110 lat temu w Nowinach Raciborskich: O dyngowaniu, krzanowickich kroszonkach i procesyach konnych w Bieńkowicach i Piotrowicach
W dawnych Nowinach opisano wielkanocne zwyczaje. Część z nich zupełnie zanikła, część przetrwała ale... w zmienionej formule. Oto jak świętowano przed wiekami*. Wojciech Żołneczko
Kolorowe jajka wielkanocne
Między potrawami wielkanocnemi znachodzimy krom gotowanego jajka wielkanocnego, także jaja w różne kolory, a nieraz i ślicznemi malowidełkami upstrzone.
Na Górnym Śląsku zowią takie jaja kroszonkami, a po czesku kraslicami. Oba określenia pochodzą od krasa i krasny, co znaczy tyle co piękny, śliczny. W niektórych okolicach nazywają takie jaja też pisankami, gdyż są nieraz przyozdobione różnemi figurami jak krzyżykami, serduszkami, ptaszkami i t.d., a czasem także różnemi przysłowiami (...)
Na Górnym Śląsku jest kolor jajek wielkanocnych przeważnie czerwony, rzadziej czarny, zielony lub niebieski. Do farbowania lud nie bierze zazwyczaj farb sztucznie wytworzonych i nieraz trujących, ale farb naturalnych z różnych roślin, jak np. liść od cebul i malw, korę różnych drzew i t. d.
Farbowaniem i upstrzeniem jajek zajmują się zazwyczaj dziewoje. Uważają one sobie za punkt honoru, ażeby wszystko wykonane było z gustem i smakiem.
Figury na jajkach wytwarza się zazwyczaj w ten sposób, że jajo gotuje się najpierw w zafabrowanej wodzie, a potem cienkim nożem wyskrobuje się w łupinie jaja przedziwne nieraz figury.
W malowaniu jaj niektórzy doprowadzają do takiej wprawy i biegłości, że nieomal prawdziwą sztuką nazwaćby to można (...)
Malowane jaja wielkanocne produkują masami w Krzanowicach, drobnej miejscowości w powiecie raciborskim (...)
U żydów uważano jaja także jako symbol zmartwychwstania i dlatego chętnie podawano je na stypach. Czerwony kolor zresztą miał żydom przypominać, jak w powrocie z niewoli egipskiej zostali uratowani od krwi rozlewu, chrześcijanom zaś ma przypomnieć, że przez krew zmartwychwstałego Chrystusa zostali odkupieni (...)
Wielkanocne procesye i wyścigi konne w powiecie raciborskim
Z dawien dawna było na Śląsku zwyczajem, że bogate wioski chłopskie na wiosnę urządzały nie tylko osobne procesye piesze ale także i konne wśród swoich niw i pól, ażeby się przekonać o stanie zasiewów i prosić Boga o szczęśliwe żniwo. Zwyczaj ten sięga zapewne jeszcze czasów pogańskich (...)
W Piotrowicach gromadzą się jeźdźcy w poniedziałek wielkanocny – także przed kościołem, ale dopiero około godziny 1-ej w południe.
Za krzyżem na czele procesyi i za chorągwiami jadą nasamprzód synowie i pachołkowie chłopscy, a za nimi dopiero żonaci mężczyźni.
Procesya idzie najpierw do kościoła św. Krzyża w polu w stronę Kietrza położonego, gdzie odmawia się różaniec i litanią. Potem procesya posuwa się na skraju pól piotrowickich i kończy około 4-tej po południu nabożeństwem w kościele parafialnym (...)
Procesye kończyły się dawniej wyścigami konnymi w stronę Tłustomostów, ale że przytem bardzo często przychodziło do swarów i zgorszenia, więc wyścigów z czasem zakazano i zupełnie zaniechano.
Wioski Piotrowice i Bieńkowice mają pod pługiem największe obszary ziemi, a kto wie, czy także nie najżyźniejszą glebę w powiecie raciborskim. Obie wioski posiadają także znaczną ilość koni. A bieńkowiccy gospodarze starej daty nie tylko dbają o to, aby mieć dobre, rosłe konie, coby we wyścigach z powodzeniem mogły iść w zawody, ale trzymają się też z większą uporczywością, aniżeli sąsiedni wioski, starodawnych zwyczajów ludowych.
