Nikt na świecie nie wie, że się kocham w Ewie
Złośliwy komentarz tygodnia.
Nie jest wielką tajemnicą, że senator Ewa Gawęda to ulubiony parlamentarzysta naszych samorządowców. Oczywiście jeśli ich sympatię mierzyć częstotliwością zapraszania wyżej wymienionej na różne, ważne i nieważne, wydarzenia. Co bardziej złośliwi twierdzą nawet, że nasi włodarze wręcz rywalizują ze sobą o jej względy. Spróbujmy się zastanowić, w czym tkwi tajemnica tego uwielbienia.
Najłatwiej byłoby zacząć od sentencji, którą w Polsce spopularyzował bodaj Janusz Korwin Mikke, czyli „gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. A bardziej konkretnie: naszym wójtom, burmistrzom i prezydentowi relacja z panią senator się po prostu opłaca, bo jej wstawiennictwo może pomóc w udrożnieniu kanału, którym płynie do gmin kasa z różnych, głównie rządowych, dotacji. Oficjalnie i prosto z mostu żaden oczywiście tego nie powie, choć nieoficjalnie a jakże. Nieco ezopowym językiem wspomnieli o tym niedawno kornowaccy radni, którzy przyznając Ewie Gawędzie tytuł „Honorowego Obywatela Gminy Kornowac”, kojarzyli to m.in. z „pozyskiwaniem środków unijnych, rządowych i wojewódzkich”.
Kolejny trop też przychodzi z Kornowaca. „Mogę od siebie dodać, że honorowe obywatelstwo należy się jeszcze za jej nieustający uśmiech, bo nigdy nie widziałem jej smutnej”– stwierdził przewodniczący rady gminy Marian Zimmerman. No i bingo! No bo pomyślcie tylko: który z wójtów chciałby fotografować się z kimś, kto na zdjęciach stroi fochy? Albo kto, przez swój wzrost (jak np. jeden pan poseł) kompletnie zdominuje wójta? Przecież samiec alfa może być tylko jeden…
No i wreszcie, jak to ponoć nieoficjalnie wykminił jeden z włodarzy między siódmą a jedenastą kolejką podczas imprezy: „Gawędowa jest bezpieczniejsza niż tamci”. Chodziło o to, że jak na razie nie ma ona specjalnie silnych konkurentów do senatorskiego mandatu, więc jest duża szansa, że po jesiennych wyborach nie trzeba będzie przyzwyczajać się do kogoś innego. Nie mówiąc już o tym, że ten „inny” może mieć wójtowi za złe zbyt zażyłe kontakty z poprzednikiem. A z posłami to różnie bywa, bo konkurencja silniejsza i przez to mandat nie taki pewny. Jednym słowem: większe ryzyko, że się postawi na złego konia. Ja tam na polityce się nie znam, więc tę minianalizę przekazuję z zastrzeżeniem „źródło – zasłyszane, status – plotka”.
Dla porządku zaznaczę, że jak dotąd nie słyszałem, żeby jakiegoś włodarza przyłapano na śpiewaniu refrenu „Nikt na świecie nie wie, że się kocham w Ewie”. I że piosenka „Czerwonych Gitar” jest z 1967 roku, więc nie mogło chodzić o Ewę Gawędę, która przyszła na świat o jedną kadencję senatorską później.
bozydar.nosacz@outlook.com