Jesteście naszym drogowskazem. Złote Gody ośmiu par w Pałacu Ślubów
Kierująca Urzędem Stanu Cywilnego w Raciborzu Katarzyna Kalus zaprosiła 17 maja osiem par małżeńskich po odbiór nadanych przez Prezydenta RP medali – dowodu uznania trwałości małżeństwa i rodziny. – Złożyli państwo ślubowanie pół wieku temu, że wasze małżeństwo będzie zgodne, szczęśliwe i trwałe. Dotrzymaliście go, czego dowodem jest wasza obecność w Pałacu Ślubów – mówiła jubilatom.
Dodała, że przybyli stanowią przykład dla swych dzieci, wnuków, a także dla sąsiedztwa i znajomych.
– Przyczynialiście się do dobrobytu naszego miasta, od pracy zawodowej po tę w ogródku przydomowym czy działkowym – zaznaczyła K. Kalus.
Prezydent Raciborza Dariusz Polowy przyznał, że są sprawy, którymi zajmuje się chętnie i takie czynności, które musi zrobić. – Spotkanie z jubilatami jest tym, co mnie cieszy. To taki bonus dla pełnienia tej funkcji. Wspominanie przy wspólnym stole szczególnie cenię – podkreślił.
Polowy stwierdził, że takiego wyniku jak jubilaci nie osiągnął, bo miał 6 lat, kiedy zgromadzeni brali ślub. – Jak dotąd 32 lata żona ze mną wytrzymała. Mówię to bez kozery, bo to na paniach spoczywa ciężar dbania o związek. Dla mężczyzny jest spokojnym portem, a dla kobiety otwartym oceanem – zaznaczył włodarz.
– To, co robią dla związku panie, dla nas mężczyzn jest nie do przecenienia – dodała głowa miasta.
Polowy przypomniał też słowa swojej mamy, że mężczyzna rozwija się do 7 roku życia, a później już tylko rośnie.
– Jesteście naszymi drogowskazami – mówił o jubilatach D. Polowy.
Świętujący Złote Gody podziękowali sobie wzajemnie za pół wieku przeżytego w związku małżeńskim. – Łezka w oku się kręci – komentował ten moment ceremonii D. Polowy. Małżonkowie podali sobie prawe dłonie i złożyli wzajemne podziękowania za udany związek.
– Dziękuję ci żono, za to, że nasze małżeństwo jest zgodne, szczęśliwe i trwałe. Dziękuję ci mężu za to, że nasze małżeństwo jest zgodne, szczęśliwe i trwałe – te słowa rozbrzmiały w Pałacu Ślubów.
(ma.w)
Anna i Henryk Gajdzińscy
On poderwał ją w Oborze, na dansingu w Jubilatce. – Początkowo mnie nie chciała. Mieszkała w Brzeziu i ja musiałem za nią lecieć, a sam byłem z Raciborza – opowiada mąż. W sierpniu 1971 roku był ślub i kameralne wesele. Pan Henryk był związany ze spółdzielnią Raciborzanka, gdzie szyto odzież roboczą. – Później ściągnąłem brata z garbarni i razem wzięliśmy wieżę ciśnień, powstały hale i ruszyła produkcja rękawic. A potem powoli przeszło to w słodycze – mówi pan Henryk o swojej pracy. Małżonka była zatrudniona m.in. w Centrze i Zelmerze. Wychowali dwoje dzieci, mają dwie wnuczki. – Trzeba żyć normalnie, nie cudować – podają receptę na udane małżeństwo.
Teresa i Mieczysław Grzeszczykowie
Zapoznali się u kolegi na weselu, na Mazurach. Służyli tam za parę drużbów. Spotkali się po raz pierwszy, ale tak wpadli sobie w oko, że zostało do dziś. Ślub odbył się w miejscowości Świętajno w październiku. – Pogoda nie była zła – wspominają jubilaci. Do Raciborza trafili przez pracę i za mieszkaniem. On był kolejarzem. Wpierw pracował w w Rybniku, a później w Raciborzu. Spędził na kolei 40 lat. Ona pracowała w Pollenie i Henklu. Wychowali czworo dzieci, mają siedmioro wnuków. – W życiu raz jest z górki, a raz pod górkę. Ale jak się jest z kolejarzem, to da się to jakoś przejechać – śmiali się małżonkowie
Krystyna i Bernard Halfarowie
Poznali się na potańcówce w Raciborzu. Ona była z Rudnika. – Jak ją zobaczyłem, to jakby mnie oszołomiło. Do dziś nie doszedłem do siebie – śmieje się jubilat. Ślub był w listopadzie. – Było mokro, deszczowo. Teren przy kościele był podmokły i jeszcze wieczorem przed ślubem układałem deski na cegłach, żeby suchą nogą przejść do kościoła – opowiada mąż. Początkowo zamieszkali w Rudniku, a później przeprowadzili się do Raciborza. Sami postawili dom, który stoi do dziś. On pracował w raciborskiej cukrowni, aż do jej zamknięcia. Wychowali czwórkę dzieci. – Wszyscy są po studiach, wszyscy pracują, mieszkają w Raciborzu – cieszą się rodzice. Mają 8 wnuków. – Trzeba oddać serce w jedne ręce i później trochę pomagać, żeby związek przetrwał – podsumował pan Bernard.