Tak we wielki piątek w Bieńkowicach jeszcze przed stu laty odbywały się procesye biczowników i wyjeżdżano przed wschodem słońca, aby konie pławić.
W Bieńkowicach także znachodzimy i po dziś dzień jeszcze różne osobliwości tak względem języka jak co do strojów i zwyczajów, które gdzieindziej są dziś już całkiem nieznane. Do tych osobliwych zwyczajów bieńkowickich należą także wielkanocne wyścigi konne. I tutaj wszakże zakradły się z czasem różne naleciałości niepotrzebne, ale wyścigów przeto nie zniesiono, tylko je odpowiednio zreformowano.
Jak gdzieindziej tak i w Bieńkowicach wybierano w dawniejszych czasach wójta pacholczego i porządkowych tylko na czas od Wielkiejnocy aż do Zielonych Świątek. Gdy nastąpiło rozluźnienie obyczajów, ks. Nowacyusz (czy czasem nie Nowak?), który był proboszczem w Bieńkowicach od roku 1717 do 1731, rozporządził, ażeby czas urzędowania wójta pacholczego trwał przez rok cały. A więc w przeciągu całego roku miał wójt pacholczy prawo i zarazem obowiązek nadzorowania młodzieży tak w kościele jak poza kościołem i karania ewentualnych wykroczeń (...)
Pod przewodnictwem wójta pacholczego zbierają się w Bieńkowicach synowie chłopscy i pachołkowie jako też wysłużeni wojskowi w poniedziałek wielkanocny po południu, ażeby w uroczystej procesyi objechać konno pola. Przy licznych krzyżach i figurach w polu procesya przystawa, a skoro doszła do granicy chechłowskiej, na wschód od wsi, gdzie już zazwyczaj zeszło się sporo mnóstwo ciekawych, zaczynają się wyścigi konne.Rzecz jasna, że nie wszyscy jeźdźcy, co uczestniczyli w procesyi, stają także do wyścigów w zawody. W wyścigach bierze udział zazwyczaj około 30 najlepszych jeźdźców, którzy nie ścigają się naraz, ale w kilku oddziałach po kolei (...)
W niektórych okolicach zanikły z czasem tak wyścigi jak i różne inne prastare zwyczaje wielkanocne. We wioskach, z dala od większych miast położonych, gdzie jeszcze nowoczesna kultura nie bardzo dotarła, trzyma się lud na ogół serdecznie starych od praojców przekazanych zwyczajów - mianowicie, gdy one są połączone z głównemi świętami (Wielkanoc, Zielone Świątki, Boże Narodzenie), gdy mają urok poetyczny i pięknemi legendami oddziaływują na serce i ducha ludu.
Opryskiwanie się wodą podczas świąt wielkanocnych
W 17-tym wieku był zwyczaj dyngowania bardzo rozpowszechniony, tak na wsi i w mieście i to nawet między wyższemi warstwami ludności.
Niestety w tym czasie trapiły Europę różne długoletnie wojny, i co za tem zazwyczaj idzie, nastało rozluźnienie obyczajów. Tym sposobem się stało, że pierwotnie niewinne zabawy i żarty młodzieży przekraczały nieraz dozwoloną miarę i nabrały z czasem niemiłego charakteru. Dlatego też tak świecka jak i duchowna władza występowała w tym czasie niejednokrotnie przeciwko dyngowaniu (...)
Według opowiadań ludu zwyczaj dyngowania ma pochodzić stąd, że po Zmartwychwstaniu Chrystusa Pana stało mnogo ludzi, a mianowicie niewiast na ulicach Jerozolimy i opowiadało sobie sporo o tem niezwykłem zjawisku. Faryzeuszy gniewało to wielce i wpadli na pomysł, że, aby lud czemprędzej rozpędzić, trzeba go kazać oblewać wodą i bić kijami.
Inni znów opowiadają, że gdy Polska cała naraz przyjęła chrześcijaństwo, brakło kapłanów, co by każdego z osobna chrzcić byli mogli. Pomagano więc pono sobie w ten sposób, że lud ustawiano w gromady i gromadami go chrzcono, pokrapiając święconą wodą. Na pamiątkę tego chrztu masowego miał niby między ludem powstać zwyczaj dyngowania.
* Na podstawie "Nowin Raciborskich" z 2, 4, 6 i 11 kwietnia 1912 r.