Profesor Grabowski we wspomnieniach Stanisława Mleczki cz. 12
Od 1 września 1947 roku Kazimiera i Józef Grabowscy pracowali już w Raciborzu. On, jako dyrektor, jego żona, jako nauczycielka przedmiotów przyrodniczych w Męskiej Szkole Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego imienia Jana Kasprowicza. Oprócz spełniania funkcji administracyjnych, Grabowski w starszych klasach licealnych uczył historii, literatury powszechnej i łaciny, tego języka krótko, bo rychło przedmiot ten został przez władze oświatowe zlikwidowany.
Nieżyjący już filolog klasyczny Stanisław Mleczko, współpracownik Józefa Grabowskiego tak wspominał swojego przełożnego:
„Byłem już dość zadomowiony w Raciborzu, w którym rozpocząłem pracę w 1945 roku, od 1 września, czyli, że już dwa lata przebywałem w tym tak okropnie doświadczonym przez los, przez wojnę, mieście, kiedy z końcem sierpnia 1947 roku przybył z rodziną Józef Grabowski. Okazał się człowiekiem bardzo komunikatywnym, łatwym we współżyciu, miłym i zewnętrznie bardzo ułożonym. Poznałem go zaraz w pierwszych dniach września. Tak, jak to mówi jakiś biograf o Wergiliuszu, poecie rzymskim, statura fuit grandi – postawy był słusznej. Przypuszczam, że lat miał wtedy pięćdziesiąt parę. Postać Grabowskiego była ujmująca, jakoś się czuło, że można było lgnąć do tej postaci. Był bardzo ku sobie pociągający.
Rozpoczęliśmy pracę w szkole. Profesor, dyrektor Grabowski, był dość wszechstronny, jeśli chodzi o przygotowanie zawodowe i posiadaną wiedzę przede wszystkim. On mógł wykładać i miał do tego znakomite podstawy, żeby uczyć historii, łaciny, literatury. Z czasem ja przylgnąłem do niego, on do mnie, mimo, że dzieliła nas różnica wieku około dwudziestu lat. Wnet podszedł do mnie zwracając się panie Stanisławie. No, ja nie mogłem się odwzajemnić zwrotem panie Józefie, bo ta różnica wieku, no i był moim przełożonym. Dlatego ciągnęliśmy ku sobie, bo nas przyciągał język łaciński. Jestem filologiem klasycznym, studiowałem w Krakowie, Grabowski też stamtąd się wywodził, więc był czynnik, który nas zjednywał ku sobie.
Współpraca i atmosfera między dyrektorem i gronem nauczycielskim wytworzyła się – i to natychmiast po pierwszym wejściu nowego dyrektora do naszej szkoły – wprost idealna. Pan Grabowski okazał się prawdziwym humanistą; miał bardzo ludzkie podejście do każdego z nas, był zawsze bardzo opanowany, spokojny, głos nawet modulował. Naprawdę ten głos był atłasowy, miły, równy, nie ulegał on skokom, czy jakimś zaaferowaniom. Grabowski odznaczał się wielkim taktem wobec wszystkich, czy to byli nauczyciele, czy to byli uczniowie, czy to byli rodzice uczniów, do wszystkich odnosił się zawsze z wielkim opanowaniem, szacunkiem i humanistycznym podejściem”.
I inne wspomnienie Stanisława Mleczki, dotyczące warunków materialnych i obrazu miasta, jakie zastał po swoim do Raciborza przyjeździe i gdzie Grabowski pozostał już do końca swoich dni.
„Racibórz wyszedł z wojny w 85 procentach – w stosunku do stanu przedwojennego – zniszczony. Największe gruzy zalegały śródmieście, wokół Rynku, ulicy Długiej, Rzeźniczej, Daszyńskiego, Stalina Ogrodowej... Wszyscy, my, mieszkańcy, odgruzowywaliśmy, ulicę za ulicą. Jak wyglądało to odgruzowywanie? Po pracy, po siedmiu, ośmiu godzinach wykładów szedłem na obiad, który składał się albo z piwa tylko, albo z zupki botwinki, i po takim obiedzie szło się do odgruzowywania.
