Na kogo jak na kogo, ale na żonę można liczyć. Jubilaci w Pałacu Ślubów
To pierwsza taka uroczystość w 2023 roku w Raciborzu. Zazwyczaj w ciągu roku jest ich w Urzędzie Stanu Cywilnego 4 lub 5. Tym razem zaproszono 7 par, które zamieszkują w mieście i przeżyły w związku małżeńskim już pół wieku. Medale za to pożycie wręczał prezydent Raciborza Dariusz Polowy, który podkreśla często, że to najprzyjemniejszy z obowiązków głowy miasta.
– To, że się tak dobrze układa w związku, to zwykle zasługa żony. Bo na kogo jak kogo, ale na żonę można liczyć. Doceniajcie panowie swoje małżonki, bo wybraliście je ze wszystkich kobiet na całym świecie. Spoglądajcie więc na wasze żony w ten sposób, jak to było na początku waszej znajomości – mówił w urzędzie stanu cywilnego prezydent Dariusz Polowy.
– Łza się zakręci u męża, u żony i przyjdzie wzruszenie w momencie odnowienia przysięgi. Jesteście dla nas wzorem – zaznaczył włodarz.
– Wspólne celebrowanie radości i przeciwności losu, byście zawsze widzieli żonę najpiękniejszą dziewczyną na świecie – podkreślił.
Kierownik USC Katarzyna Kalus stwierdziła, że jubileusz jest piękną okazją do złożenia podziękowań małżonkom.
(ma.w)
Agnieszka i Zbigniew Piaseccy
Zapoznali się w Baborowie i tam założyli rodzinę. Tam też urodziły się dzieci. Do Raciborza trafili za chlebem, do Rafako, gdzie dwóch braci pana Zbigniewa już wcześniej pracowało. On spędził w fabryce kotłów 5 lat i przeniósł się do Domgosu. Tam spędził prawie całe życie zawodowe. Na koniec podjął pracę w Ramecie i z niej przeszedł na emeryturę.
Żona, po urlopie wychowawczym, pracowała w Domgosie. – Ale to nie jest dobry układ, gdy małżonkowie pracują w tym samym zakładzie, więc przeniosłam się do cukrowni i jeszcze pracowałam w służbie zdrowia. A na emeryturze jeszcze 13 lat przepracowałam w sądzie rejonowym. Byłam też kuratorem społecznym w wydziale rodzinnym i nieletnich. Tę funkcję pełniłam 39 lat i bardzo mile ją wspominam. Bo to praca satysfakcjonująca, robi się coś dla dzieci, nadzoruje się ich warunki życia i wychowania – opowiedziała Nowinom pani Agnieszka.
Mają dwoje dzieci i dwóch wnuków. Ich dewiza na długi związek jest krótka: dotrzymać słów przysięgi: nie opuszczę cię aż do śmierci. – A później być odpowiedzialnym za rodzinę i jak najlepiej przygotować dzieci do dorosłości – podkreśliła pani Piasecka.
Małgorzata i Bronisław Pawlarowie
Moment, w którym los ich zetknął ze sobą to zabawa taneczna w Bieńkowicach. – Ona mi wpadła w oko – przyznaje pan Bronisław. Ślub był też w Bieńkowicach. Małżonkowie pamiętają, że dość dużo gości się zjawiło. Co ciekawe, na Złotych Godach w USC spotkali parę, która przed pół wiekiem miała ślub w tym samym dniu co oni.
On pracował jako murarz, ona prowadziła dom. Urodziły się im same dziewczyny, mają 7. wnuków. – Jeszcze może coś wyjść, bo córki wciąż młode – zakłada jubilat. Recepta szczęśliwego pożycia? – Wspierać się wzajemnie i nie denerwować się. Mąż jest zawsze cichy, spokojny, w domu i w pracy – powiedziała nam pani Małgorzata.
Anna i Walter Siwoniowie
Po raz pierwszy zobaczyli się na zabawie w Tworkowie. – W takiej tancbudzie, można powiedzieć baraku. Widziałem piękną, młodą latorośl i tak zaczęła się miłość. Wzięliśmy ślub, wybudowaliśmy na Ocicach dom. Ja pracowałem na kopalni, a żona zajmowała się domem i dziećmi. Mamy 5 dzieci i 11 wnuków. Co zrobić by miłość wiecznie trwała? – Trzeba ustępować mężowi, bo by się nie wytrzymało – śmiała się pani Anna. – Trzeba przeżyć te złe chwile, bo przyjdą też dobre. Ważne, aby wiek małżonków był zróżnicowany, a dzieci były zdrowe – podsumował pan Walter.
