Społecznik w dobie rewolucji cz. 6
W Moskwie dał o sobie znać nowy rys na charakterze Józefa Grabowskiego: społecznikostwo. Od początku pobytu w stolicy Grabowscy, na miarę swoich możliwości, sami niewiele mając, przeróżnymi sposobami pomagali jeszcze mniej od nich mającym. Zrazu indywidualnie, z czasem poprzez powstające instytucje charytatywne, często je prawnie porządkując lub tworząc od nowa. Dożywiali, organizowali, wydeptywali ścieżki do różnych wysokich instancji. Głównie się troszczyli o dzieci polskie, ale i sierot rosyjskich nie pomijali, zwłaszcza tych proletariackich, bo ich ojcowie głównie w prowadzonej wojnie ginęli. Po wybuchu rewolucji październikowej Grabowski był już w Moskwie znanym szerokiemu ogółowi społeczeństwa i nowej władzy, pełnym poświęcenia społecznikiem. Ta jego i Kazi serdeczna popularność uratowała i jemu i jego żonie życie.
W zamęcie wydarzeń 1917 roku z okna mieszkania o piętro wyżej od lokalu, jaki wynajmowali Grabowscy i w którym akurat przebywali, strzelono do przejeżdżającego ulicą samochodu wiozącego jakąś bolszewicką osobistość. Strzał okazał się celny, ale nie do końca tragiczny w skutkach dla osoby, której kula była przeznaczona. Grupa ochrony wyprowadziła wszystkich mieszkańców kamienicy na małe podwórze i tam odbył się błyskawiczny sąd. Po przeprowadzeniu krótkiego, całkowicie nieprofesjonalnego w pojęciu prawa, śledztwa i nieodnalezieniu sprawcy zamachu, nikt ze zgromadzonych nie chciał się do tego czynu przyznać, dowodzący oddziałem ochrony rozkazał wszystkich zebranych lokatorów, w tym i Grabowskich, po prostu rozstrzelać.
Jeden z członków ochrony rozpoznał Grabowskiego; przed wybuchem rewolucji był jego współtowarzyszem pracy na moskiewskich ulicach przy brukowaniu jezdni. Wstawił się u dowódcy z obroną, jak sądził, robotnika, tłumacząc, że brukarz nie mógł strzelać do komunisty. Wtedy i z tłumu zebranych na podwórzu także mieszkańców pobliskich domów, którzy zgromadzili się na odgłos awantury, dały się słyszeć głosy wspomagające obrońcę Grabowskich. Padały słowa o ogromie pomocy niesionej przez to polskie małżeństwo ludziom dotknię tym biedą, przede wszystkim dzieciom. Nie tylko Józef i Kazimiera ocaleli. Dowódca ochrony zwolnił również od odpowiedzialności za zamach ich sąsiadów.
Ponieważ Grabowscy pomagali bezdomnym dzieciom, ta ich aktywność, poza zasadniczą pracą w polskiej szkole Giżyckiego, doprowadziła Józefa Grabowskiego do Komisariatu Oświaty, na czele którego stała Nadieżda Krupska. Na krótko, był to już ostatni okres pobytu Grabowskich w Moskwie, w ogóle w Rosji, młody nauczyciel zadomowił się w skromnym gabinecie Krupskiej. Stał się jej współpracownikiem i w pewnym sensie doradcą w zakresie organizowania opieki nad dziećmi bezdomnymi.
U Krupskiej poznał Lenina. Pierwsze z nim spotkanie było niespodziewane. Ulianow wstąpił po coś do gabinetu żony, w którym akurat przebywał Grabowski. Słynny już w całym świecie człowiek zaskoczył młodego nauczyciela nie tylko niespodziewanym wejściem do gabinetu. Wydał mu się niebywale bezpośredni, ujmujący, z miejsca zdobywający sympatię rozmówcy, wypełniający, przy niepozornej na pierwszy rzut oka postaci całe pomieszczenie swoją gestykulacją i potokiem wypowiadanych słów, zdecydowanie narzucający tok myślenia otoczeniu i, co podkreślał później, wspominając, zadziwiał wprost umiejętnością wykorzystywania każdej chwili na pracę.
