Dzieci z Ukrainy w szkołach Raciborza. Dlaczego nie ma klas przygotowawczych?
W Radzie Miasta Racibórz doszło do sporu na temat formy nauki dzieci i młodzieży ukraińskiej. Urzędnicy zdecydowali, że uczniowie ze wschodu będą uczyli się z polskimi rówieśnikami. Nie wszystkim to się w radzie spodobało.
Były szef komisji oświatowej Paweł Rycka zapytał naczelnika wydziału edukacji o liczbę uczniów z Ukrainy w raciborskich szkołach. Jest ich 78. Rozlokowano ich w różnych placówkach, kierując się według klucza zamieszkania Ukraińców. Idą do szkoły, gdzie mają najbliżej. Biorą udział w zajęciach z polskimi rówieśnikami.
– Dlaczego nie są dla nich organizowane zajęcia przygotowawcze? – dociekał P. Rycka.
Jego zdaniem nie wiadomo jak długo przybysze z Ukrainy zostaną w Raciborzu. Jest zwolennikiem organizowania dla nich głównie zajęć opiekuńczych.
Rycka ma przeciwny pogląd wobec tego, co zdecydował naczelnik miejskiej edukacji Krzysztof Żychski. Ten uważa, że zajęcia przygotowawcze w zwartej ukraińskiej grupie uczniów nie zdadzą egzaminu. Decydują o tym zdaniem Żychskiego przepisy oświatowe i specyfika sieci szkolnej Raciborza.
Uwagi szefa edukacji nie przekonały Rycki, który zauważył, że w niektórych miastach takie zajęcia są organizowane.
Urzędnik wyjaśnił, że liczba ukraińskich uczniów na daną szkołę jest niewielka – kilkoro dzieci. Najwięcej ich uczęszcza do placówek w centralnej części miasta. Są jednak uchodźcy zakwaterowani w dzielnicach i tam chodzący do szkół.
Gdyby stworzyć zajęcia przygotowawcze dla grup Ukraińców, trzeba byłoby zorganizować im dojazd do szkoły, gdzie taka grupa by powstała. Taka nauka odbywałaby się tylko do końca obecnego roku szkolnego czyli przez 3 miesiące. Potrzebny byłby wniosek rodzica dziecka. Na jednej grupie by się nie skończyło, bo musiałyby działać trzy wiekowe podziały – klasy 1 – 3, 4 – 6 i 7 – 8.
– Dzieci chodzą tam, gdzie mają najbliżej. Chcemy im ułatwić pobyt w obcym kraju, ułatwić funkcjonowanie. Potrzebna jest im możliwość komunikowania, a mamy już od kilku lat ukraińskich uczniów w naszych szkołach – tłumaczył radnemu K. Żychski.
– Z Brzezia czy Markowic, albo Ostroga dojazdy Ukraińców do placówek w centrum byłyby ogromną trudnością. Wiemy to po tym jak żywiliśmy dorosłych w szkolnych stołówkach. Oni czują się niepewnie w mieście, są niezaznajomieni z nim. Mają obawy poruszając się po Raciborzu – wyjaśniał naczelnik.
Podał radnemu, że Ukraińcy mają zajęcia z języka polskiego, dwie godziny tygodniowo. Gdyby organizować dla grupy uchodźców zajęcia przygotowawcze to byłoby to obowiązkowe 6 godzin w 14-godzinnej ramówce z pozostałymi przedmiotami do nauki.
– Lepiej jak są indywidualne zajęcia. Prowadzone są również wyrównawcze lekcje – stwierdził K. Żychski.
Dodał, że Miasto zatrudniło psychologa ze znajomością języka ukraińskiego, który pracuje dla wszystkich szkół.
– Miasto stanęło na wysokości zadania. Każdy stara się coś zrobić, żeby było jak najmniej boleśnie – podkreślił Krzysztof Żychski.
– A jak będzie z tym problemem od 1 września? W nowym roku szkolnym? – był ciekaw radny Rycka.
Naczelnik wyjaśnił, że wydział czeka na przepisy prawa oświatowego, na to, co minister nauki zarządzi.
Szef pionu sportowego w SP 15 Ludmiła Nowacka zauważyła, że ciągle dochodzą do raciborskich szkół dzieci ukraińskie. Są z różnych roczników, o różnych umiejętnościach. Jej zdaniem warto rozważyć, aby z nowym rokiem szkolnym ruszyły klasy przygotowawcze. – Jak będziemy je „dopychać” do już funkcjonujących klas, to z uwagi na liczebność będzie trzeba tworzyć grupy i będą rosły koszty w oświacie miejskiej – mówiła.
Według Nowackiej, młodzi Ukraińcy „nic nie łapią z naszej podstawy”, bo mają zupełnie inny system nauczania. – Trudno oczekiwać od Ukraińców znajomosci historii Polski – stwierdziła dr Nowacka.
W tym samym tonie wypowiedziała się radna markowicka Justyna Henek-Wypior, która uczy w SP18. – My nie opowiadamy teorii, bo my z tymi uczniami pracujemy. Tak pięknie to wszystko zabrzmiało z ust pana naczelnika, ale teoria mija się z praktyką – ocenia Henek-Wypior.
Radna sądzi, że tzw. oddział jednorodny, posłuży adaptacji dzieci uchodźców. – W klasach z polskimi dziećmi wygląda to tragicznie. Ukraińcy są wystraszeni. To się odbywa na zasadzie przechowalni. Nauczyciel szuka translatora, żeby coś wytłumaczyć, a reszta klasy musi czekać. To jest spychologia na dyrektorów szkół – stwierdziła członkini klubu radnych „Razem dla Raciborza”.
Wskazała na Rybnik, gdzie stworzono odrębne klasy dla Ukraińców. – Wpierw trzeba uczyć ich podstawowych zwrotów, żeby nawiązywały kontakt z polskimi dziećmi – zaznaczyła radna.
Poglądom przedmówczyń dziwiła się Anna Wacławczyk. Uważa, że na tym polega praca nauczyciela, która dla niej jest powołaniem i służbą. – Albo dla kogoś nią nie jest – skwitowała.
Z jej obserwacji w pracy w szkole najcześciej dzieci ukraińskie mają swojego tłumacza – rówieśnika. – Nie zauważyłam dużego wyobcowania, a jest już troszeczkę tych dzieci. W klasach 1 – 3 jest nauka poprzez zabawę. W starszych klasach trzeba siąść i przygotować się pod kątem pracy z Ukraińcami. Jak to się sprawdza, co jest lepsze, dowiemy się dopiero za jakiś czas – skomentowała Wacławczyk.
Koleżankę z klubu poparła Zuzanna Tomaszewska. – Jestem mamą, która obserwuje dzieci poznające rówieśników z Ukrainy. Jak one są z dziećmi polskimi, to szybciej się uczą polskiego, zaprzyjaźniają się. Nasze dzieci angażują się w pomoc uczniom z Ukrainy. Nie należy się dzielić, nie odseparowywać – podsumowała.
Ludmiła Nowacka zachęciła panie radne do udziału w konferencji naukowej w PWSZ zaplanowanej na 25 kwietnia. Będzie poświęcona aspektom psychologicznym asymilacji uchodźców ze środowiskiem lokalnym. Zaznaczyła, że też jest zdania, że nauczyciele w Raciborzu stają na wysokości zadania i radzą sobie w opiece nad ukraińskimi uczniami.
(ma.w)