Niemieckie reparacje dla Polski. Zasłona dymna czy sprawiedliwość dziejowa? Komentują parlamentarzyści z naszego regionu
Publikacja „Raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945” wywołała lawinę komentarzy. Sprawdziliśmy, jakie zdanie w kwestii reparacji wojennych mają parlamentarzyści z naszego regionu: Krzysztof Gadowski (KO/PO), Adam Gawęda (PiS), Ewa Gawęda (PiS), Teresa Glenc (PiS), Maciej Kopiec (Nowa Lewica), Marek Krząkała (KO/PO), Gabriela Lenartowicz (KO/PO), Grzegorz Matusiak (PiS), Bolesław Piecha (PiS), Wojciech Piecha (PiS), Michał Woś (PiS).
Senator Ewa Gawęda (PiS)
Uważam, że w obecnej dyskusji o reparacjach zbyt dużo jest opinii, a za mało faktów. A fakty są takie, że w wyniku II wojny światowej, którą zapoczątkowała niemiecka napaść na nasz kraj, Polska poniosła największe w stosunku do całkowitej liczby ludności i majątku narodowego straty osobowe i materialne ze wszystkich państw Europy. Każdy rok wojny i okupacji w znaczący sposób obniżał poziom rozwoju we wszystkich dziedzinach życia publicznego, gospodarczego i społecznego. Polska na tej wojnie straciła 6 bilionów 220 miliardów 609 milionów zł. Ponad milion rodzin utraciło dorobek życia, a straty materialne wyniosły 797 miliardów 398 milionów zł. Wiele pokoleń Polaków utraciło możliwość zgromadzenia kapitału, a oszczędności, cenny dobytek ich przodków, dzieła sztuki i dobra kultury zostały bezpowrotnie zrabowane przez nazistów. Polsce nigdy nie został też zrekompensowany utracony strumień PKB z okresu II wojny światowej. Zniszczenia dokonane przez Niemców obniżyły potencjał polskiej gospodarki o ok. 55%. Gdyby nie skutki II wojny światowej, obecnie bylibyśmy w zupełnie innym miejscu gospodarczego rozwoju, a kilka pokoleń naszych rodaków nie zostałoby skazanych na ogromny wysiłek odbudowy kraju. Co równie ważne, zabrano nam z takim trudem wywalczoną niepodległość, a Związek Sowiecki nadal, pod wieloma względami, eksploatował nasz kraj. Warto zatem zadać sobie parę prostych pytań: Czy Polska i Polacy są gorsi niż obywatele innych krajów, które otrzymały należne odszkodowania za poniesione straty wojenne? Czy nie powinniśmy się domagać zadośćuczynienia wobec ofiar? Czyż nie jesteśmy tego winni naszym przodkom, a także naszym dzieciom, wnukom i prawnukom?
Poseł Adam Gawęda (PiS)
W moim przekonaniu sprawa reparacji nie jest zamknięta. Zadośćuczynienie, którego się domagamy powinno być wyrazem moralnej i historycznej odpowiedzialności narodu niemieckiego za zbrodnie i okrucieństwa popełnione przez hitlerowskie Niemcy na polskich obywatelach.
Zasadniczą częścią rozwiązań prawnych przyjętych po II wojnie światowej są Uchwały Poczdamskie z 2 sierpnia 1945r. nakładające na pokonane Niemcy obowiązek reparacji wojennych, przy czym kwoty należne państwom zachodnim miały być spłacone z zachodnich stref okupacyjnych, należne zaś Polsce z reparacji należnych Związkowi Radzieckiemu (część IV pkt 2 Uchwał).
Co do realizacji reparacji wojennych alianci zachodni, nie czekając na zawarcie traktatu pokojowego z przyszłym państwem niemieckim, przejęli majątki znajdujące się na obszarze byłej Rzeszy Niemieckiej. Podkreślić należy fakt, że Uchwały Poczdamskie nie precyzowały sposobu realizacji polskich reparacji, a Polska nie była stroną tych Uchwał. Analizując późniejsze porozumienia, z 1970 r. (negocjacje polsko-niemieckie dotyczące granicy) czy 1990 r. (Konferencja 2+4, podpisany polsko-niemiecki traktat graniczny) – nie dotyczył kwestii należnych Polsce reparacji czy odszkodowań za II wojnę światową.
Analizując argumenty podnoszone przez stronę niemiecką zauważyć należy, że dokument podpisany przez Bieruta w żaden sposób nie został prawnie przyjęty a jego istnienie jest mało prawdopodobne, gdyż nie został nigdy opublikowany w żadnym polskim dzienniku urzędowym. Jedynym „dowodem”, że 24 sierpnia 1953 r. Polska zrzekła się reparacji jest notatka prasowa, zamieszczona w „Trybunie Ludu”. Jestem przekonany, że nie tylko dla mnie to dokument o bardzo wątpliwej wiarygodności.
