Katarzyna Chwałek-Bednarczyk żegna się z Kornowacem, bo rozpoczyna pracę w Rydułtowach: Wracam do domu
– Żegnam się z Kornowacem, bo wracam do domu – mówi Katarzyna Chwałek-Bednarczyk o odejściu z Gminnego Ośrodka Kultury w Kornowacu, gdzie przez półtora roku była dyrektorem. Przechodzi do Rydułtowskiego Centrum Kultury, gdzie w roli szefowej zastąpi Janinę Chlebik-Turek. – Jednak cząstka mojego serducha zostanie na zawsze w gminie Kornowac – mówi o miejscu, z którym związana będzie jeszcze przez kilka dni. Rozmawia Dawid Machecki.
– Po wygranym konkursie na dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury w Kornowacu, zapowiadała pani w rozmowie z Nowinami, że planuje ewolucję, a nie rewolucję. Jak z perspektywy czasu ocenia pani tę zapowiedź?
– To była jednak rewolucja (śmiech). Startując na dyrektora, napisałam sobie program działania, który zrealizowałam przez te półtora roku mojego dyrektorowania. Tempo było więc zabójcze, ale to też było związane z tym, że trafiłam na świetnych współpracowników, którzy trzymali to tempo. Pracownicy GOK-u to wymarzona ekipa. Gmina Kornowac ma też niesamowity potencjał kulturotwórczy, z którego można czerpać garściami. Prężnie działa tutaj wiele organizacji: koła gospodyń wiejskich, ochotnicze straże pożarne, fundacje i stowarzyszenia. Zawsze mogłam na nich liczyć.
Przez ten czas zrealizowaliśmy mnóstwo fantastycznych rzeczy, na które pozyskaliśmy masę środków z funduszy zewnętrznych. Pierwszy to „Drużyna Wilka”, czyli pokazaliśmy wielkie wydarzenia historyczne przez pryzmat lokalnej historii – powstańca Teodora Wilka, tworząc przy tym grę fabularną. Później był program „Kultura – Interwencje” i projekt „Noc świateł czyli cudowna moc bajki”, gdzie pochyliliśmy się nad historią Polenlagru i Kinderlagu w Pogrzebieniu. Wówczas stworzyliśmy: podcast i spektakl teatralny przy klasztorze sióstr salezjanek. Później rozpoczęła się cyfryzacja GOK-u, która ciągle trwa. Pozyskaliśmy 133 tys. złotych na to, żeby ośrodek kultury wszedł w XXI wiek, bo kiedy tutaj przyszłam, w biurze był jeden komputer, który włączał się przez 20 minut. Teraz każdy pracownik ma nowy laptop, będzie studio podcastowe i filmowe. Mamy nowoczesne narzędzia jak: rejestratory dźwięku i wideo, więc żadna epidemia tego miejsca już nie zaskoczy, bo można działać hybrydowo. Stworzyliśmy studio fotograficzne i studio wokalne. Co ważne, rozdmuchaliśmy strefę zajęć – oferta jest skierowana dla wszystkich mieszkańców; ogromnie się cieszę, że to wszystko działa, że to nie są zajęcia widma.
– Na czym pani najbardziej zależało, podejmując się dyrektorowania temu miejscu?
– Na tym, żeby to miejsce było domem dla mieszkańców.
– Udało się?
– Tak. Myślę, że stworzyliśmy przyjazną atmosferę dla wszystkich, którzy wstępują w nasze progi, odświeżyliśmy wnętrza w niektórych budynkach, które teraz są przyjemne i bardziej funkcjonalne. Każdy zagląda do nas po coś innego – kulturę, rozrywkę, towarzystwo. Ludzie uwielbiają naszych pracowników, czują się mile widziani, czują, że to ich dom. Myślę, że stworzyliśmy fajne miejsce dla lokalnej społeczności.
– W chwili kiedy przejęła pani GOK-owskie stery ośrodek zmienił swoją główną siedzibę. Z Pogrzebienia przeniósł się do Kornowaca. Dlaczego właśnie tak?
– Powody były prozaiczne. Po pierwsze w Kobyli nie ma zasięgu, po drugie z ulicy Starowiejskiej, gdzie mamy teraz główną siedzibę, jest taka sama odległość do wszystkich miejscowości; a stolicę zawsze robi się tam, skąd łatwo dojechać wszędzie. Ja w świetlicy w Kornowacu czułam się też najlepiej, trafiłam tam w trakcie pandemii i jakoś to miejsce dobrze na mnie wpływało. Nie chciałam też faworyzować żadnej miejscowości, bo we wszystkich sołectwach oprócz Kornowaca są ośrodki kultury, więc dlatego w świetlicy zrobiliśmy główną siedzibę.
– W małych ośrodkach drzemie ogromny potencjał. Ale najpierw trzeba się wkupić w lokalną społeczność, bo to dzięki mieszkańcom i dla tych mieszkańców tworzy się kulturę.
– Oczywiście. To nie jest tak, że ja tutaj przyszłam i nic się nie działo i dopiero dzięki mojej obecności coś ruszyło. Działo się sporo, bo małe społeczności organizują się same, nie potrzebują żadnego domu kultury, a tym bardziej dyrektora, żeby robić fajne imprezy dla siebie. Jednak takim społecznościom z czasem powszednieje to, co mają, w myśl przysłowia: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Potrzebny jest ktoś z zewnątrz, kto na nowo odkryje zasoby i potencjały, nie tylko dla nich samych, ale również dla odbiorców kultury spoza gminy.
– Pani jednak już znała w części tę społeczność, bo wspólnie z teatrem Safo, którego jest pani reżyserką, gościliście w Rzuchowie, przy tamtejszym pałacu.
