Robert Lewandowski z origami, nagi Dawid i medal spod Lenino. Marcowy jarmark w Raciborzu
Im cieplej, tym więcej stoisk liczy jarmark staroci na placu Dominikańskim w Raciborzu. W sobotę 19 marca towaru na sprzedaż było więcej niż w ostatnich, zimnych miesiącach. – Trzeba wyczuć klienta, czy ma kasę, czy nie – mówili nam o swej strategii sprzedaży handlarze starociami.
Stali wystawcy zachęcają magistrat do produkcji wizytówek i zaproszeń, które można rozdawać na innych pchlich targach w regionie. – Żeby przypominać, że w każdą trzecią sobotę miesiąca, można znaleźć starocie w Raciborzu – mówił nam pan ze stoiska ze znaczkami i monetami. Był zadowolony, bo trochę pohandlował. – Gdyby nie ten wiatr, to byłoby całkiem dobrze – rzucił. Czeka na cieplejsze miesiące i liczy, że urząd wpuści handlujących na rynek. Na placu Dominikańskim bez przerwy są przeciągi, towar zwiewa ze stołów. – Nasz jarmark to dla mnie druga giełda po Wodzisławiu Śląskim, a mamy potencjał, żeby być lepsi – przekazał nam raciborzanin z Markowic.
Lewandowski z papieru
Naszą uwagę przykuło rękodzieło z Kuźni Raciborskiej. Tamtejszy mieszkaniec ulicy Roberta Lewandowskiego zrobił figurkę słynnego piłkarza z papieru, techniką origami modułowego. Miał też postać Ojca Mateusza. Polecał nam szkatułkę w kształcie fortepianu. Jak seryjne wyglądały zajączki wielkanocne w origami, a wrażenie robiły rybki Nemo i Dory z bajki Disneya. – Jestem już na emeryturze, to sobie wytwarzam takie cudeńka. Czas mi leci – mówił nam mężczyzna ze stoiska.
8 zł chciał za zajączka, a 5 zł za warszawską Syrenkę. – Lewandowski? Jak jest w formie to po 20 zł – śmiał się jego twórca. W godzinę wycina sto modułów. Zrobił np. stadion z 9400 modułów – Alianz Arena, gdzie gra Bayern Monachium. Takie dzieło powstawało przez miesiąc. – Jak byłem na rehabilitacji to mnie uczyli rękodziała, ale chyba by nie uwierzyli, że takie coś teraz tworzę – przyznał nasz rozmówca.
Uważa, że lepiej niż w Raciborzu idzie mu sprzedaż na targowiskach w Rybniku i Wodzisławiu Śląskim. – Tam uwielbiają takie rzeczy. Wystarczy je polakierować i zawsze zachowuje świeżość – mówił nam pasjonat origami. Trzeci raz był w Raciborzu. Choć jarmark miał niezłą obsadę, to kuźnianin uznał, że stoisk było mało. Jest przeciwnikiem straganiarzy z pudłami kartonowymi. Według niego taka oferta psuje klimat jarmarkowy.
Wzór na maśle
Wśród kupujących są świadomi klienci. Pani, która z nami oglądała stoiska wyjaśniała nam różnice między śląską kryką a znajdującą się u handlarza laską. – A tu jest śląska masielniczka. Tu na spodzie jest wzór i on wychodził na maśle, jak się je stąd wyciągało – wyjaśniła nam kobieta w dojrzałym wieku. Mówiła, że o jarmarku dowiedziała się w ostatnim momencie.
– Schodzi panu towar? – pytaliśmy handlującego m.in. górniczymi lampami. – Raz tak, a raz nie – skwitował mężczyzna. U niego znaleźliśmy figurkę zamszowego pieska kiwającego łebkiem, jaki był ozdobą wielu aut w latach 80. Kosztował 30 zł, ale wbrew zapewnieniom sprzedawcy nie chciał się kiwać. Figurki z mosiądzu „chodziły” po 30 zł, a porcelana była w cenie od 10 zł do 25 zł.
– Wiatr dmucha, to część towaru pochowałem – przywitał nas mieszkaniec Pszowa, zapalony filatelista, którego już raz w Raciborzu spotkaliśmy. Miał tym razem medale – spod Lenino, krzyż Virtuti Militari, czy strażackie odznaczenia. Od 20 zł do 40 zł, ale za krzyż żądał 500 zł.
Poncz lub ogórki
Sporo było starych zegarków. Właściciel stoiska twierdził, że ludzie wracają do zegarków wskazówkowych, nakręcanych. – Bo nie zawodzą jak bateria słabnie – tłumaczył.
Znaleźliśmy tu także naczynie na poncz albo do kiszenia ogórków za 500 zł oraz samowarek po 30 zł i album z przebojami Rolling Stones wydany przez Tonpress w cenie 50 zł. Za inne winyle żądano 10 zł. – Jak ktoś więcej weźmie to zejdę do 8 zł – podsumował raciborzanin, który zawsze zajmuje miejsce pod blokiem naprzeciw kościoła.
(ma.w)