70 państw otrzymało od Niemiec rekompensatę w różnym wymiarze i w różnej wysokości za straty wojenne w wyniku niemieckiej agresji w czasie II wojny światowej. Polski wśród tych państw nie ma.
Poseł Krzysztof Gadowski (PO)
Temat reparacji wojennych to gra polityczna ze strony PiS i temat zastępczy dla odwrócenia uwagi od nieudolności rządu w kwestii pozyskania unijnych środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy, które są na wyciągniecie ręki. Sam prezes Kaczyński podkreśla, że uzyskanie odszkodowań wojennych od Niemiec potrwa pokolenia. Gdyby PiS rzeczywiście traktował temat reparacji poważnie to zająłby się tą kwestią już w 2005 roku lub po wyborach w 2015 r. Wywołując temat reparacji, PiS chce odwrócić uwagę od prawdziwych kłopotów, jakimi są: szalejąca inflacja, wszechobecna drożyzna, brak węgla, grążące Polakom wysokie rachunki za prąd czy gaz.
Posłanka Teresa Glenc (PiS)
Sprawa reparacji nie jest kwestią takiej czy innej sumy pieniędzy, bo żadne pieniądze nie cofną ogromu bólu i zniszczeń, jakie w naszej Ojczyźnie spowodowała wojna. To sprawa dziejowej sprawiedliwości, upomnienia się o przynajmniej częściowe zadośćuczynienie ze strony Niemiec. Polska nigdy nie zrzekła się reparacji. Zatem głośne upominanie się o reparacje wojenne jest powinnością polityków. Cała polska klasa polityczna powinna w tym temacie mówić jednym głosem i wspólnie stanąć po stronie polskich interesów. Niestety, już chwilę po ogłoszeniu raportu o stratach wojennych Polski wśród polityków opozycji pojawiły się prześmiewcze komentarze i głosy świadczące o tym, że nie poprą oni działań rządu w tej sprawie. Cóż – maski opadły.
Poseł Maciej Kopiec (Nowa Lewica)
Spór, wywołany przez PiS, nie doprowadzi Polski do uzyskania reparacji od Niemiec, jest to kolejna zasłona dymna nieudolności rządu, przez który nie otrzymaliśmy 700 miliardów złotych należnych nam pieniędzy z Funduszu Odbudowy – także na inwestycje w nasze bezpieczeństwo energetyczne. To również kolejna oś podziału polskiego społeczeństwa, na którą nie możemy się nabrać i zgodzić. Nie ma żadnej drogi formalnej czy prawnej do uzyskania reparacji od Niemiec. To pomysł czysto propagandowy. Gdy słyszę, że rząd, który od 7 lat nie potrafi odzyskać wraku Tupolewa z Federacji Rosyjskiej, chce ściągać pieniądze od Niemców, ogarnia mnie pusty śmiech. To jednak śmiech przez łzy, ponieważ atak na sojusznicze Polsce państwo, członka Unii Europejskiej, w czasie wojny w Ukrainie, gdy Ukraińcy i Ukrainki oddają życia za wolność od rosyjskiego agresora, za bycie częścią Zjednoczonej Europy – to działanie na korzyść Rosji, a więc wbrew polskiej racji stanu.
Poseł Marek Krząkała (PO)
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował odpowiedzialności Niemiec i samych Niemców za ogrom zbrodni wojennych popełnionych w Polsce oraz szkody wyrządzone naszej gospodarce i kulturze. Nie bez powodu PiS w 7 roku swoich rządów podniósł ten temat. Mamy drożyznę, brak węgla, wysokie ceny prądu i gazu oraz galopujące raty kredytów. Na horyzoncie spowolnienie gospodarcze. Nie wszystko jest wynikiem wojny w Ukrainie. Skala problemów to przede wszystkim skutek nieudolności rządzących i ich ignoracji gospodarczej.
Z prawnego i historycznego punktu widzenia kwestia reparacji jest zamknięta. Żeby odpowiedzieć na to pytanie trzeba wrócić do historii sprzed prawie 80 lat. Konferencja w Jałcie i Poczdamie, ustalenia czterech mocarstw i to najważniejsze, że Polska miała uzyskać 15% reparacji za pośrednictwem ZSRR. Polska po wojnie otrzymała tzw. ziemie zachodnie, a w 1957 roku rząd PRL zrzekł się pozostałej części reparacji od Związku Radzieckiego. W 1990 roku odbyła się konferencja 4 plus 2, której celem było umożliwienie zjednoczenia Niemiec, gdzie polski rząd domagał się wyłącznie uznania granic zachodnich.
