Elwira Niewiera: Zachód zdradził Ukrainę. My musimy być z nią solidarni
Pochodząca z Samborowic Elwira Niewiera, absolwentka „Ekonomika”, to obecnie utytułowana twórczyni filmów dokumentalnych. Tworzy w Niemczech, mieszka w Berlinie. Jej najnowszy film – Syndrom Hamleta opowiada o Ukraińcach zmagających się z traumą wojenną konfliktu w Donbasie, który wybuchł w 2014 toku.
Ten obraz pokazano w październiku w Raciborzu, na ekranie kina Bałtyk. W ciągu tego miesiąca był wyświetlany w całej Polsce. Twórcy jeżdżą z nim na liczne festiwalowe pokazy. Elwira Niewiera przyjechała na raciborskie spotkanie autorskie z jednym z bohaterów tego dokumentalnego obrazu – Sławikiem, żołnierzem armii ukraińskiej. Oto zapis obszernych fragmentów tego spotkania.
– Film miał swoją premierę w czasie, gdy w Ukrainie trwa krwawa wojna. Stało się tak dość nieoczekiwanie dla jego twórców, obraz tym bardziej zyskał na aktualności. Jak pani, jako jego współautor czuje się w tej trudnej sytuacji?
– Skoncentrowałam się na pomocy humanitarnej. Osobiście w pierwszych tygodniach od wybuchu wojny, pomagałam bohaterom naszego filmu. Wysyłałam transporty do Ukrainy, żeby wyposażyć ich w bardzo podstawowe rzeczy, ale także kamizelki kuloodporne, hełmy, drony, krótkofalówki, buty wojskowe i tysiące innych rzeczy. Jeden z aktorów naszego spektaklu – Roman pojechał na linię frontu. Z naszą pomocą dostał specjalne, medyczne plecaki wojskowe. Ten sprzęt umożliwia wykonywanie prostych operacji medycznych w warunkach frontowych.
– Pani z wykształcenia jest także teatrolożką. Czy to miało związek z pomysłem na film „Syndrom Hamleta”? Bo ten dokument jest zapisem przygotowań do sztuki pod tym samym tytułem.
– To, że ten teatr jest w filmie, to my zainicjowaliśmy, ponieważ szukaliśmy klucza, do opowiedzenia historii młodych Ukraińców. Owszem, można było, po prostu przeprowadzić wywiady, ale chcieliśmy mieć ich w jednej przestrzeni, razem. Tam, gdzie mogą przejść proces głębszej refleksji, rozrachunku i przemyśleń. Wrócić do przeszłości i zderzyć się z tym, co przeżyli. Teatr nas zainspirował, ale teatr dokumentalny. Bo na Majdanie było go dużo. Tam rzeczy działy się szybko, zmiany dokonywały się z dnia na dzień i była potrzeba, żeby się szybko dzielić, tym co ludzie przeżywali.
Najpierw długo szukaliśmy bohaterów, zwłaszcza reżyserki teatralnej oraz sposobów sfinansowania sztuki teatralnej, oprócz naszego filmu. To było duże przedsięwzięcie. Ważne, że to wszystko mogło wystartować na tych wszystkich poziomach równolegle.
Nasi bohaterowie przeszli terapię, bo wiedzieliśmy, że może dojść do takich flashbacków i trzeba było ich wyposażyć w odpowiednie instrumenty, techniki, żeby mogli wyjść z takiego stanu. A Hamleta wybraliśmy, bo ta postać najlepiej rezonuje z niemożliwością dobrego wyboru, przed jaką stanęli w swoim życiu nasi aktorzy.
– Grupa głównych bohaterów reprezentuje różne części społeczeństwa. Jak ich dobrano do zespołu?
– To jest generacja czasów Majdan. Długo jeździliśmy po Ukrainie, spotykaliśmy się z ludźmi. To było jakieś 80 osób w castingu i trwało to wszystko około roku. Niektórzy mieli bardzo mocne historie, ale emocjonalnie nie każdy był gotów na nasz projekt. Na nas spoczywała odpowiedzialność za stan psychiczny tej ekipy. Wiedzieliśmy, że może być dla nich niebezpiecznie w trakcie projektu, dlatego terapia była tu tak ważna. Treścią życia są nie tylko historie wojenne. Chcieliśmy mieć przedstawiciela środowiska LGBT bo ono jest w Ukrainie i walczy. Mamy też feministkę, wojskowego i profesjonalnego aktora, pacyfistę, który został na wojnie medykiem i codziennie konfrontował się ze śmiercią. I on miał najdłużej problemy dotyczące traumy wojennej.
– Dlaczego to Polacy opowiadają o Ukrainie? (pytanie z sali, zadał je Artur Wierzbicki)
– A jaki jest problem w tym, żeby Polacy opowiadali o Ukrainie? Kto ma co do powiedzenia, to jest istotą. Często komuś z zewnątrz łatwiej opowiedzieć taką historię. Bo mamy dystans. Potrzeba opowiedzenia komuś spoza danego środowiska istnieje. Niektórym jest łatwiej opowiedzieć Polakowi niż swemu rodakowi. W tym jest siła, że można się więcej dowiedzieć i więcej przekazać.
– Pani nie kryje swej krytyki dla postawy Europy Zachodniej wobec wojny w Ukrainie. Skąd te poglądy?
– Uważam, że Zachód zdradził Ukrainę, zwłaszcza przez te pierwsze miesiące. Na przykład Niemcy, które są czwartym eksporterem broni na świecie, nie wysłali żadnej broni Ukrainie. Choć było dużo obietnic. Podobnie zachowały się inne kraje europejskie. Ja pytałam znajomą osobę, która przebywała na froncie i słyszałam od niej, że Ukraińcy czekają na broń, żeby robić kontrofensywę. Gdyby ta pomoc została im udzielona natychmiast, to nie byłoby wiele cierpienia związanego z tą wojną, nie byłoby Buczy czy Mariupola, gdzie jest najstraszniejszy masowy grób, o którym jeszcze niewiele wiadomo.
