Czy warto wybrać się z małym dzieckiem na Zamek Piastowski?
Odpowiedź na tytułowe pytanie nie jest jednoznaczna. Z jednej strony podczas zwiedzania zamku kilka razy usłyszałem: „ja chcę już stąd iść”. Z drugiej strony gdy zapytałem córki po wszystkim, czy chciałaby tam kiedyś wrócić, odpowiedziała zdecydowanie: tak!
Co to za pomysł?
Wybrałem się z moją trzyletnią Olą na Zamek Piastowski w Raciborzu. Dlaczego? Ano dlatego, że lubię zwiedzać, (również muzea) i podskórnie czuję, że jeśli nie nauczę jej tego teraz, to później będzie jeszcze trudniej. Pomyślałem, że trzeba zacząć od czegoś małego, żeby kiedyś dojść do Galerii Uffizi czy Prado.
Pan ze smutną buzią
Zaczęło się całkiem dobrze. Co prawda Ola nie chciała stanąć do zdjęcia przy rzeźbie księcia Władysława Opolczyka (bo miał smutną buzię), ale chwilę później kupiliśmy bilet i pamiątkowy magnes na lodówkę, co samo w sobie jest atrakcją dla trzyletniego szkraba. Czekając na przewodniczkę zajrzeliśmy do miejsca, gdzie kiedyś była zamkowa studnia. Olę zainteresowały pieniążki na dnie niecki. Wyjaśniłem o co chodzi. Koncepcja wrzucania monet do studni, żeby wrócić kiedyś w to miejsce, nie przekonała trzylatki (co w sumie mnie ucieszyło, bo związku przyczynowo-skutkowego nie ma w tym za nomen omen grosz).
Pod gwiazdami
Pierwszy punkt wycieczki to zwiedzanie piwnicy pod kaplicą zamkową. Ola dziarsko zeszła po schodkach do ciemnego pomieszczenia. Nie chciała za bardzo słuchać o tym, jak wyglądały kiedyś więzienia. Za to zwisające ze ścian łańcuchy zainteresowały ją bardziej niż atrapa ludzkiego szkieletu (minęła rekwizyt jakby go nie było).
Jednak oczy zaświeciły się jej dopiero w kaplicy zamkowej. Trafnie rozpoznała jej przeznaczenie, nazywając ją kościółkiem. Jasne, pięknie oświetlone wnętrze spodobało jej się (szczególnie gwiazdy wymalowane na sklepieniu). Rozglądała się z zainteresowaniem na wszystkie strony.
Dzik jest zły
Kolejny punkt zwiedzania to Dom Książęcy. Wydawało mi się, że możliwość przebrania się za księżniczkę będzie strzałem w dziesiątkę, jednak lepsze okazało się samo grzebanie w koszu z rekwizytami (trzeba przyznać, że przebrania były dla trochę starszych dzieci). A najlepsze było to, czego nie można było dotykać – kamienne kule armatnie i miniaturowa replika armatki (której i tak dotknęła, omal jej nie psując, co skupiło na nas wzrok całej grupy).
Później zaczęły się już wspomniane we wstępie pytania „kiedy stąd pójdziemy?”. Podejrzewam, że miało to trochę związku z tym, że zwiedzanie odbywa się w grupie, z przewodnikiem, a nie indywidualnie. Dalej było już więc tylko gorzej.
Cień nadziei na spokojne dokończenie zwiedzania pojawił się, gdy weszliśmy do sali ze skórą dzika na podłodze. Ola – wyraźnie zadowolona – usiadła na niej i zaczęła głaskać futerko. Jednak ktoś, przechodząc, przypadkowo potrącił część skóry z kopytem dzika. Dziewczynka zauważyła tylko ruch kopyta i przeraziła się, że dzik się ruszył.
W kolejnej sali było „Śląskie Sherwood”, czyli wypchane zwierzęta, które można spotkać w naszych lasach (m.in. sarna, lis, borsuk, zając). „Przygoda z dzikiem” wyraźnie zmniejszyła zainteresowanie tą ekspozycją.
Co jeszcze spodobało się Oli? Średniowieczna suknia na manekinie w sali wyposażonej przez Drengów oraz sala z pracami plastycznymi podopiecznych jednego z raciborskich stowarzyszeń (bodajże Persony, ale głowy nie dam).
Czy warto?
Podsumowując, trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na tytułowe pytanie. Z zastrzeżeniem, że wątpliwości dotyczą maluchów w wieku 2–3 lat. Podejrzewam, że starszym dzieciom bardziej może spodobać się pancerz husarza pocztowego czy piękne modele żaglowców.
Warto też pamiętać, że Zamek Piastowski w Raciborzu znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie pięknego parku z placem zabaw przy przystani kajakowej oraz bazą Ośrodka Sportu i Rekreacji z Krytą Pływalnią H2Ostróg włącznie. Sam zamek to trochę za mało na wycieczkę (chyba, że chodzi tylko o zagospodarowanie +/– jednej godziny), jednak jeśli połączyć go z okolicznymi atrakcjami, może z tego wyjść całkiem sympatyczny wypad.
Wojtek Żołneczko