Maryja…
Św. Bernard mówi, żeby zawsze wzywać imię Maryja we wszystkich trudnościach, niebezpieczeństwach, utrapieniach wewnętrznych i to jest prawda.
Tak powinniśmy czynić, jak dziecko względem swej matki. Matka ziemska nie może zawsze od wszystkich niebezpieczeństw uchronić, ale Matka Najświętsza może i zawsze uratuje, bylebyśmy Ją tylko wzywali na pomoc. A także z powodu upadków, żeby się nie smucić, ale wszystko oddać Niepokalanej. Każda sobota to dzień Matki Bożej, wtedy mamy szczególne prawo do jej niepokalanego serca. We wszystkich prawie objawieniach prosi o dwie bardzo ważne dla świata środki dla uświęcenia: pokutę i modlitwę. Najmilszą dla Niepokalanej jest odmawianie różańca. Św. Maksymilian Kolbe napisał: „Trzeba nam pozbyć się wszelkiej gnuśności, zamartwiania się, negatywnych słów o innych i wspólnymi siłami dążyć, by Niepokalana królowała we wszystkich sercach. Ona bowiem jest Królową Nieba i Ziemi, Rozdawczynią łask Jezusa Chrystusa, jest jakby niewyczerpalnym źródłem, pełną rzeką, która wzbiera ożywczą rosę i wody Zbawiciela przelewa na wszystkie dusze”.
Maryja po hebrajsku – Miriam, po armejsku Mariam, czyli „piękna”, „przynosząca radość”, umiłowana przez Boga. Na tabliczkach glinianych odkrytych w Syrii, a pochodzących z miasta Ugarit, pojawia się często słowo – mrym – oznaczające „ wzniesienie”. „górę”, „ wysokość”.
Wszystko postawiłem na Maryję…
2 sierpnia 1980 roku bł. kard. Stefan Wyszyński wspominał: „Właśnie wczoraj wróciłem z wakacji, doręczono mi zaraz, niemal na progu, książkę moją wydaną przez Pallotynów w Paryżu, pod tytułem: „Wszystko postawiłem na Maryję”. Nie myślę, by mi przysporzyła sławy, ale prawdą jest, że wszystko postawiłem na Maryję i jestem temu wierny. Rodzi się to z głębokiego przekonania, że w naszej Ojczyźnie tworzenie i utrzymywanie wspólnoty religijnej musi dokonać się w wymiarze, na który ludzie są najbardziej wrażliwi. U nas dzieje się to przez pośrednictwo Matki Najświętszej. Jej obraz czczony na Jasnej Górze zdobył sobie niezwykłe przywiązanie i miłość. Wszystko naprawdę postawiłem na Maryję i to na Jasnogórską…”
Matko moja wróć...
Znana jest opowieść o matce, która mieszkała w skromnej chatce ze swoimi trzema synami. Żyli skromnie walcząc każdego dnia o przetrwanie. Kiedyś, jako dorośli, wybrali się w świat, by polepszyć swój codzienny byt. Pracowali ciężko, ale czuli się szczęśliwi. Matka zestarzała się i pewnego dnia zmarła. Kiedy po latach synowie wrócili do domu, do swej matki, znaleźli tylko jej grób. Zapłakali nad nim i wtedy pierwszy z nich zawołał: „Matko wróć, błagam, mam piękny dom z wielkim ogrodem, śliczną żonę i dzieci, tam zostawiłem pokój dla Ciebie, proszę wróć”, ale panowała jedynie cisza, a słowa odbijały się echem. Potem stanął drugi syn krzycząc i płacząc tak samo: „Wróć Matko, mam piękny dom i ogród, gdzie będziesz mogła trzymać swoje zwierzęta. Mam dorodne dzieci, które na Ciebie czekają, proszę wróć”. Cisza jednak stała się jedyną odpowiedzią. Przyszedł wtedy trzeci i prosił bardzo pokornie: „Mamo nie wracaj, straciłem wszystko, nawet wiarę w siebie, nie mam nic prócz przeświadczenia, że Ty i Bóg mi przebaczycie to, że straciłem nawet swoją godność. Nie mam nic prócz łez. Czym mógłbym Cię obdarować”? A wtedy, jak mówi legenda, matka wstała, objęła go swoimi rękoma, przytuliła do serca i rzekła: „Synu zostanę z Tobą, by pomóc Ci żyć, by być przy Tobie w chwilach najtrudniejszych, by Cię wspierać. Pójdę z Tobą wszędzie, gdziekolwiek będziesz Ty, tam będę ja”.
Taka jest właśnie Matka… zostaje z tymi, których świat odrzuca.
W czasie mojego 20-letniego życia w Afryce zauważyłam, że prawie wszystkie ośrodki katolickie dla ludzi niepełnosprawnych, chorych, trędowatych były pod wezwaniem Maryi. Pamiętam starszą kobietę, która szła do naszego ośrodka ludzi chorych na AIDS ze swoim synem na plecach. Żal mi jej było, bo już staruszka, a syn prawie umierający. Spojrzałam na chudą kobietę i zaproponowałam, że mogę pomóc ponieść jej syna. W drodze do kliniki zaczęła opowiadać: „To mój syn, siostro, powiedziała, pracował daleko od domu, by utrzymać pięcioro dzieci. Ale tam życie też nie było łatwe – koledzy, wódka i samotność daleko od rodziny. Zaraził się różnymi chorobami, przepił wszystko, zaraził żonę, przez co dziecko urodziło się martwe, a on sam nie potrafi przestać pić. Chora żona opuściła go wraz z dziećmi, bo nie ma już sił, ale ja nie potrafię go zostawić, bo jestem jego matką. Nawet gdyby cały świat go opuścił, to ja przy nim zostanę, bo serce matki nie potrafi inaczej – to mój syn, tylko ja mu pozostałam”.
Maryja – jak każda Matka cieszy się z sukcesów swoich dzieci, ale jest przy nich, gdy ponoszą najcięższe porażki i są odrzucani przez innych.