11 razy byle co, czyli budżet obywatelski
Złośliwy komentarz tygodnia.
Znajomy, który prowadzi firmę remontowo-budowlaną podesłał mi filmik reklamujący tegoroczny budżet obywatelski Raciborza. Filmik całkiem fajny. Sympatyczna dziewczyna pyta w nim raciborzan, czego im najbardziej w mieście brakuje. Sugestia – wszystkie te braki można nadrobić dzięki budżetowi obywatelskiemu. Baju, baju… – komentuje mój znajomy.
Nie jestem specem od kalkulacji budowlanych. Nie jestem także siatkarzem, seniorem, ani młodą matką, więc trudno mi recenzować trafność podanych w filmiku przykładów inwestycji, które uszczęśliwią raciborzan. Ale za to zajrzałem do informacji na temat założeń finansowych budżetu obywatelskiego, którą publikuje portal nowiny.pl. Wynika z niej, że ogółem na inicjatywy obywatelskie przeznaczona jest kwota 1,5 mln zł, ale i to „ale” wydaje mi się kluczowe: z tej kwoty 476 110 zł trafi na projekty ogólnomiejskie, a reszta rozdzielona zostanie na 11 dzielnic/części miasta, czyli na jedną przypadnie kwota od ok. 72 do 148 tysięcy. Prawdopodobnie (nie sprawdzałem) są to kwoty brutto, czyli z podatkiem VAT, co realnie, czyli jeśli chodzi o wartość nabywczą, obniża je nawet o 23 proc.
– Każdy, kto nawet mały remont w mieszkaniu ostatnio robił, powie panu, co można zrobić za kilkadziesiąt tysięcy – mówi z sarkazmem budowlaniec. – W każdym razie na pewno nie da się zbudować dobrego, bezpiecznego placu zabaw czy centrum spotkań dla seniorów. Za kilkadziesiąt tysięcy to można sobie kupić namiot na imprezę, a i to niezbyt wypasiony. Po co to rozdrabnianie budżetu? Po co ta fikcja? Nie lepiej zrobić jednej czy dwóch inwestycji, ale z sensem? – pyta retorycznie.
No właśnie. Po co ta fikcja, która może zaowocować wzbogaceniem miasta o kilkanaście nowych bubli, które tak naprawdę żadnego problemu poważnie nie rozwiążą, ale za to wygenerują na kolejne lata koszty utrzymania, które trzeba będzie pokryć? A kto je pokryje? Ano gmina, czyli my wszyscy.
Budżet obywatelski to w założeniu inicjatywa, która ma zachęcać mieszkańców do uczestnictwa w podejmowaniu decyzji, do artykułowania swoich potrzeb, przekonywać, że mają wpływ na najbliższe otoczenie, itp. Jednym słowem dobra rzecz. Ale – jak mawia inny mój znajomy – samymi dobrymi chęciami to jest piekło wybrukowane. Za szlachetnymi ideami musi jeszcze iść zdrowy rozsądek.
bozydar.nosacz@outlook.com