoją wolę walki, mogą w chwili próby zawieść. A ci, którzy wydają się słabi, mogą okazać siłę i hart ducha, o jakie nikt nigdy by ich nie podejrzewał.
Oby do weryfikacji naszych postaw nigdy nie musiało dojść. Ale jeśli dojdzie, niech zwycięży w nas duch tych, którzy 102 lata temu „bili bolszewika”.
Artur Marcisz