Tu, gdzie nie sięgała wyobraźnia
Eko-Okna S.A. obchodzą w tym roku 25-lecie istnienia. – Moja wyobraźnia co do rozwoju i wielkości fabryki sięgała co najwyżej hali nr 1 w Kornicach. Na pewno nie dalej – mówi prezes Mateusz Kłosek, który dziękuje pracownikom za zaangażowanie i wspomina początki firmy.
– Czym zajmował się pan przed założeniem Eko-Okien?
– Pracowałem u Taty w zakładzie produkującym szyby zespolone. Najpierw jako pracownik produkcji, następnie nim kierowałem.
– Skąd pomysł na własny biznes i założenie firmy produkującej okna?
– Pomysł był Taty. Ja chciałem produkować szyby zespolone, bo bardzo mi się to podobało. Jednak gdy zaproponował mi zakładanie od zera spółki produkującej okna i udział w niej, poszedłem za tym.
– Pamięta pan dzień założenia Eko-Okien?
– Pamiętam, że było to 1 kwietnia 1998 r. To taka data, której nie da się zapomnieć. Nazwa Eko-Okna powstała od słowa „eko”, które wtedy „wchodziło” w modę. Mam w pamięci maszyny, ludzi i siebie samego uczącego się od nich.
– Jak na początku wyglądała produkcja?
– Na początku dysponowaliśmy maszynami, które pozwalały na produkcję ok. 15-20 okien dziennie. Można było nimi produkować tylko okna PVC, nie było możliwości produkowania drzwi, łuków itp. Wszystko odbywało się w hali o powierzchni 300 m2 wynajętej przy ulicy Kościuszki w Raciborzu i w biurze o powierzchni ok. 100 m2, naprzeciwko.
– Ile osób pracowało w firmie na samym początku?
– Grupa pracowników liczyła 5 osób, byli to doświadczeni ludzie „z konkurencji”. Do tego Tata i ja. W zespole były jeszcze Renata Nowak i Małgorzata Szoen, które zajmowały się sprzedażą.
– Wyobrażał pan sobie, jak Eko-Okna będą wyglądać po 25 latach?
– Moja wyobraźnia co do rozwoju i wielkości fabryki sięgała co najwyżej hali nr 1 w Kornicach. Na pewno nie dalej.
– Jakie były najważniejsze wydarzenia i etapy w rozwoju Eko-Okien?
– Przeniesienie produkcji na ulicę Łąkową i zakup tej nieruchomości, ale też ustanowienie misji firmy: „Najwyższa jakość obsługi”. Później założenie firmy Eko-Okna Belgia i poznanie zasad, które panują na rynku Europy Zachodniej. Ważnym krokiem była budowa „w szczerym polu” zakładu produkcyjnego w Kornicach i przeniesienie w to miejsce całej produkcji.
– Bywało ciężko?
– Przeszliśmy przez kryzys gospodarczy, podczas którego załoga w 99% zgodziła się na obniżenie pensji. Przetrwaliśmy to razem. Z ważnych momentów było jeszcze zakupienie maszyny SB2, która pozwoliła na produkcję okien według życzenia klientów z zagranicy i samochodów ciężarowych z wózkami widłowymi. Pamiętam też uruchomienie biura call center, podjęcie współpracy z Aluplastem i wprowadzenie programu WinPro w wielu wersjach językowych.
– Jak przez te 25 lat zmienił się rynek stolarki okiennej i rynek pracy?
– Moim zdaniem, choć to długi okres, rynek niewiele się zmienił. Klient nadal oczekuje tego samego, czyli atrakcyjnej ceny, najwyższej jakości i krótkiego terminu realizacji. Z rynkiem pracy jest podobnie, czyli bez większych zmian. Uważam, że na obu rynkach trzeba być po prostu konkurencyjnym.
– Jakie są plany na najbliższą przyszłość?
– Wykorzystanie możliwości rozwoju poprzez urozmaicenie oferty, pozyskiwanie nowych klientów i zwiększanie udziału sprzedaży u tych dotychczasowych.
– Jak chciałby pan, aby Eko-Okna wyglądały za kolejne 25 lat?
– Chciałbym, abyśmy byli taką firmą, z której dumni są pracownicy, klienci i społeczność.
– Wielokrotnie powtarzał pan, że firma to przede wszystkim ludzie.
– Firma to ludzie zaangażowani, dbający o nią jak o swoją, ale też tacy, którzy są tutaj tylko na chwilę lub mają to wszystko „gdzieś”. Dla każdego jest tu miejsce, lecz im więcej jest tych pierwszych, tym więcej adrenaliny i piękniejsza współpraca. Tak, to jest tego warte.
– Gdyby nie powstanie Eko-Okien, jak pan myśli, czym by się pan dzisiaj zajmował?
– Chciałem i miałem być mechanikiem samochodowym. I tak by pewnie było, gdyby pewnego dnia znajomy Taty nie powiedział mi, że jego firma zbankrutuje. To była dla mnie iskra do zaangażowania się w zakład Taty.
– Co przynosi panu największą satysfakcję w codziennej pracy?
– Dużą satysfakcję przynosi mi możliwość współtworzenia tak różnorodnej organizacji, która z dnia na dzień przynosi coraz to nowsze wyzwania i zadania, na które można znajdować pomysły i rozwiązania.
– Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu tak dużej firmy?
– Myślenie o konsekwencjach wynikających z tak dużej skali działania i o tym, jak to wpływa i wpłynie na moją rodzinę, moje środowisko i znajomych.
– W internecie można znaleźć pana wypowiedź „Praca powinna wytwarzać dobro, a nie zysk”. Co pan przez to rozumie?
– Praca to przychód pieniądza. Jeżeli po pokryciu wszystkich opłat zostaje pewna kwota, to pozostaje pytanie, co z tym zrobić. Zainwestować czy ukryć w banku? A może rozdać? Możliwości jest bardzo dużo. Moje doświadczenie wygląda tak, że ukrywając pieniądze, marnotrawię je. Rozdając je, wytwarzam dobro, bo ktoś jest lub może być z tego zadowolony. I o to właśnie tu chodzi.
– Z czego jest pan najbardziej dumny po tych 25 latach?
– Najbardziej jestem dumny z tego, że po ćwierć wieku nadal pracują tutaj ludzie, którzy wtedy też, razem ze mną, zaczynali.
– Czego chciałby pan życzyć sobie i pracownikom z okazji jubileuszu?
– Chciałbym podziękować za trud włożony i wkładany w codzienną pracę i powiedzieć, żebyśmy przy tym nie zapominali o naszych rodzinach, współmałżonkach, dzieciach i wnukach. Praca jest aż albo tylko źródłem pozyskiwania funduszy, środków do życia i powinna być dodatkiem do spełniania się w roli małżonka czy rodzica. Chciałbym też życzyć wszystkim coraz więcej szczęśliwych Eko-dzieci, bo to jest przyszłość naszej firmy.
Rozmawiał Adam Wita