Zamknęli go w katakumbach, przystawiali pistolet do piersi. Tak powstał nowy album Ryszarda Frączka
Nowa publikacja Ryszarda Frączka oraz ojca Bruno Neumanna to album pt. „Bazylika Metropolitalna obrządku łacińskiego we Lwowie”. Frączek promował ją wśród raciborzan, korzystając z gościnności muzeum. Takich spotkań autorskich ma już kilkanaście w całej Polsce.
– Lwów to polskie miasto – podkreślił znany raciborski samorządowiec i przedsiębiorca. Udowadniał swą tezę, przytaczając fakty historyczne, przywołując sylwetki i związki polskich królów ze Lwowem.
Ryszard Frączek, pracując nad albumem, zamieszkał w katedrze. – Chodziłem po niej całej, po strychu, po katakumbach, a zacząłem swoją wędrówkę od chrzcielnicy – opowiadał zebranym.
Wspomniał, jak na strych szedł cały kwadrans, ale było warto zobaczyć jak „sześciu chłopa dzwoni na sumę”.
– A w katakumbach mnie zamknęli, bo o mnie zapomnieli, że tam wszedłem. Spędziłem w nich całą noc, bo się zamyśliłem. To niesamowite miejsca, rozciągają się w licznych korytarzach – dzielił się w muzeum swoimi doświadczeniami.
Przyzwyczajeni do wojny
W lutym Frączek pojechał na Ukrainę na miesiąc. Przejechał wtedy kilka tysięcy kilometrów z darami zebranymi w kościele NSPJ w Raciborzu. Później wrócił jeszcze na 3 tygodnie. – Ludzie tam żyją z tą wojną, przyzwyczaili się. Dobrze, że Kresowiacy też im pomagają. Pomocy potrzeba wschodniej Ukrainie, bo ta zachodnia ma spokój – oznajmił pan Ryszard.
Na spotkanie z Frączkiem przyszedł m.in. były wiceprezydent miasta Adam Dzyndra. Urodził się na lwowskim rynku („to nie moja zasługa – śmiał się, gdy bohater wieczoru o tym powiedział publiczności).
Spotkanie zaczęło się od przemówienia Joanny Maksym-Benczew dyrektor RCK. Ta mieszkała kiedyś z Frączkiem przy jednej ulicy i sprzedawała z nim książki w kościele.
– Kresy łączą wielu raciborzan. Nasi rodzice pochodzili z Kresów, tych dotkniętych tragedią i tych mniej nią dotkniętych. Pamięć o Kresowiakach, o Lwowie – miejscu tak ważnym dla naszej historii, jest podtrzymywana przez Ryśka. Reprezentujemy kolejne pokolenie i niesiemy w sobie obowiązek przypominania, że część raciborzan ma tam swoje korzenie – mówiła szefowa centrum kultury.
Podziw i przerażenie
Głos zabrał również rektor PWSZ Paweł Strózik. Przyznał, że z podziwem potraktował wyprawę Frączka na tereny objęte wojną.
– Jednocześnie widziałem w tym ryzyko i nie kryłem przerażenia, a co będzie, jak się coś stanie i autor nie będzie mógł wrócić? Ryszard Frączek wykazał prawdziwą miłość do Kresów. Pamiętajmy, że to może być jeden z ostatnich momentów, by uwiecznić tę historię w jej obecnym kształcie, bo śladów historii może wkrótce nie być wskutek działań wojennych – podkreślił Strózik.
Dyrektor Muzeum Romuald Turakiewicz nazwał album pięknym i podkreślił, że zawiera słowo wstępne metropolity lwowskiego.
– To wspaniałe miejsce naszego państwa, opisane przez pana Frączka, aktywistę w pozytywnym znaczeniu tego słowa – mówił szef placówki.
Przybyły na promocję albumu Szymon Szrot – dyrektor biura poselskiego Michała Wosia, odczytał list polityka Solidarnej Polski.
Frączek podsumował te wystąpienia. – Jeszcze nikt mi tyle dobrego słowa nie nagadał co wy – śmiał się gospodarz wieczoru. Dodał, że występuje w muzeum jako „prosty Polak, który czuje sentyment i o tym mówi, ale nie jest historykiem”.
Bogactwo treści
Po wykładzie Frączka na temat bazyliki przemówiła m.in. Justyna Kiedrowska – aptekarka i miłośniczka tematyki kresowej. Polecała album, argumentując, że jest to wydawnictwo wyjątkowe.
Ryszard to mój kolega, znamy się, dał mi egzemplarz wcześniej. Jestem zaszczycona, że takie wspaniałe wydawnictwo jest dziełem raciborzanina, a nawet dwóch – bo widać tu duży wkład pracy brata Ryśka – Kazimierza.
Jeśli sięgniemy po jakikolwiek album dotyczący katedry, a mam takich kilka w domu, to w większości jest dużo zdjęć, ale marnie podpisanych, skrótowo i symbolicznie. Kaplica taka i taka i nic więcej. Mam też inne wydawnictwo ze szczegółowym opisem, ale bez zdjęć.
Album Ryszarda daje nam wszystko, zawiera bardzo szczegółowy opis i świetne zdjęcia. Zachwyca bogactwem zawartych treści. W ciszy domowej można przejrzeć album, siedząc przy na stole i można przenieść się w czasie i duchem te 500 km stąd i chłonąć to piękno, tę historię – mówiła J. Kiedrowska.
Lwów coś w sobie ma
O zabranie głosu poproszono jeszcze dr Adama Szecówkę, pracownika naukowego m.in. raciborskiej i wrocławskiej uczelni. Ten był dwa razy we Lwowie i wie, że sporo bezcennych zabytków przetrwało w bazylice opisanej przez Frączka. Opowiadał, jak dzwonił do kolegi i Frączek oddzwonił mu ze Lwowa. Spokojnym głosem wyjaśnił, że tam, gdzie jest, trwa wojna na dobre.
– Prowadziłem często rozmowy z przyjaciółmi z Niemiec i Rosji i zastanawialiśmy się co by było gdybyśmy tak jako narody wrócili na swoje dawne miejsca, czyli Niemcy wzięliby Śląsk i Pomorze, a Polacy powrócili na wschód. Każdy byłby u siebie. Jak się o tym mówi ludziom o dwa pokolenia starszym to widać, że ich związek emocjonalny z ziemiami wschodnimi jest ogromny. Genetycznie i mentalnie to przechodzi na kolejne pokolenia, tam do Lwowa i tamtych terenów ich coś ciągnie. Bo Lwów coś w sobie ma. Ja nie przeżyłem tego jak Rysiek. Muszę pojechać tam znów, by przeżyć, zapłakać – powiedział A. Szecówka.
Frączek stwierdził, że kiedy będąc w katedrze, poczuje się kroki Maksymiliana Kolbego, siostry Faustyny i innych świętych, to on życzy każdemu, by zapłakał, wzruszył się.
– Żeby powiedzieć wtedy: tutaj jest Polska, tu jest mój kraj. Bo Lwów to jest miejsce, bez którego Polska nie byłaby Polską. W tym albumie zawarłem to, co tam przeżyłem i to, czego tam dotknąłem – podsumował autor.
Publikacja na spotkaniu autorskim kosztowała 70 zł. Jak zaznaczył R. Frączek, w księgarniach jej cena wynosi nieco więcej.
(ma.w)