Szło się, na przykład dzisiejszą ulicą Długą, z dołu do góry (...). Wysokość gruzów sięgała pierwszego piętra. Miasto Racibórz było nawiedzane wtedy przez różne kataklizmy. Najpierw była epidemia tyfusu. Wtedy poznałem różne jego gatunki: Tiphus abduminales, tiphus recurrens. Ludzie tutejsi wymyślili Kopfftiphus, czyli tyfus głowowy, choroba objawiała się przede wszystkim bólem głowy. Potem był świerzb, biegunki, no i wszy pleniły się niesamowicie. Choroby weneryczne... Nie było światła, wody, chleba też nie było. Ja mogłem co jakieś dwa tygodnie wyjeżdżać do Tarnowa, tam, u rodziny zaopatrywałem się w chleb. A co to były za podróże? Wiadomo było, że się wyjechało, ale czy się dojedzie, kiedy i gdzie, i czy się wróci?
W tym czasie na wezwanie władz polskich bardzo dużo ludzi przybywało do Raciborza, ale nie wszyscy zostali. No i była jeszcze jedna plaga, z jaką walczyliśmy: szabrownictwo. Ci, którzy się osiedlili w tym zniszczonym, trudno powiedzieć mieście, raczej Racibórz stanowił wtedy jednostkę administracyjną na mapie, więc ci, którzy się osiedlili w tym prastarym, słowiańskim grodzie zabrali się serdecznie do szczerej i ciężkiej pracy. Tych ludzi nazwałbym prawdziwymi, wypróbowanymi patriotami. Dla złagodzenia tej ogólnej sytuacji, która w tym mieście, w tamtych latach, była tak ciężka, należy podkreślić jedną, jasną stronę tych czasów i życia ludzi w podobnych warunkach: nie było antagonizmów, prywatnych, zawodowych, czy społeczno-politycznych. Ci, którzy się zdecydowali zostać w Raciborzu, to byli ludzie chcący się poświęcić ojczyźnie i coś dla tej ojczyzny zrobić (...). Otoczenie, w jakim byłem, w szkole, w instytucjach miejskich, mocno konsolidował Grabowski. Była to nieprzeciętna postać.
W tak małej wówczas społeczności raciborskiej bardzo szybko dał się wszystkim poznać. Jego stosunek do tej społeczności był bardzo ujmujący. Zwłaszcza do młodzieży był – powiedziałbym – przyjacielski. Jeśli natomiast chodzi o warunki pracy kadry pedagogicznej, nie pamiętam, aby w ciągu wielu lat współpracy z profesorem Grabowskim, najpierw w okresie jego dyrektorowania, później jako szeregowego nauczyciela, były jakieś, na terenie szkoły, nieporozumienia, czy zatargi. Umiał być wspaniałym mediatorem i zanim coś wybuchło, już było po wszystkim(...). Pojęcia „konflikt” nie było. Praca, współpraca z nim i wszystkich nauczycieli między sobą układała się bardzo dobrze. I dobrze, że się tak działo, bo przynajmniej w tych trudnych warunkach materialnych pracę mieliśmy spokojną i owocną(...). Te lata, w których dyrektorował w szkole profesor Grabowski uważam za najszczęśliwsze w mojej pracy zawodowej”.
Józef Grabowski – doktor filozofii, filolog klasyczny, znawca kultury łacińskiej, historyk, publicysta, społecznik, przyjaciel polityków, naukowców, artystów i raciborskiej młodzieży. Dyrektor Męskiej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego nr 9 im. Jana Kasprowicza. Sylwetkę profesora przybliża nam jego uczeń – Andrzej Markowski-Wedelstett.