Kłopotliwy plac zabaw. Dziecięcy gwar przeszkadza sąsiadom
Przy brzeskiej parafii powstał plac zabaw ze środków Miasta. Protesty sąsiadów doprowadziły do jego wyprowadzki z tej lokalizacji. Miejscowym nie spodobała się ta decyzja i na spotkaniu dzielnicowym naciskali prezydenta, bo dzieci nie mają gdzie się bawić.
– Nasze dzieci wychowały się w Brzeziu, ale wnuki nie zdążą się już pobawić na brzeskim placu zabaw. Pieniądze poszły na marne – wytknęli na tegorocznym spotkaniu dzielnicowym mieszkańcy Brzezia.
Włodarz miasta stwierdził, że takie uwagi trzeba kierować do właściciela terenu, gdzie ulokowano plac, czyli do proboszcza parafii w Brzeziu. Bo nie do miasta należała decyzja względem przyszłości placu.
Plac w ogrodzie
Na spotkaniu obecna była mieszkanka, która sprzeciwiła się lokalizacji miejsca zabaw. Plac pojawił się między trzema domami. – My każde słowo wypowiedziane na tym placu słyszymy. Potrzebny byłby jakiś płot betonowy, czy nasyp, żeby te odgłosy stamtąd nie dochodziły – mówiła prezydentowi i uczestnikom spotkania. Zauważyła, że przed ustawieniem placu nie dotarły do niej informacje o tym. Nie chodziło jej o konflikt, żałowała, że nie było spotkań i możliwości o dyskusji na temat placu. Uważa za zły pomysł organizowanie komuś pod domem takiego głośnego placu. – Należało go gdzieś wyżej zrobić – stwierdziła. – Wszystko tu jest pozamykane i większe dzieci nie mają gdzie się spotykać. A poza tym każdy dziś ma własny plac zabaw w swoim ogrodzie – dodała.
Jej zdaniem należy lepiej wykorzystać teren boiska w tym celu.
Dariusz Polowy i Dominik Konieczny obecni na spotkaniu z mieszkańcami rozłożyli ręce, bo magistrat dostał od właściciela terenu wypowiedzenie na umiejscowienie placu. – Była taka możliwość w umowie. Gdybym ja ją zawierał, to byłby zapis, że właściciel musiałby zapłacić za nasze ryzyko. Bo trzeba działać odpowiedzialnie – stwierdził prezydent Polowy.
Szansa na wysłuchanie
Mieszkanka – sąsiadka placu zaznaczyła, że jest jeszcze kwestia funkcjonowania dobrosąsiedzkiego i należy dać wszystkim szansę na wysłuchanie, zanim zapadnie decyzja.
Od uczestników usłyszała, że plac nie generował takiego hałasu, żeby nie dało się go wytrzymać.
Dariusz Polowy zauważył, że likwidacje placów zabaw z powodu hałasu, jaki z nich dobiega, zdarzają się w Raciborzu coraz częściej. – Tam, gdzie ja mieszkałem, placu już nie ma. A bawiły się na nim cztery podwórka. Zostało troszkę trawy i kilka ławek – oznajmiła głowa miasta.
Podał też przykład z Ostroga. – Był plan, żeby z budżetu obywatelskiego zbudować plac. Doszło do konfliktu sąsiedzkiego. Ludzie przestali się do siebie odzywać. W końcu go zrobiliśmy, plac funkcjonuje, ale sąsiedzi zostali skłóceni – powiedział.
– Dobry sąsiad jest jak złoto, o sąsiada trzeba dbać. Robienie sobie na złość nic nikomu dobrego nie przyniesie – podsumował Dariusz Polowy.
(ma.w)