– Tak, ale tylko w Rzuchowie, a te społeczności różnią się ogromnie. To był przedsmak. Nie można np. porównać Łańc do Kobyli, czy Kobyli do Pogrzebienia, i tak dalej. Każde sołectwo to inne tradycje, inna obyczajowość i historia. Każde wymaga indywidualnego, szytego na miarę podejścia. Chociaż współpracując z mieszkańcami Rzuchowa zobaczyłam, jak niesamowici ludzie tu żyją i zakładałam, że podobnych ludzi spotkam w każdym zakamarku gminy. Ogromnym wsparciem była dla mnie zawsze Małgosia Drzeniek – rzuchowianka, z którą najpierw pracowałam nad wspomnianym spektaklem, a potem spotkałyśmy się w domu kultury.
– Wydarzenia kulturalne to jedno. Przeprowadziliście diagnozę potencjału kulturotwórczego. Po co?
– Skupiliśmy się na badaniu tych grup, których brakuje nam w ośrodku: młodzieży i kobiet w wieku aktywności zawodowej (do 25 do 50 roku życia).
Co z tego wyniknęło? Po pierwsze domy kultury przez młodzież postrzegane są jako miejsca, gdzie przebywają ich babcie i gdzie spotykają się lokalne organizacje, a dla nich samych dzieje się bardzo mało. Dowiedzieliśmy się też, że młodzież ma ogromną potrzebę bycia ze sobą, a co za tym idzie potrzebę własnej przestrzeni do działania, z dorosłym w postaci animatora, a nie nauczyciela. W GOK-u takiego miejsca brakuje, więc spotykają się w przestrzeniach gminnych albo w szkole. Młodzież chciałaby dzielić się własnymi pasjami, bo robią mnóstwo rzeczy, a zwłaszcza, co nas zaskoczyło, łączą ich kulinaria.
A jeśli chodzi o kobiety w wieku aktywności zawodowej, w większości nie przychodzą do nas, bo nie mają co zrobić z dziećmi. Mamy więc wskazówkę, że jeśli chcemy te kobiety w ośrodkach kultury, to musimy im zapewnić opiekę dla pociech w tym samym czasie.
Badania pokazały nam też, że te kanały komunikacyjne, które wykorzystujemy, mają pewne luki. Chodzi chociażby o tablice informacyjne, na których nie wieszaliśmy plakatów, a właśnie te miejsca okazują się kluczowe dla pań. Wiemy też, że ludzie chcą bezpośredniej wiadomości, przez: whatsapp, telefon czy sms.
– A co z tego wyniknie?
– Ogłosiliśmy nabór na lokalne inicjatywy, czyli każdy mieszkaniec może zgłosić się z jakimś pomysłem, wziąć udział w konkursie i zdobyć na to środki finansowe. Inicjatywa musi być jednak zrobiona nie dla, a z grupą odbiorców. My, jako GOK będziemy wspierać mieszkańców na każdym etapie.
Co więcej, na pewno wprowadzone zostaną w ośrodku tandemy zajęciowe, więc w tym samym czasie w różnych pomieszczeniach będą zajęcia dla mam i ich dzieci. A młodzieży trzeba poświęcić czas i dać im miejsce do niezobowiązującego przebywania. No i oczywiście poprawa komunikacji z mieszkańcami, jeśli chodzi o informowanie ich o podejmowanych inicjatywach.
– Wygrała pani konkurs na dyrektora Rydułtowskiego Centrum Kultury, a więc czas na pożegnanie się z GOK-iem w Kornowacu. Co najbardziej zapamięta pani z pracy dla tej gminy?
– Ludzi. Bo te mechanizmy zarządzania kulturą wszędzie są takie same. Ale w każdym domu kultury są inni ludzie, a tutaj są: zaangażowani, pełni pasji, dobrego serca, wiecznie uśmiechnięci, z ogromnym poczuciem humoru, zawsze otwarci i pomocni.
Żegnam się z Kornowacem, bo wracam do domu. Rydułtowskie Centrum Kultury to bardzo bliskie mi miejsce, gdzie zakładałam swój teatr. Mam do niego ogromny sentyment. Tutaj stawiałam swoje pierwsze, reżyserskie kroki. Na początku mojej pracy zawodowej, żaden dom kultury nie chciał mnie przyjąć pod swoje skrzydła, a obeszłam tych ośrodków naprawdę wiele. Większość z dyrektorów, z którymi teraz mam zawodowe, albo przyjacielskie relacje, nie pamięta, że była taka dziewczyna, która ponad wszystko chciała prowadzić swój teatr. Tylko Janina Chlebik-Turek, ówczesna dyrektorka RCK „FENIKS”, przyjęła mnie z otwartymi ramionami, dzięki czemu powstało Safo, które dostało się do Teatru Polska, zdobyło wiele nagród i stało się w środowisku rozpoznawalne. Jednak cząstka mojego serducha zostanie na zawsze w gminie Kornowac
– Do kiedy kieruje pani GOK-iem w Kornowacu?
– Do końca czerwca. Jestem w okresie wypowiedzenia i wybieram swój urlop.
– Nie szkoda pani zostawiać tego miejsca?
– Wygrany konkurs rodzi we mnie ogromną radość, ale i smutek. To była trudna decyzja, bo do GOK-u w Kornowacu włożyłam mnóstwo pracy, serca i energii. Bardzo zżyłam się z moim zespołem, a teraz ciężko wyobrazić mi sobie pracę bez nich. Mam jednak ogromną nadzieję, że osoba, która pojawi się na moim miejscu, zauważy to, co ja i wykorzysta do twórczych celów. Życzę jej wszystkiego co najlepsze.