Urszula i Piotr Heide
Połączył ich przypadek. Wpadli na siebie przy ul. Nowej koło kościoła farnego. Po 3 miesiącach od tamtego spotkania już brali ślub, właśnie w kościele przy rynku w Raciborzu. Bawili się na domowym weselu w grudniu. Mają troje dzieci i pięciu wnuków. On pracował jako kierowca zawodowy. – W trudnych momentach na kompromis trzeba iść, a życie i tak się samo toczy – komentują jubilaci.
Halina i Wilhelm Juchno
Mieszkali na małej stacyjce w województwie szczecińskim. Jego wzięli „w kamasze”, a najlepszy kolega ożenił się z wielką miłością pana Wilhelma. – Jak wróciłem z wojska to właśnie Halincia czekała na mnie – wspomina jubilat. 50 osób bawiło się na weselu. Jak znaleźli się w Raciborzu? Chrzestny mężczyzny mieszkał tutaj, a kiedy zmarł, krewny przyjechał na jego pogrzeb. Akurat w Pollenie potrzebowali elektryków i dawali mieszkanie. – Postanowiłem się przeprowadzić. Żona dostała pracę w studium nauczycielskim – wspomina mąż. Mają dwoje dzieci i dwie wnuczki. – Kiedy składa się przysięgę nie przed pierwszym sekretarzem tylko przed Panem Bogiem, to trzeba jej dotrzymać – zaznacza pan Wilhelm.
Małgorzata i Henryk Bauerkowie
Wzięli ślub w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. – Chyba śnieżyło – wspomina małżonka. W lokalu, gdzie się bawili zawias z okna się urwał i szyba się stłukła. Szkło zatrzymała firana. – To jak widać było na szczęście – śmieje się pan Henryk. Znali się z lat szkolnych, spotykali w kawiarni „Piotruś”. – Po lekcjach chodziło się tam na mrożoną kawę – dodaje mąż. Początkowo mieszkali w Jastrzębiu-Zdroju, bo on dostał tam mieszkanie jako zatrudniony w górnictwie. Ciągnęło ich do Raciborza i udało się zamienić lokum. Mają 3 synów i 5 wnucząt. – Życie trzeba przeżyć w kompromisie. To daje efekt – wspomina pan Bauerek, który 35 lat prowadził sklepik spożywczo-warzywny przy Słowackiego.
Bronisława i Jan Bugałowie
Ich pierwsze spotkanie miało miejsce w restauracji Hotelowej, w 1969 roku. – Miłość była od pierwszego wejrzenia – wspomina małżonka. Dwa lata narzeczeństwa doprowadziły do ślubu. Odbył się w dzisiejszym Pałacu Ślubów w Raciborzu. Ona pamięta charakterystyczne, kręte schody na piętro. Mają dwie córki i dwóch wnuków. Pani Bronisława pracowała w handlu, a mąż w zakładach mięsnych. – Między dwojgiem ludzi musi być przede wszystkim przyjaźń. Czasem trzeba się ugiąć do pewnych spraw. Ludzie mają różne zainteresowania, ale też wspólne cele – rodzinę, dom no i siebie – podkreśla jubilatka.
Władysława i Stefan Rudniccy
Pochodzą z jednej miejscowości, Zakliczyna położonego nad Dunajcem w Małopolsce. Znają się od lat szkolnych. W 1970 roku postanowili wstąpić na drogę wspólnego życia. W Raciborzu mieszkają od 1976 roku. Mąż pracował całą karierę w Rafako, a ona była zatrudniona w urzędzie miasta. Mają córkę i syna oraz czworo wnucząt. – Liczy się wzajemne zaufanie, szacunek i cierpliwość. Nie zawsze świeci słońce, nieraz jest bura. Prowadząc wspólne życie, trzeba umieć się dogadać – mówią o recepcie na udane małżeństwo.