Marzenie o własnym domu zrujnowało Jarosława Grabowskiego i jego rodzinę Dziś mówi o epidemii oszustwa, która panoszy się w Polsce
Powrót do Polski miał być dla nich spełnieniem marzeń. Michaela i Jarosław Grabowscy z dwójką dzieci wrócili z Niemiec po 24 latach. Przywieźli pieniądze, za które chcieli wybudować nowoczesny dom szkieletowy. Dziś mieszkają w starym budynku, który kupili razem z działką w Zabełkowie. Nowy dom stoi tuż obok, ale nie nadaje się do zamieszkania. W zasadzie powinno się go rozebrać. Tymczasem były wykonawca nie dość, że nie naprawił wielu wykrytych wad, to jeszcze zszedł z placu budowy i zażądał... zapłaty. Jednak Jarosław Grabowski nie ma już pieniędzy. Ma za to głowę pełną pytań, z których najważniejsze wybrzmiewa każdego dnia i nie daje mu spokoju: gdzie popełniłem błąd?
Nigdy nikogo nie oszukałem
– Całe życie wypruwałem sobie żyły. Chciałem wrócić do kraju z podniesioną przyłbicą, ale przegrałem. Tutaj panuje jakaś epidemia oszustwa. Przez te lata w Niemczech nasiąknęliśmy z żoną zupełnie innym podejściem do życia. Wierzyliśmy, że jak ktoś coś mówi, to tak jest. Przekonaliśmy się, że w Polsce tak nie jest – mówi nam Jarosław Grabowski i dodaje: ja nigdy nikogo nie oszukałem.
Bohater naszego artykułu pochodzi z Raciborza. Do Niemiec wyjechał w 1996 roku. Nie znał języka. Cały dobytek zmieścił w jednej walizce. Pracował w branży budowlanej, specjalizował się w wykończeniach wnętrz. Sumienność przełożyła się na fachowość. Z czasem zapracował na renomę i godne życie. Kupili z żoną dom w Niemczech. Remontowali go bardzo intensywnie przez 10 lat. Jednak z czasem dopadła ich nostalgia, pojawiły się myśli o powrocie. – Pomyśleliśmy, że nie będziemy całe życie mieszkać na budowie. Wpadłem na genialny pomysł, że tak jak robi się to dziś w Niemczech, wybudujemy w Polsce dom szkieletowy – mówi Grabowski. Wyjaśnia, że w tego typu konstrukcjach czas budowy jest krótki, a dom ma bardzo niskie zapotrzebowanie na energię – jest po prostu ciepły. Jednak jego zaprojektowanie i wykonanie wymaga fachowości.
Czterdzieści lat doświadczenia
Grabowscy sprzedali to, co mieli w Niemczech i kupili nieruchomość w Zabełkowie. Dom, który tutaj stał, chcieli przeznaczyć na pomieszczenie gospodarcze. Do niego miał przylegać nowy dom szkieletowy z garażem. W Wiśle znaleźli fachowca, który zrobił na nich bardzo dobre wrażenie.
– Od 40 lat buduje drewniane domy szkieletowe. Gdy z nami rozmawiał, był bardzo pewny siebie. Powiedział tylko, że musimy poczekać prawie dwa lata, bo ma tyle zamówień. Wzięliśmy to za dobrą monetę. Zgodziliśmy się poczekać. Polecił nam też projektanta z Cieszyna specializującego się w domach szkieletowych, z którego usług skorzystaliśmy – relacjonuje Jarosław Grabowski.
Wszyscy zawiedli
Budowa ruszyła wiosną 2021 roku. Już na przełomie kwietnia i maja Jarosław Grabowski zauważył, że we wznoszonym budynku występują błędy, między innymi w zakresie izolacji budynku. 31 maja 2021 roku doszło do spotkania z kierownikiem budowy, projektantem i wykonawcą. Sporządzono listę błędów, które należy usunąć.
Jednak wkrótce okazało się, że wad jest o wiele więcej niż zakładano. Potwierdził to rzeczoznawca, który w czerwcu 2021 roku wykonał na zlecenie Jarosława Grabowskiego szczegółowych oględzin i pomiarów budowy. Opracowanie, będące swego rodzaju techniczną litanią błędów liczy 75 stron formatu A4. Wynika z niego, że błędy popełniono nie tylko na etapie wykonawstwa, ale również projektu.
Latem zeszłego roku wykonawca zażądał kolejnej transzy wynagrodzenia – 50 tys. zł za wykonane prace. Grabowscy powiedzieli, że zapłacą, gdy błędy zostaną naprawione i odebrane przez kierownika budowy. W odpowiedzi wykonawca zszedł z placu budowy. Wkrótce odszedł również kierownik budowy. A w świetle prawa to właśnie on powinien czuwać nad prawidłowym przebiegiem budowy.
Dom na piance
– Mówię, że to jest dom na piance. Gdzie się pojawiła jakaś szczelina, tam wciskali piankę. Pełno tu pęknięć. Czego ten dom ma się trzymać, jak już wszystko popęka? Pianki? – pyta retorycznie Jarosław Grabowski i wskazuje na kolejne błędy, m.in.: błąd w osadzeniu szkieletu domu na podstawie (szkielet jest przesunięty o kilka centymetrów względem podstawy – wygląda to tak, jakby dziecko nieumiejętnie umieściło jeden klocek na drugim, tak że boki klocków nie mają zachowanego lica), niskiej jakości drewno dotknięte sinizną (odmianą grzyba), nieprawidłowo wykonane nadproża itd., itp.
