Gdzie te kobiety…
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Rozmawiałem niedawno ze znajomą, która jakiś czas temu wyjechała z Raciborza, ale wciąż podgląda w internecie, co dzieje się w mieście. Wkurzają ją polityczne kłótnie, robienie sobie na złość i liczne pogaduchy o d…e Maryni. Uważa, że gdyby nie one, to byłoby dla miasta i dla wszystkich lepiej. I do tego momentu się zgadzaliśmy. Na koniec jednak koleżanka wypaliła: „Bo to wina waszego ego i samczego podchodzenia do każdej sprawy. Gdyby rządziły kobiety, to tak by nie było”.
Na wszelki wypadek zmieniłem szybko temat. Zwłaszcza, że gołym okiem widać (może na razie bez nazwisk), że skłonność do pieniactwa, zaciekłości i małpiej złośliwości to nie kwestia płci. A wrażenie, że to akurat faceci są bardziej obciążeni tymi wrednymi cechami wynika głównie stąd, że jest ich w samorządzie więcej, więc ich wybryki łatwiej rzucają się w oczy. No właśnie, czy na pewno mężczyzn jest dużo więcej? Mamy właśnie Dzień Kobiet, więc krótka analiza będzie pasować, jak ulał.
Weźmy na początek powiat. No cóż, dramat z obecnością kobiet jest, nie powiem. W pięcioosobowym zarządzie zasiada wprawdzie jedna Pani – Ewa Lewandowska – ale już w 23-osobowej radzie powiatu są tylko 3 kobiety (w tym wyżej wymieniona). A tak Bogiem a prawdą, to udzielają się tylko dwie. Oprócz Lewandowskiej jeszcze radna Elżbieta Biskup daje się czasem poznać, że ma swoje zdanie w różnych sprawach. Da się zauważyć jej zdanie odrębne szczególnie wtedy, gdy swoje wygłasza wicestarosta Marek Kurpis. Trzecia pani radna – Ewa Widera – wprawdzie jest, ale jakoby jej nie było, czyli odzywa się rzadko i niespecjalnie daje się poznać z innych działań w powiatowym gremium.
Za to w samorządzie miejskim z obecnością pań nie jest źle, przynajmniej nominalnie. Niestety, w tej kadencji nie dorobiliśmy się żadnej prezydentki. Łza się w oku kręci, bo w poprzedniej wiceprezydent Irena Żylak radziła sobie lepiej niż jej koledzy. No, ale za to w radzie miasta, na 23 osoby, aż 10 to radne. Tylko właściwie co z tego, kiedy – oprócz hiperaktywnej Anny Szukalskiej – o zauważalnej aktywności możemy mówić jeszcze w dwóch, góra tzrech przypadkach. Mam na myśli panie radne Magdalenę Kusy, Ludmiłę Nowacką i, szybko ostatnio nadrabiającą brak doświadczenia w samorządzie, Justynę Poznakowską. Reszta pań ostatnio raczej „robi frekwencję”. O tyle to dziwne, że takie radne jak Anna Ronin, Zuzanna Tomaszewska czy Anna Wacławczyk to były kiedyś wulkany energii. Co się z tą energią stało? Nie wiem. Może była po prostu nieodnawialna…
Na głębsze analizy nie mam tu miejsca, ale prawda zdaje się być banalna: nie płeć i nie ilość, ale jakość się liczy. Pamiętajmy o tym, bo kolejne wybory coraz bliżej. A z okazji Dnia Kobiet, wszystkim paniom, i tym aktywnym, i tym bardziej nieśmiałym, składam serdeczne życzenia.
bozydar.nosacz@outlook.com