Holka Polka w podróży. Nie byli świadomi, że na pograniczu jest tyle atrakcji
Anna Musioł i Marian Wasiczek to para podróżników, która udowadnia, że nie potrzeba zdobywać Himalajów czy eksplorować Afryki, by doznać turystycznych olśnień. W projekcie nazwanym „Holka Polka w podróży” prezentują atrakcje pogranicza, których liczba pozytywnie zaskoczyła ich samych.
Musioł i Wasiczek pracowali razem w krzanowickim ośrodku kultury. Teraz ich drogi zawodowe się rozeszły, bo pani Anna objęła placówkę Visit Racibórz w ramach raciborskiego Muzeum. Jeszcze w pandemii ruszyli z produkcją filmików turystycznych, które można znaleźć na YouTube. O swoim projekcie opowiedzieli na tegorocznych Wiatrakach w RCK. Po tej prezentacji rozmawialiśmy z autorami „Holki Polki w podróży”.
– Nowiny: Dlaczego „Holka..” w ogóle powstała?
– A. Musioł, M. Wasiczek: Decyzję podjęliśmy w czasie pandemii, kiedy wydarzenia kulturalne wstrzymano, a możliwości podróżowania były ograniczone. Dlatego postanowiliśmy eksplorować pogranicze, wykorzystując naturalną bliskość granicy z Czechami. Podróżując w tym rejonie, staraliśmy się przygotować koncepcje jednodniowych wycieczek. Odcinki w ramach projektu „Holka Polka w podróży” są podzielone tematycznie.
– Zwiedziliście państwo okoliczne miejscowości, udowadniając, że to dosłownie rzut beretem z każdego miejsca w powiecie raciborskim.
– Co ważne, podróżowaliśmy głównie na rowerach, a rzadziej samochodem. To już zależnie od pogody i scenariusza odcinka. Pokazywaliśmy atrakcyjne miejsca pogranicza z perspektywy przeciętnego turysty, żeby zachęcić innych do odwiedzania tych miejsc. Jest ich tutaj naprawdę bardzo dużo. Przyznam, że przed realizacją projektu, sami nie byliśmy świadomi, że to tak bogata oferta turystyczna. Dopóki się sami im nie przyjrzeliśmy, póki się nie zachwyciliśmy nimi osobiście.
– Niezależnie od pory roku, udało się państwu zaprezentować walory różnych lokalizacji w regionie. Letnie spacery robią wrażenie, ale nie mniejsze jest ono np. w zimowej scenerii Krzanowic. Z lotu drona to miasteczko w części, gdzie jest kościół św. Wacława, jest przepiękne.
– Nasz projekt trwał przez cały rok, dlatego niejako zahaczyliśmy o wszystkie pory roku, była wiosna, później lato, jesień i zima. Przyznam, że trochę rządził tym przypadek, że konkretne lokalizacje zwiedziliśmy o danej porze, w tych, a nie innych warunkach atmosferycznych. Proszę zwrócić uwagę, jak dużo mamy w swoich materiałach zawartych informacji związanych z tutejszą przyrodą. Zawsze wokół nas było pięknie i kolorowo, a to wszystko siłami natury. Jedyne, co nam przeszkadzało ze strony aury, to wietrzna pogoda. Wtedy nie mogliśmy używać drona, a dźwięk też nagrywał się z problemami.
– Kolega z redakcji nie znał szczegółów projektu i był przekonany, że pani Anna jest rodowitą Czeszką.
– Dziękuję, to miły komplement, ale ja jestem bohemistką z wykształcenia. Postanowiliśmy to wykorzystać na potrzeby projektu. Dzięki temu z naszym przekazem mogliśmy dotrzeć do Czechów, a nie tylko do Polaków.
– Kto był mózgiem, a kto sercem projektu? Kto wymyślał scenariusze, a kto je realizował, podporządkowując się pomysłodawcy?
– Nie przyszło nam to do głowy, żeby tak dzielić role w naszym przedsięwzięciu. To jest nasze wspólne dzieło. Marian zajmował się stroną techniczną, to był jedyny podział ról. Oczywiście ja zadbałam o stronę językową, jeśli chodzi o czeskie napisy. Marian filmował, montował, dzięki czemu nie musieliśmy zatrudniać firmy zewnętrznej. Czy rozwinął się przy tym? Mówi, że nie jest zadowolony, ale tak każdy artysta mówi o swojej twórczości.
– Wasz projekt się nie zakończył, bo wciąż dodajecie nowe filmy. Ostatni jest o winobraniu.
– Na pewno będziemy go kontynuować. Pewne zmiany czy opóźnienia w realizacji wynikają z różnych roszad natury zawodowej współtwórców „Holki…”. Zapewniamy, że jest jeszcze wiele rzeczy do pokazania w naszym regionie. Dla przykładu. Filmik o ruinach pałacu w Sławikowie trwa jakieś 10 minut, a materiału z nagrania mamy jakieś 4 godziny. Bo tyle tam było informacji. Chodziliśmy nawet po podziemiach. Zebraliśmy tego całe mnóstwo. Myślę, że mogą z tego powstać kolejne odcinki, np. o Masonach w Sławikowie. Podobnie jest z Krzyżanowicami. To była niegdyś siedziba księcia Lichnowskiego. Długo rozmawialiśmy z tamtejszymi siostrami zakonnymi, opiekującymi się niepełnosprawnymi dziećmi. Mamy dużo materiałów na różne tematy.
– W którym z miejsc zakochaliście się państwo osobiście? Odkryliście je na nowo, urzekło was w sposób wyjątkowy? Czy coś takiego miało miejsce?
– Nie myśleliśmy o tym w ten sposób. My we wszystkim, co widzieliśmy, to się zakochaliśmy. Dużo tego było. Podobało nam się wszędzie. Imponowała nam na pewno cała sfera przyrodnicza. Tego nie docenia się na co dzień. Rośnie jakiś las, tam jest jakiś staw, a tu jeziorko. To bardzo pomaga w zwiedzaniu i to nas też kręciło.
– Czy „Holka…” musi być regionalna? Jak już wszystko wyeksplorujecie, to ruszycie dalej? Może w kosmos?
– No tak, komos jest ciekawym pomysłem, nawet na Wiatrakach wystąpiliśmy obok Astrohunters. A na poważnie, to są ciekawe pomysły, ale jeszcze ich nie zdradzimy.
Rozmawiał Mariusz Weidner