Wiesława i Ryszard Habramowie
Zapoznali się w 1967 roku w Dusznikach-Zdroju. – Żona tam mieszkała, a ja byłem w delegacji, bo kopalnia, gdzie pracowałem, miała tam swój dom wczasowy – wspomina małżonek. W 1972 roku, jak wrócił z wojska, to się pobrali. Wesele odbyło się w Dusznikach, wielkie, bo na 100 osób, w ośrodku wczasowym.
W 1976 roku urodziła się córka. Do Raciborza przeprowadzili się bo tu było mieszkanie z kopalni. Syn przyszedł na świat w Raciborzu. Mają też wnuczki – bliźniaczki. Pani Wiesława pracowała w banku BGŻ aż do emerytury.
– Cierpliwość, zrozumienie i szacunek to cechy dobrego związku – podkreślają państwo Habramowie.
Małgorzata i Władysław Jurkiewiczowie
Parze osób niesłyszących i porozumiewających się językiem migowym towarzyszyła wnuczka Martyna. Dziadek pochodzi z Brzegu, a babcia ze Świdwina, to niedaleko Kołobrzegu. Pani Małgorzata trafiła do Raciborza, bo tu, jako niesłysząca, mogła się uczyć w zawodzie krawcowej. W tzw. szkole dla głuchych poznała swego przyszłego męża. Mają jedną córkę oraz dwoje wnuków. – Moja mama jest niedosłysząca, ale ja z bratem słyszymy – mówi pani Martyna.
Dziadkowie przeżyli wspólnie 50 lat, bo spędzali ze sobą dużo czasu. – Bywają kłótnie, ale trzeba je przetrwać, bo to normalne sytuacje. W miłości chodzi o szczerość, o bycie przyjaciółmi – podsumowała pani Małgorzata.
Regina i Jerzy Martyniakowie
Miłość spotkała ich w pracy. Ona pracowała w spółdzielni Sprawność, która już nie istnieje. Wytwarzano tam m.in. zamki błyskawiczne, był też auto-serwis. On zjawił się tam jako naprawiający maszyny biurowe. Poznali się i 28 sierpnia przed ponad 50. laty powiedzieli sobie „tak” w raciborskim Urzędzie Stanu Cywilnego.
Pan Jerzy zabrał ze sobą na Złote Gody zdjęcie z dnia ślubu.
– Stoimy na tych samych schodach, co dziś będziemy nimi wchodzili na górę. Na pierwszym schodku – uśmiechał się jubilat. Wychowali dwoje dzieci, mają dwoje wnuków.
On pracował początkowo w Rafamecie, później w tzw. wielobranżówce, a następnie w Wojewódzkiej Usługowej Spółdzielnia Inwalidów. – Tam byłem kierownikiem, później dyrektorem, a od 1991 podjąłem prywatną inicjatywę. 60 lat związany byłem z naprawianiem maszyn biurowych – opowiadał nam pan Jerzy.
Małżonkowie mają prostą podpowiedź na szczęśliwy związek: ustępować jeden drugiemu.
Teresa i Jerzy Orlińscy
Pierwsze spotkanie miało miejsce na ulicy, w okolicach raciborskiego rynku. Pani Teresa szła z koleżanką. – Zaprosiłem ją do Tęczowej. To był kiedyś super lokal. Okazało się, że oboje jesteśmy z jednej strony Polski, co nas bardzo zbliżyło. Nieco później zaproponowałem ślub, bo poważnie podszedłem do sprawy. Jak się żenić to raz, a nie parę razy. Urodziły się dzieci, to przyszła i nadal trwa miłość do tych dzieci. Nie wyobrażam sobie, by je zostawić – przyznaje jubilat.
Mają dwóch synów. Obaj zostali nauczycielami i obaj mieszkają w Raciborzu. – Mamy dwóch wnuków i od niedawna wnuczkę, śliczną, cudowna sprawa – uważa pan Jerzy.
Żona pracowała w księgowości w MZB, mąż ćwierć wieku spędził w zakładzie karnym, jako oficer. – Zajmowałem się remontami i inwestycjami. Za moich czasów więzienie przeszło remont kapitalny, np. zamiast wiader powstały muszle klozetowe – wspomina nasz rozmówca.
Miłość, szacunek i poważne podejście do sprawy są według tej pary gwarancją udanego związku małżeńskiego.