110 lat temu w Nowinach Raciborskich: Francek, Walek i Spielverein w Makowie, czyli jak się skończy zabawa w Niemców
Satyra na działalność niemieckiej organizacji sportowej, historia dobrze prosperującego przedsiębiorcy, który przez błędne decyzje skończył w więzieniu i odnalezienie zwłok zaginionej dziewczynki – między innymi o tym pisano w Nowinach w maju 1912 roku. Zapraszamy do lektury, która jest jak podróż w czasie. Wojciech Żołneczko
Racibórz • 4 maja 1912 r.
„Spielverein” w Makowie
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
– Na wieki amen, witam cię Francku.
– Bóg zapłać, ja cię też witam Walku. Skąd to idziesz?
– Ze zgromadzenia. Czy to nie wiesz, że tam dziś zakładali „Spielverein”?
– Co, „Spielverein”? Dla dzieci nie potrzeba „Spielvereinu”, bo one same najlepiej się bawią.
– To nie dla dzieci, lecz dla młodzieńców ma być ten „Verein”.
– Co gadasz? To młodzieńcy mają jeszcze do „Spielszule” chodzić?
– Nie do „Spielszuli”, ale na polu mają grać, skakać i turnować.
– Ha, ha, ha! To będzie zabawne!
– Nie śmiej się, bo i kilku gospodarzy dało się też do tego zapisać.
– Co? Gospodarze do „Spielvereinu”? Ty żartujesz, to ci gospodarze też będą na polu grali, skakali i turnowali? To będzie komedya – ani cirkusa już tu potem nie potrzebujemy.
– I mnie to śmiesznie przychodzi. Lepiej by oni zrobili, gdyby się o swoje gospodarstwo starali.
– Ale powiedz mi, mój Walku, dlaczego to ci młodzieńcy mają do „Spielvereinu” wstępować?
– Pewnie, aby nie dostali suchot płuc, gdyby w domu siadali.
– Mnie się zdaje, że ty już cierpisz na suchoty, ale na suchoty mózgownicy. Czy nasi młodzieńcy nie turnują po całych dniach na polu albo przy murarce? W niedzielę potrzebują odpoczynku, ale nie turnowania. W miastach dla bladych krawców, szewców i pisarczyków, to takowe „Spielverein” są dobre, ale na wsi – to głupota. Ale, mój Walku, mnie się zdaje, że tu nie chodzi o granie, lecz o zniemczenie naszych młodzieńców. Tam się mają nauczyć i pomiędzy sobą tylko po niemiecku gadać, a z naszym językiem polskim na bok.
– Może być, że ty słusznie sądzisz, bo tam na zgromadzeniu tylko po niemiecku mówiono, a na nas Polaków żadnego względu nie brano.
– Słyszałem, że i twój syn się dał zapisać. To się ty jeszcze tego doczekasz, iż on i w domu będzie chciał po niemiecku mówić, a swoim ojczystym językiem będzie się brzydził.
– Nie daj tego, Boże, żeby moje dzieci miały swoim pięknym polskim językiem pogardzać.
– Ja się jeszcze gorszych rzeczy obawiam, a to, że te gry się będą w karczmie kończyły, a tam nasi synowie nauczą się hulania i marnotrawstwa.
– Jeżeliby tak miało być, to mój Hanys musi zaraz z tego wystąpić. Niech on lepiej w domu w rodzinie się bawi jaką niewinną grą.
– Jeszcze lepiejby było, gdybyś za te pieniądze, które twój Hanys ma do „Spielvereinu” płacić i w karczmie przeniszczyć, sobie zaraz zamówił „Nowiny Raciborskie”, a w niedzielę po południu i wieczorami młodzieńcy czytaniem się bawili. Tak twoi synowie się nauczą dużo pożytecznych rzeczy, a umiłują swój język ojczysty.
– Ty mądrze mówisz, zaraz to uczynię. Bóg zapłać, żeś mi tak pięknie doradził. Zostań z Bogiem.