Poza medialną prezentacją 1 września na Zamku Królewskim w Warszawie i szumną kwotą 6 bilionów złotych rząd nie wysłał do Niemiec żadnej noty dyplomatycznej, ani nie zaproponował konsultacji międzyrządowych. Dlatego powinniśmy ten temat traktować wyłącznie jako zagrywkę na użytek własnego interesu politycznego. Uważam, że w sytuacji wojny w Ukrainie konflikt z Zachodem nie jest nam obecnie potrzebny. Na wyciągnięcie ręki jest 170 mld złotych w ramach Krajowego Planu Odbudowy z Unii Europejskiej, ale tutaj PiS toczy idiotyczny spór z Komisją Europejską wbrew interesowi Polski.
Posłanka Gabriela Lenartowicz (PO)
Reparacje wojenne od Niemiec a w szczególności zadośćuczynienie zadanych ludziom krzyw są oczywiście słuszne. I nie sądzę, by był w Polsce polityk, który by ich egzekwowania nie poparł, jeśli tylko byłoby to możliwe z punktu widzenia prawno-międzynarodowego. Z tym, że w obecnym stanie rzeczy wymagałoby to poważnej i wyrafinowanej akcji dyplomatycznej, choć bez pewności co do jej efektów. Tego zaś w „dążeniach rządu polskiego w sprawie reparacji wojennych” nie widać. Mamy niestety do czynienia wyłącznie z propagandą i to na użytek wewnętrzny w postaci po raz kolejny odgrzewanego antyniemieckiego kotleta. To dobrze znany „stały element gry” politycznej PiS służący konsolidacji twardego elektoratu, który ta partia niezmiennie buduje na nienawiści i wyznaczaniu kolejnego wroga. Swoją drogą, ciekawe, że tej samej metody nie używa PiS wobec Rosji, wszak sam poseł Mularczyk pochodzący z Raciborza może na wyciągnięcie ręki dowieść zasługujących na reparacje wojenne krzywd i grabieży poczynionych przez Sowietów na Śląsku.
Poseł Grzegorz Matusiak (PiS)
– W końcu podjęto działania na rzecz osób, które ucierpiały w czasie okupacji. Jednak nie tylko mowa o osobach prywatnych, ale i o Państwie Polskim – mając na myśli, chociażby wartości kulturowe, które zostały skradzione przez Niemców i do tej pory nie znalazły się w naszym kraju. Jako Polacy mieliśmy trudną sytuację, musieliśmy doprowadzić gospodarkę do takiego stanu, jaką mieli na zachodzie. Okrucieństwa ze strony Niemców doświadczyła, chociażby moja rodzina, bo zrabowano cały dorobek dziadka, a później wywieziono bliskich do przymusowej pracy. Uważam, że rząd podjął słuszny kierunek. Pierwszym krokiem do uzyskania reparacji jest dokument, który mamy (raport w sprawie zniszczeń wojennych – przyp. red.). Wszystkie działania dyplomatyczne prowadzą do tego, żeby ten dokument był wartością do negocjacji.
Poseł Bolesław Piecha (PiS)
Uzyskanie reparacji wojennych to długi i złożony proces. Nie jest realne, by uzyskać je w ciągu kilku dni, czy miesięcy – to szersza perspektywa czasowa. Dobrze, że zaczęliśmy o tym rozmawiać, ponieważ jak widać sprawa dla niektórych jest niejednoznaczna. Świeżo opublikowany raport pokazuje ogromne straty osobowe i materialne. Obliczenia wykazują stratę finansową na poziomie więcej niż dekada budżetów naszego kraju. To tak jakbyśmy dziś pod różnymi względami m.in. technologicznymi, infrastrukturalnymi cofnęli się o kilkanaście lat. Zamordowano około 1/3 naszego narodu. Niektórzy zadają pytanie, czy słusznie domagamy się tych reparacji; w mojej opinii jest to jednak pytanie retoryczne. Argumenty o zrzeczeniu się odszkodowań są nie poparte konkretnymi faktami. Myślę, że powinniśmy się przygotować na długie negocjacje ze stroną niemiecką i w tych negocjacjach nie ustawać. To powinna być dla nas wszystkich sprawa priorytetowa i ponadpartyjna. Jest to sprawa realna, lecz wymaga ona czasu i jednolitego głosu na arenie międzynarodowej, do którego wzywamy opozycję. Prawo i Sprawiedliwość pozostaje na straży dbania o dobro Polski. Kim jednak jest człowiek odgrywający rolę przeciwnika własnego narodu poza jego granicami?
Poseł Michał Woś (Solidarna Polska)
Sprawa reparacji wojennych nie została zamknięta, a Niemcy nigdy nie odpowiedziały za zbrodnie wobec Polaków w czasach II Wojny Światowej – rząd niemiecki ma tego pełną świadomość.