My wszyscy powinniśmy czuć się solidarni z Ukrainą i wywierać wszelkie możliwe naciski na rządy, aby pomagać Ukrainie. Ta wojna nie jest możliwa do zakończenia w formie pokojowej, co pokazała kontrofensywa ukraińska tej jesieni. Tylko siłą można zmusić agresora do wycofania się z jego działań.
– Czy w filmie coś się nie zmieściło, co pierwotnie w nim planowano?
– Na pewno nie mam odczucia, że coś nam uciekło lub nie wyszło. Jestem w pełni zadowolona z tego, co powstało i to jest skończone dzieło. Jedynie przy końcu montażu, kiedy wybuchła wojna, zastanawialiśmy się, czy nie pojechać do Ukrainy, żeby włączyć coś z bieżących wydarzeń do filmu. Rozważaliśmy nawet, czy nie zrezygnować z udziałów w festiwalach kosztem takiej decyzji. Uznaliśmy, że skończenie filmu jest jednak ważniejsze, żeby móc go pokazać jak najszybciej.
– Jest pani mocno związana z Raciborzem. Urodziła się pani niedaleko od miasta, chodziła tu do szkoły. Co pani pamięta z tego czasu?
– 27 lat mnie tutaj nie było. Jestem absolwentką „Ekonomika”, dziś przyszli na to spotkanie moi koledzy i koleżanki z klasy. Już dwa tygodnie po maturze wyjechałam do Berlina, żeby tam studiować. To się wiąże z taką zabawną historią, że kilka tygodni wcześniej byłam na dworcu we Wrocławiu i usłyszałam, że właśnie pociąg do Berlina odjeżdża z następnego peronu i wtedy pomyślałam sobie, co by było gdybym do niego wsiadła? Znalazłam później tam odpowiednie kontakty i wybrałam się na studia do Niemiec.
– Nad czym pani aktualnie pracuje?
– To są dwa filmy – dokumentalny i fabularny. Ten pierwszy jest kinem drogi, który dzieje się między Berlinem a Terespolem, wzdłuż autostrady wolności i tematem jest to, co wciąż nie zmieniło się na tym dystansie, obyczajowo, kulturowo, mimo że już tyle dekad minęło od upadku muru berlińskiego. Bohaterem filmu fabularnego jest Marek – ważny działacz Solidarności z lat 80. XX wieku. Był internowany, walczył do 1989 roku, gdy Poska wywalczyła wolność. Wtedy on postawił na wolność osobistą i przeszedł transformację płci. Stał się Ewą. Wtedy wymazano tę postać z historii Polski i dziś żyje ona w wielkiej biedzie.
– Mówi się, że wojna w Ukrainie to odsłona odwiecznego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, a Ukraińcy chcą na tym ugrać dostaniem się do NATO. Jak z perspektywy Niemiec traktuje się takie ujęcie wojny? (pytanie z sali)
– To jest konflikt wyssany z palca. Ukraina ma prawo pójść tam, gdzie chce, a chce iść do Europy. To nie powinno nikogo dziwić, bo ten kraj jest od 1989 roku niezależnym państwem. Putin tego nie chce, a opowieści o tym, że chroni ludność rosyjskojęzyczną w Ukrainie, to jest nieprawda. To, co osiągnął Putin tą wojną to, że w Ukrainie już mało kto chce mówić po rosyjsku.
(notował ma.w)
Pytania do Sławika – bohatera filmu, żołnierza armii ukraińskiej
– W filmie jest taki fragment, gdzie ludzie zachęcają: idźcie na wojnę, walczcie, a my zaczekamy na was. Wy wygrajcie, a później będziemy was chwalić. Po porażce nie ma jednak aplauzu, są głosy zwątpienia: po co to było. Jak pan to odbiera – człowiek z pierwszej linii frontu?
– Był taki czas, że zachodnia Ukraina mało odczuła to co działo się w konflikcie z Rosją. To była swoista niesprawiedliwość, że tam umierają ludzie, a tu jest tak spokojnie. Ale cały kraj nie umie żyć tylko wojną, choć teraz jest oczywiście inaczej. Bo teraz nikt niczego nie świętuje; nie bawi się. Wszyscy walczą, jak tylko potrafią. Wszyscy żyją doniesieniami z frontu. Wdzięczny jestem, że Polska nam tak pomaga, że moi rodacy mogli znaleźć tu schronienie. Podkreślę, że my nie mieliśmy nigdy problemów z językiem rosyjskim, z Rosjanami, ani oni nie mieli u nas problemów. Dziś Rosjanie niszczą wszytko co ukraińskie i to jest faszyzm. Jak Rosja przestanie strzelać, to my będziemy żyli jak dotąd, ale jak Ukraina przestanie strzelać, to nie będzie Ukrainy.
– W filmie jest taka scena, że wojna się skończy, kiedy Ukraina zostanie upokorzona. Dopiero wtedy przestanie ją dręczyć. Czy ta wojna może się w ogóle skończyć?
– Nie skończy się w tym roku. Nastąpiła mobilizacja w Rosji. Na froncie znajdzie się dużo Rosjan do walki i ta zima będzie naprawdę ciężka. Jednak Ukraina ma sojuszników, są z nami USA, są kraje europejskie i pomagają. Kiedy dostaniemy odpowiednie wyposażenie, to jest nadzieja, że w ciągu 2023 roku zakończą się w Ukrainie działania wojenne.