Podczas tego pierwszego spotkania, natychmiast po ujmującym przywitaniu przedstawionego przez żonę jej współpracownika, zasypał nauczyciela słowami. Z tego, co Lenin mówił, wydawało się Grabowskiemu, że musiał już wiele o nim wiedzieć. Pytał o jego zdrowie, jak się miewa żona, jakie ma kłopoty i dlaczego, w czym ewentualnie może mu pomóc, co on, Grabowski, sądzi o tym, czy innym aktualnym zdarzeniu w Moskwie, w Rosji, co by on, Grabowski, radził w tej, czy innej sprawie, przekazywał pozdrowienia dla podopiecznych Grabowskiego, dla jego kolegów nauczycieli, dla jego przyjaciół, niektórych wymieniał z nazwiska... Mówił, nerwowo chodził po gabinecie, dość skrzekliwie się śmiał, nie miał bowiem przyjemnego tembru głosu, charakterystycznym gestem, rozchylając poły wytartej na plecach, mocno znoszonej marynarki, obciągał kciukami kamizelkę, coś z jej powierzchni strzepywał. A przy tym, jednocześnie, czytał jakieś dokumenty, notował coś na ich marginesach i w swoim notatniku, jaki kilkakrotnie w tym celu wyjmował z wewnętrznej kieszeni ciemnego żakietu. Przy tych czynnościach ani na chwilę jednak nie stracił kontaktu z interlokutorem. Potrafił równocześnie mówić i czytać, patrzeć w dokumenty i na rozmówcę, pisać w notesie i chodzić między sprzętami gabinetu.
Spotkali się jeszcze kilka razy, no, może trzy-, czterokrotnie. Dwa spotkania związane były z najwyższej wagi dla Grabowskiego sprawą. Organizował ewakuację szkoły Giżyckiego do kraju. Na pewno raz jeden udało się im porozmawiać niejako prywatnie, przy herbacie z samowara. O czym mówili? O tej rozmowie Grabowski też nie pozostawił szczególnych relacji. Nawet pod koniec życia – początek siódmej dekady XX wieku – na pytania reporterów jednego ze śląskich dzienników odpowiadał bardzo zwięźle i lakonicznie. Ale znając osobowość Ulianowa, mimo wszelkich krytyk oponentów przeróżnej maści, jakie eksplodowały zwłaszcza po upadku komunizmu w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, na podstawie wielu relacji, jakich dane było piszącemu te słowa wysłuchać od ludzi obcujących z Leninem bezpośrednio, krócej lub dłużej, w różnych okolicznościach, należy stwierdzić, że był to człowiek obdarzony wyjątkowo potężnym twórczo intelektem. Jego słabostki? Przecież był tylko człowiekiem, na dodatek krótko żyjącym, niestety, pod koniec swoich dni zjadany ciężką chorobą, w coraz to rozprzestrzeniającym się cieniu Stalina.
Grabowski wspominał, że w rozmowie posługiwali się językiem niemieckim. To znamienna informacja. Lenin nie władał w stopniu dobrym językiem polskim, Grabowski, wtedy jeszcze, rosyjskim. Intelektualnie więc mogli się połączyć tylko przy pomocy języka niemieckiego. Skoro więc w tym języku prowadzili rozmowę musieli być bardzo swoimi myślami zainteresowani.
Osobowość Lenina, słowa, które Grabowski usłyszał z ust przywódcy Rewolucji Październikowej, wywarły znaczny wpływ na wiele jego późniejszych poczynań, na jego racjonalizm i widzenie świata. Grabowski nigdy nie stał się komunistą, ale intelektualnie, w sposób racjonalny żywił do idei zawartych w filozofii marksistowskiej sporo sympatii.
Latem 1918 roku, specjalnym pociągiem – eszelonem z dwoma lokomotywami, przydzielonym Grabowskiemu po jego negocjacjach z Leninem, na czele transportu dzieci polskich z ewakuowanej szkoły Giżyckiego, Grabowscy przyjechali do Warszawy. Tym samym pociągiem wrócił do kraju również Gałczyński i Liebert.
Za cichą zgodą Dzierżyńskiego, Grabowski wwiózł kontrabandą do granicy z byłym Królestwem Polskim, wiele osób wywodzących się z arystokracji polskiej, a także wielu przedstawicieli polskiej elity intelektualnej, pozostałych po rewolucji w Rosji Radzieckiej, ratując im tym samym życie.
Józef Grabowski – doktor filozofii, filolog klasyczny, znawca kultury łacińskiej, historyk, publicysta, społecznik, przyjaciel polityków, naukowców, artystów i raciborskiej młodzieży. Dyrektor Męskiej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego nr 9 im. Jana Kasprowicza. Sylwetkę profesora przybliża nam jego uczeń – Andrzej Markowski-Wedelstett.