Pogadajmy o tym co nas boli. Polowy w Ocicach stracił zaufanie sąsiadów
– Trzymał mnie pan za rękę i obiecywał, że zrobi wszystko, żeby mnie więcej nie zalało. Już panu nie ufam – usłyszał prezydent od mieszkanki ulicy Czeskiej. – W niedzielę, zamiast wypoczywać, bierzemy miotły i łopaty, żeby sprzątać błoto z podwórka – mówiła kobieta z Wiejskiej.
W Ocicach padł rekord frekwencji w ostatnich wizytach włodarza u mieszkańców. Zwykle przychodziło po kilka, kilkanaście osób. W dzielnicy, gdzie mieszka prezydent zjawiło się 30 osób. Większość z nich zamieszkuje tereny, które po każdej większej ulewie zamieniają się w zlewnie błotnistej wody z pól. Posesje są podtapiane, woda stoi w piwnicach. – 45 lat tu mieszkam i od 4 lat regularnie mnie zalewa. 2 i 3 lata temu ten temat był poruszany na spotkaniach z panem. Osobiście pan nam obiecał, że woda z pól już nas nie zaleje. Teraz to już i krew nas zalewa – powiedział Polowemy emerytowany górnik z Ocic.
Nowe domy, stara kanalizacja
– To jest niedołęstwo, nic więcej. Rowy zasypali, a rury z deszczówki mają średnicę tylko 150. To jest wstyd i gańba – ocenił gorzko mężczyzna z ulicy Czeskiej.
Jedna z mieszkanek powiedziała, że w Ocicach sprzedaje się pod zabudowę za dużo działek. – To jest tak, jakbym na imprezę zaprosiła 100 gości, chociaż mam 60 miejsc. Reszta musi sobie jakoś radzić. Dzielnica ciągle się rozbudowuje, ale rozwoju kanalizacji w ślad za tym nie ma – skwitowała.
Wszyscy by nie cyganili
Prezydent wyjaśniał, że urząd zajmuje się działaniami doraźnymi w miejscu, gdzie pojawia się nadmiar wody. – Na początek próbujemy kupić tam ziemię pod budowę zbiorników retencyjnych. Tyle, że sprawy własnościowe tych terenów są nieuregulowane – rozłożył ręce włodarz.
Oponował tu Henryk Mainusz, aktualnie szef komisji skarg w radzie miasta. – Nie zgodzę się tu z panem prezydentem, bo pytałem najemców tych gruntów. Wiem, że było spotkanie w urzędzie i wszyscy właściciele zgodzili się na sprzedaż. Powiedział im pan wtedy, że nie zna wszystkich właścicieli, ale oni są znani. Wiem, że powiedziano panu tam, że nawet jak urząd nie ma pieniędzy, to zgodzą się na zamianę gruntów. Przecież wszystkie kilkanaście osób nie cygani – zaznaczył nestor raciborskiego samorządu.
Dwie sporne działki
Polowy odparł, że ten, kto uprawiał te ziemie, nie jest osobą, która miała kontakt ze wszystkimi właścicielami. Dodał, że nie ma takiego prawa, że po 30 latach „zasiedzenia” grunt przechodzi na własność skarbu państwa. – Miasto nie może tak przejąć tej ziemi – stwierdził prezydent.
– Dwie działki to kwestia sporna, a pozostali chętnie resztę sprzedadzą. Te dwie panie właścicielki mieszkają w Niemczech, a jeden gospodarz to dzierżawi – mówił Polowemu radny Mainusz.
Włodarz wyjaśnił, że urząd mógł tylko wysłać pismo i czeka na odpowiedź. Usłyszał wtedy poradę, że ma wsiąść do auta i zajechać do Niemiec. Adres zna.
Wywłaszczenie przymusowe
Lider raciborskich struktur PiS – Józef Gadzicki radził prezydentowi wszcząć procedurę przejęcia gruntów bez udziału właściciela. Zaproponował tzw. wywłaszczenie przymusowe;
– Niedługo Agromax zwolni 3000 ha ziemi, można wziąć na zamianę. Żeby przestało podtapiać, to trzeba wyrwać siłą te działki – radził Gadzicki, który mieszka w Ocicach.
Polowy zauważył, że takie procedury obowiązują tylko przy inwestycjach drogowych. – Ale to na słuszny cel społeczny – odparł Gadzicki. – Można tak argumentować, ale na drodze sądowej – zaznaczył prezydent.
Dodał jeszcze, że w oparciu o opinie prawników, wybrał drogę zakupu działek pod zbiornik.
– A my przez ten czas oczekiwania będziemy dwa razy do roku, a może i częściej sprzątać wodę z piwnic? – obruszyli się zebrani.
– Skoro właściciele działek są zidentyfikowani, to proszę do nich pojechać w delegacji z mieszkańcami i niech się ludzie dogadają – zwrócono się do prezydenta.
Dariusz Polowy powiedział, że urząd jest w posiadaniu specjalistycznego opracowania dla terenu, który schodzi do ulicy Dolnej i drugiego – gładkiego stoku, gdzie dosyć spora powierzchnia jest zabudowana, a ukształtowanie terenu pozwala tam stworzyć zbiornik retencyjny.