– Z Panem Bogiem!*
Wandale połamali drzewka
Żory. W tych dniach połamano 15 drzewek stojących przy drodze z Żorów do Osiny. Na wykrycie sprawców wyznaczono nagrodę.
* Artykuł jest satyrą na działalność niemieckich organizacji, które kładły nacisk na krzewienie kultury fizycznej, ale też niemieckich wartości patriotycznych. Wśród Polaków podobną funkcję spełniały „Sokoły”.
Racibórz • 7 maja 1912 r.
Bójka na weselu skończyła się zgonem
Racibórz. Sąd przysięgłych skazał robotnika Stanisława Zimnola z Zawodzia na 2 lata i 6 miesięcy więzienia za ciężkie poranienie syna gospodarskiego Buchty z Bzów Zameczków, który wskutek tych ran zmarł dnia następnego. Brutalnego czynu dopuścił się Zimnol na weselisku, odbywającem się w karczmie w Warszowicach.
Fałszywy bankrut
O fałszywe bankructwo oskarżony był blachnierz Jan Mücka z Wodzisławia*. W jego zawodzie dobrze mu się powodziło, ponieważ był pilny i zaradny, chcąc się atoli prędzej zbogacić, puścił się na spekulacye i począł skupywać grunta w Rydułtowach, Pszowie i Wodzisławiu. W końcu założył nawet kinematograf w Wodzisławiu. To było jego nieszczęściem. Interes nie szedł, nastały kłopoty finansowe, aż w końcu zbankrutował. Ponieważ kazał większe sumy zapisać na hipoteki dla swego ojca, żony i szwagra, dopatrzono się w tem fałszywego bankructwa, za co sąd przysięgłych skazał go na 3 lata więzienia.
Zwłoki dziewczynki
Racibórz. W sobotę wieczorem około godziny 9 wydobyto z Odry naprzeciw miejskiej rzeźni zwłoki dziewczynki Hawliczek, która przed mniej więcej pół rokiem znikła z domu swego chlebodawcy Davida. Zwłoki były w zupełnym rozkładzie.
Poparzony trzylatek zmarł
Rybnik. Nieszczęśliwy wypadek wydarzył się w rodzinie malarza Kopycioka. Trzyletni jego synek przewrócił garnek z gorącem mlekiem, stojący na piecu i odniósł tak ciężkie ob
rażenia, że w dwa dni potem wyzionął ducha.
* Blachnierz wytwarzał wiadra, garnki, patelnie, sztućce, świeczniki i inne przedmioty.
Racibórz • 9 maja 1912 r.
Srebrne wesele
Racibórz. Srebrne wesele obchodzili wczoraj małżonkowie Mateusz i Karolina Piechaczkowie na Ostrogu.
Wyskoczyła z pociągu
W sobotę po południu wyskoczyła z pospiesznego pociągu pomiędzy Raciborską Kuźnią a Nędzą pewna kobieta, pochodząca z Austryi, i zabiła się na miejscu. Przed miesiącem wyjechała ona do Ameryki, gdzie atoli dostała pomieszania zmysłów, wskutek czego władze amerykańskie odstawiły ją do Europy z powrotem.
Razem wydzierżawią grunta
Sławików, pow. raciborski. W niedzielę zgromadzili się u p. Reicha tutejszy siedlacy, celem wydzierżawienia pola wspólnie od posiedziciela dóbr sławikowskich. Wynajęte będą 1000 jutrzyn*. Na czele spółki stoją siedlacy Józef Krajczy, Paweł Zarembik, Jan Szyrtek, Karol Spleśniały.
* Jutrzyna to tłumaczenie niemieckiego słowa morg. Historycznie była to powierzchnia ziemi, którą jeden człowiek był w stanie zaorać przy użyciu zaprzęgu lub skosić w ciągu jednego dnia. Mórg pruski wynosił około 25,5 ara.