– Nieważne, czy chodziło o budowę szamba, wzniesienie ogrodzenia, zaprojektowanie i wykonanie domu czy nadzór nad budową. Każdy chciał mnie tutaj w większy lub mniejszy sposób oszukać. Epidemia. Ci ludzie nie mają godności. Liczy się dla nich tylko pieniądz. Szybki zarobek. Nieważne czyim kosztem – mówi Jarosław Grabowski.
Najgorsze w przypadku Jarosława Grabowskiego jest to, że nie widzi możliwości szybkiego rozwiązania problemu, w którym się znalazł.
Formalnie wykonawca, do którego pracy ma najwięcej zastrzeżeń, nie jest uczestnikiem budowy – są nimi: inwestor (czyli J. Grabowski z żoną), architekt i kierownik budowy. – Wychodzi na to, że wykonawca jest nietykalny. Jedyne co mi zostało, to sądzić się z nim przez 10 lat. Koszmar – mówi bohater naszego artykułu z rezygnacją. Zgodził się na rozmowę z Nowinami licząc, że nagłaśnianie takich przypadków być może doprowadzi kiedyś do zmiany przepisów, które w większym stopniu będą chroniły inwestorów przed nieuczciwymi wykonawcami. Obecnie nie brak takich, którzy wykorzystują luki w prawie kosztem swoich klientów.
Nie ma tu prawa i sprawiedliwości
Jarosław Grabowski zamieszkał z rodziną w starym domu, który we wcześniejszych planach miał spełniać funkcje gospodarcze. Wilgotne piwnice, przestarzałe instalacje centralnego ogrzewania, wodna i elektryczna, do tego dach pokryty azbestem. Grabowskim tylko częściowo udało się go wyremontować. – Gdy przyjechałem, worek pieniędzy był pełny. Teraz dotykam ręką dna – mówi rozgoryczony.
Grabowscy mają łzy w oczach za każdym razem, kiedy przejeżdżają obok domów, które powstają w ich okolicy. Dziś wiedzą, że błędem było zaangażowanie akurat tego wykonawcy, jednak jak mogli przewidzieć, że sprawy przybiorą taki obrót?
– Nie ma tu prawa. Nie ma tu sprawiedliwości. Jest nieład i anarchia. Przeciętny Kowalski jest do tego przyzwyczajony. My nie byliśmy na to gotowi – zauważa pan Jarek na koniec naszej rozmowy. Spogląda jeszcze na powiadomienie w telefonie, boleśnie nieaktualne: maj 2022 roku – FINAL COUNTDOWN – dom jest gotowy do zamieszkania, można się wprowadzać, marzenie się spełniło.
Wojciech Żołneczko
Co może się wydarzyć?
Pytamy Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego Macieja Wróbla, co dzieje się w podobnych sytuacjach. Wiedząc, że przepisy zabraniają mu rozmowy o konkretnym przypadku, prosimy o informacje teoretyczne. Inspektor informuje nas, że w przypadku zgłoszenia nieprawidłowości przy budowie domu lub innej budowli do Powiatowego Inspektora Budowlanego w pierwszej kolejności wykonywane są wstępne oględziny, w trakcie których ustala się zasadność zgłoszenia. Jeśli zgłoszenie jest zasadne, wówczas PINB rozpoczyna postępowanie administracyjne. Na początek nakłada na właściciela lub zarządcę nieruchomości postanowienie o wstrzymaniu robót. - Chodzi o to, żeby nie zmieniać stanu istniejącego - mówi M. Wróbel.
Następnie pracownicy PINB ustalają stan faktyczny zastany na budowie i konfrontują go ze stanem prawnym. Kolejny etap to sporządzenie projektu naprawczego. Taki projekt może zakładać konieczność przeprowadzenia rozbiórki budynku, wyłączenia go z użytkowania lub przeprowadzenia naprawy. Co ważne, w myśl obowiązujących przepisów PINB będzie egzekwować realizację projektu naprawczego od właściciela lub zarządcy nieruchomości, a nie od wykonawcy!
Jeśli PINB wykryje nieprawidłowości w projekcie domu lub pracy kierownika budowy, może skierować wniosek o zbadanie ich postępowania do Izby Architektów lub Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa.
Natomiast wszelkie roszczenia związane z wykonaniem domu mają charakter cywilny i są rozstrzygane na drodze sądowej. W takich postępowaniach sądy biorą pod uwagę również materiały zebrane i opracowane przez Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego.
Gonią za pieniądzem i na nic nie patrzą
Rozmawiamy o problemie Jarosława Grabowskiego z fachowcem, który pragnie zachować anonimowość. Przyznaje, że rynek budownictwa cierpi z jednej strony na brak kadr i fachowców, z drugiej strony firmy w pogoni za pieniądzem przyjmują zbyt dużo zleceń. Efektem są błędy, wzajemne roszczenia, dramaty pokrzywdzonych klientów.
W przypadku domu szkieletowego sytuacja ma być jeszcze trudniejsza, bo jego zaprojektowanie i wzniesienie wymaga fachowej wiedzy i umiejętności. – Tam wszystko pracuje razem, dochodzi do mnóstwa naprężeń. To nie to samo co zwyczajny dom murowany, taki jest o wiele łatwiej zbudować – słyszymy od fachowca.