Zdajemy sobie sprawę, że droga do wyegzekwowania odszkodowania nie będzie łatwa. W tej kwestii potrzeba jednolitego głosu całej polskiej sceny politycznej. Niestety, zamiast tak ważnej solidarności, ze strony czołowych polityków opozycji, pojawiają się głosy negujące stanowisko polskiego rządu. Mimo wszystko, dołożymy wszelkich starań, by sprawę zadośćuczynienia strat wyrządzonych Polsce przez państwo niemieckie doprowadzić do końca.
W ostatnim czasie mogliśmy wysłuchać głosów poparcia naszych racji ze strony zagranicznych historyków, w tym również niemieckich, którzy jasno deklarują, że uregulowanie zaległych roszczeń to historyczny obowiązek, którego finalizacja pozwoli znormalizować stosunki polsko-niemieckie.
Sprawa reparacji to polska racja stanu.
Senator Wojciech Piecha (PiS)
II wojna światowa nigdy nie została do końca rozliczona. Polska poniosła olbrzymie straty materialne i demograficzne. Zginęło ponad 5 milionów obywateli Polski. Ta wojna cofnęła nasz rozwój o co najmniej 20 lat. Zniszczony został przemysł, zniszczona została infrastruktura i to nigdy nie zostało przez Niemców naprawione.
Powojenne rozmowy o reparacjach prowadzone były z Niemiecką Republiką Demokratyczną w 1953 roku. Związek Radziecki naciskał na Polskę, żeby te reparacje były bardzo niewielkie, aby nie obciążać NRD. Natomiast Republika Federalna Niemiec nigdy się z tego nie rozliczyła. Po 1989 roku sprawa reparacji była kilkakrotnie podnoszona w Polsce, ale nigdy nie zyskała dalszego biegu w dyplomacji.
Ostatnio ukazał się raport na temat wielkości zniszczeń naszego kraju w wyniku agresji i okupacji niemieckiej, w którym zebrano wszystkie dane na ten temat. Straty są kolosalne, oszacowano je na kwotę 6,2 biliona złotych. Jeżeli udałoby nam się uzyskać od Niemiec chociażby częściową rekompensatę, moglibyśmy mówić o zadośćuczynieniu ze strony niemieckiego agresora. Czy to będzie możliwe? Nie wiem. Rozmowy na temat reparacji to zadanie dla służby dyplomatycznej i na tym polu powinniśmy rozmawiać ze stroną niemiecką.
(żet) (juk) (AgaKa) (mad) (FK) (ma.w)
Raport z raciborskim akcentem
Prace nad „Raportem o stratach Polski w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w latach 1939-1945” były prowadzone w ramach zespołu parlamentarnego. Do oszacowania wysokości strat i odszkodowań zaproszono 33 przedstawicieli świata nauki.
Autorzy raportu wskazują, że w latach 1939-1946:
– Polska straciła 11,2 mln obywateli oraz 77,9 tys. km2,
– 2,1 mln ludzi wywieziono do niewolniczej pracy,
– 196 tys. dzieci zostało odebranych Polakom i przeznaczonych do germanizacji,
– 590 tys. obywateli Polski zostało inwalidami,
– straty ludnościowe Polski w wyniku działań niemieckich to 5,219 mln osób (w tym 21% dzieci),
– potrzeba było 33 lat by odbudować potencjał ludzki, jaki Polska miała przed wojną.
Oto wyimki z raportu dotyczące strat ekonomicznych:
– oszacowano, że utracone wynagrodzenia 1 ofiary śmiertelnej to średnio 800 tys. zł (w cenach z 2021 roku), co przekłada się na kwotę 4,3 bln zł,
– niespełna 0,5 mln zł to utracone wynagrodzenia osób, które przeżyły, ale były dotknięte np. uszkodzeniami ciała,
– straty materialne w budynkach, rolnictwie, energetyce i przemyśle, lasach, obiektach sakralnych itd. wyniosły 797,398 mld zł,
– straty w dobrach kultury to 19,310 mld zł,
– instytucje kredytowo-oszczędnościowe straciły 89,321 mld zł,
– straty Skarbu Państwa wyniosły 492,811 mld zł.
Łączna wartość strat to 6 bln 220 mld 609 mln zł.
– Uważamy, że konsekwencje działań niemieckich na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej powinny zostać uregulowane w umowie bilateralnej, zwartej przez rządy Polski i Niemiec – wskazują autorzy raportu.
Cały raport jest dostępny na stronie https://straty-wojenne.pl/
Na koniec dodajmy, że „Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945” Przewodniczącym Rady Instytutu Strat Wojennych jest pochodzący z Raciborza poseł Arkadiusz Mularczyk.