To nie rowy, to roweczki. W Studziennej boją się, że podzielą mokry los Ocic
– Jak były wokół pola uprawne, to gleba wchłaniała deszczówkę. Teraz są nowe domy, dachy, podwórka i ta woda nie ma którędy pójść. Robi się u nas podobnie jak w Ocicach – narzekał na spotkaniu dzielnicowym radny Eugeniusz Wyglenda. – A kto zlikwidował spółki wodne? – w oskarżycielskim tonie zwrócił się doń wiceprezydent Dominik Konieczny.
Dyskusja o problemie, jaki rodzi się wskutek nawalnych deszczy, zaczęła się od diagnozy, że przy ul. Myśliwskiej nic na lepsze się nie zmieniło w ciągu roku. Wyczyszczono tam co prawda rów melioracyjny, ale przepusty zostały jak dotąd – zatkane.
Pod miejski zarząd
Miejscowi powspominali szybko dawne, dobre czasy, kiedy rowów w Studziennej było, jak stwierdzili, bardzo dużo. – Rowy powinny być pod zarządem miasta, przejęte przez urząd. Na Myśliwskiej zbudowano kupę nowych domów. Jak woda deszczowa poleci do tych roweczków, bo to nie są rowy, to jest problem. Jak były pola, to gleba wchłaniała, a teraz jest z 10 nowych dachów, 10 nowych podwórek. Tymczasem Psina nie istnieje, a te rowy idą do Psiny. I to jest ogólny problem. Robi się u nas podobnie jak na Ocicach – powiedział prezydentom radny Wyglenda.
Słuchający go zastępca prezydenta miasta Dominik Konieczny odpowiedział, że skoro radny mówi, że sprawę trzeba przemyśleć, a rowy najlepiej przejąć, to gdzie był Wyglenda jak likwidowano spółkę wodną? – Przez lata działała spółka wodna, zajmowała się melioracją. Kto ją zlikwidował? Gdzie pan wtedy był? Dlaczego to zrobiono? Można było mieć zastrzeżenia do jej funkcjonowania, do zakresu prac. Można było się spierać, bo za dobrze tam nie było i problem był w organizacji. Jednak likwidacja spółki była błędem – stwierdził Konieczny.
Partyzantka z akcjami
Włodarz tłumaczył, że Miasto musi się ratować działaniami akcyjnymi. Zleca prace konserwacyjne na rowach wodociągom, bo to nie jest ich zadanie. Przy wykaszaniu posiłkowano się także OSiR-em. – To partyzantka – ocenił Konieczny. Powołał się na przykład z gminy Rudnik, gdzie, w jego ocenie, spółki wodne dobrze funkcjonują. – Tam dba się o infrastrukturę, a rolnicy płacą nieduże składki, po kilka złotych od hektara. Mogło się tak dziać i w Raciborzu. Łatwo jest zarzucać nam niedopełnienie, ale to są zaniedbania z czasów prezydentury Mirosława Lenka – stwierdził rajca.
Wyglenda nie był dłużny wiceprezydentowi. – Skoro pan mi zarzuca, że wyście zamknęli, to ja się spytam, czemu pan nie założył nowej spółki? Proszę nie przerzucać takich rzeczy. To tak samo jak z kanalizacją na Hulczyńskiej, na głównej drodze. Prezydent powiedział, żeby ci mieszkańcy zwrócili się do radnego w tej sprawie, a ja tu nie jestem Bóg i car, ja tylko przekazuję problemy mieszkańców. Wysłanie pisma do GDDKiA to nie jest rozwiązanie problemu – zauważył radny ze Studziennej.
Dariusz Polowy spytał go, czy te wszystkie problemy zaczęły się w tym roku? A może dwa lata temu? – Trudno się nie odnieść, jak osoba chce ugrać w tym swój interes polityczny – skwitował włodarz. Eugeniusz Wyglenda był zdziwiony tym komentarzem. Podkreślił, że on nikomu nic nie przerzuca, jak wcześniej wiceprezydent.
Przychodzi co roku
D. Polowy zaznaczył, że jak był jakiś system, a został zlikwidowany i żaden go nie zastąpił, tylko stosuje się jakieś akcje, to nie ma się co dziwić bieżącej sytuacji. – W budżecie miasta nie ma pozycji wydatków na utrzymanie rowów. Ja przychodzę raz w roku i zdaję relację z tego co zrobiłem lub nie zrobiłem. Państwo ocenicie czy się sprawdzam, czy trzeba mnie wymienić – nadmienił włodarz.
Na spotkaniu w Studziennej w temacie radzenia sobie z wielką wodą z pól była jeszcze mowa o ul. Sobieskiego, gdzie znajduje się zbiornik. Miejscowi wskazali, że obiekt jest zarośnięty i nie sprawdza się jako ochrona przed skutkami nawałnic. Prezydent Polowy poinformował, że wydał zlecenie, aby doprowadzić go do stanu używalności.
(ma.w)