Niedziela z miotłą
Wtedy głos zabrała mieszkanka ulicy Wiejskiej. Nazwała sytuację z zalewaniem posesji „powtórką z rozrywki”. Przypomniała, że każdy z jej sąsiadów jest w stanie oddać kawałek ogródka, byleby ulicy już nie zalewało. – Miało być w urzędzie opracowanie, my pisaliśmy pisma, nie dostaliśmy odpowiedzi. W niedzielę rano, każdy bierze miotły, wiadra i karszery. Żeby czyścić z błota podwórko. Sąsiedzi coraz bardziej się okopują, by odeprzeć wodę. W końcu, w wyniku tej sytuacji dojdzie do rękoczynów między ludźmi, bo my od zeszłego roku jesteśmy w tym samym miejscu – skwitowała kobieta.
Henryk Mainusz stwierdził, że na ulicy Górnej to miejskie służby zasypały swego czasu rowy, a ludzie nie koszą trawnika przy osiedlu powodzian. – Zasypywano kolejne kawałki rowu, robił to, kto miał układziki. Potem każdy zakopał przed ogródkiem rurę, jaką sam uważał za stosowne – szukał genezy obecnych podtopień.
Powódź co roku
Zabierający już wcześniej głos mieszkaniec z zawodową przeszłością w kopalni stwierdził, że to są błędy rządzących z kilku kadencji. – Pana poprzednik chodził pod parasolem i patrzył, co się dzieje. Ale nie zrobił nic, a pan wpadł w jeszcze większe kłopoty. I ani be, ani me, ani kukuryku. Jakby pan prezydent zamieszkał na Czeskiej i jakby panu zalewało rokrocznie piwnicę, to co by pan zrobił? Ja budowałem się na Ocicach, żeby żyć poza terenem zalewowym, a mam powódź co roku – narzekał mężczyzna, który zamieszkał w dzielnicy przed ponad 40 laty.
Prezydent pokazał ociczanom plan usytuowania zbiorników w dzielnicy. Pierwszy ma się pojawić na przedłużeniu ulicy Dolnej. Słuchający go uznali te plany za bajki. Uważają, że trzeba, zamiast tego odkopać rowy. – Wpierw trzeba zająć się tym elementem największego zasilania, tą zlewnią i tam pierwsze prace wykonać. Ogłosiliśmy przetarg na projekt, ale nie ma fachowców w tej branży. Poszukiwania trwają już kilka miesięcy, nawet rok. Oni nie biorą zleceń. Ogłosiliśmy drugi przetarg. Prosiliśmy tę branżę bezpośrednio, ale nikt się nie pojawił w przetargu. Liczę na to, że z początkiem nowego roku będzie łatwiej. Takie zlecenia są głównie z samorządów – wyjaśnił włodarz.
Deficyt projektowy
Miejscowi stwierdzili, że chcą współpracować przy projektowaniu zbiorników. Żeby projektant zebrał wnioski od zalewanych gospodarzy, bo sam nie zna się na konkrecie.
– Ja państwa rozumiem, możecie tak uważać, ale zapewniam, że nie ma projektanta, który tak zrobi – przekazał prezydent.
Henryk Mainusz spytał, czy nie można zrobić gdzieś takiego rozlewiska, jakie jest przy garażach w Ocicach. – Niech woda się tam rozjedzie – zauważył. Polowy odpowiedział, że przychodzą do niego ci, których z takiego rozlewiska regularnie zalewa.
Prezydent zobowiązał się, że do połowy listopada pojedzie do właścicieli dwóch spornych terenów do Niemiec negocjować ich zakup. Wstępnie ustalono, że będzie mu towarzyszył radny Henryk Mainusz. Mieszkańcy chcą się spotkać z prezydentem przed następną wiosną (jak mówili – sezonem burzowym). Prawdopodobnie dojdzie do tego w lutym.
Jeden rów to dwa lata
To działania w sprawie ulicy Czeskiej, a co do Wiejskiej to na jej tyłach ma być rów, który wodę przekieruje do kolejnych zbiorników, jakie powstaną. W sumie ma być ich 6. – To nie jest trudne do przeprowadzenia, ale czasochłonne. Mamy jeszcze problem z rowem, do którego spływa woda z pól w Żerdzinach i Kolonii Pawłów. Wpada na Ocice. Tam została zaburzona struktura zbocza i chcemy, żeby nie zalewało, żeby woda nie płynęła środkiem skrzyżowania. I te prace przygotowywaliśmy 2 lata i dopiero teraz wykonawca wchodzi na teren. Samo pozwolenie wodno-prawne uzyskiwaliśmy ponad rok, bo to tyle trwa. Żeby wszystko było na zicher poukładane – podkreślił włodarz.
Dodał, że jak zaplanują rów dla Wiejskiej, to póki zboże będzie na polu, to wykonawca robót nie zacznie prac. Zatem inwestycja ruszy albo wczesną wiosną, albo po żniwach.
(ma.w)