Starosta z PO chce bronić śląskiego węgla w Sejmie.
Wywiad z Mirosławem Dużym – kandydatem w wyborach parlamentarnych
Mirosław Duży mówi, że jego formacja polityczna przaja Śląskowi, Polsce i Unii Europejskiej, a energetyki opartej na śląskim węglu trzeba bronić. Choć znany jest z luźnego sposobu bycia, to zapewnia, że do polityki podchodzi bardzo poważnie.
– Mówi pan, że możemy nadal wydobywać polski węgiel, spalać go w polskich elektrowniach i mieć tańszy prąd. Takich głosów w Koalicji Obywatelskiej, czy szerzej – na opozycji, nie słyszy się zbyt często. Chyba, że jest kampania wyborcza..
– Szanuję swoje środowisko polityczne, ale nie wszyscy z nich znają się na problemach polskiego bezpieczeństwa energetycznego i nie mają do tego tak emocjonalnego stosunku jak ja. Nie wypominajmy sobie, który rząd zamknął więcej kopalń, nie podoba mi się, że polskim górnictwem często zarządzają partyjni nominaci, nie mający z tą branżą za wiele wspólnego. Bolesław Śmiały, w moich rodzinnych Łaziskach Górnych, przestanie fedrować już w 2028 roku, choć jest tam pod dostatkiem dobrego węgla energetycznego. W obecnych, bardzo trudnych, kryzysowych czasach, kiedy rynkami surowcowymi rządzi wojna, polityka i w pewnej mierze spekulacja, nasz węgiel jest dla Polski i Śląska kotwicą energetycznej stabilności. Nie jestem – rzecz jasna – przeciwnikiem energetyki odnawialnej, ale powinna być ona jednym z elementów naszego miksu – obok atomu, gazu i oczywiście węgla.
– W Rybniku powiedział pan „My przajemy Śląskowi, Polsce i Unii Europejskiej”. Pięknie, tylko że Unia Europejska temu węglowi nie za bardzo przaje. Jak to pogodzić?
– Unia Europejska jest zdominowana przez socjalistów i Zielonych, którzy narzucili radykalny kierunek i ekspresowe tempo polityki klimatycznej. Oni na pewno nie przają węglowi. Natomiast Platforma Obywatelska należy do grupy Europejskiej Partii Ludowej, a naszą twarzą jeśli chodzi o kwestie energetyczno-gospodarcze jest Jerzy Buzek, polityk o ogromnym, międzynarodowym autorytecie i który na pewno nie jest eko-radykałem. Pandemia, wojna i kryzys w światowej gospodarce spowodowały, że niechęć Brukseli do węgla jest bardziej deklaratywna niż realna. Niemcy przewrócili nawet turbinę wiatrową, aby ułatwić dostęp do nowych złóż węgla brunatnego. Wiele zmienią przyszłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego. Wszystkie sondaże wskazują, że Zieloni i socjaliści stracą mandaty, a to znaczy, że do unijnej polityki klimatycznej wróci rozsądek.
– A jak jest z tym „głodzeniem samorządów przez PiS”? Bo jak patrzę na powiat mikołowski, to największa inwestycja ostatnich lat, czyli Ognisko Pracy Pozaszkolnej, jest realizowana dzięki znacznemu wsparciu z Polskiego Ładu (16 mln zł, powiat dołożył 9 mln zł). Czy tak PiS głodzi samorządy? Dając miliony?
– Pański argument jest – delikatnie mówiąc – bardzo populistyczny i jakby żywcem wyjęty z wiadomości TVP. Trzeba zacząć od tego, że rząd PiS poprzez zmiany w polityce podatkowej doprowadził wszystkie samorządy na skraj bankructwa. Sam powiat mikołowski z tytułu zmniejszonych wpływów z podatku PIT jest „w plecy” 42 miliony złotych. Oczywiście, można zmniejszać wydatki poprzez wymuszone oszczędności i zmiany organizacyjne, ale takimi sztucznymi zabiegami nie spowodujemy, że odzyskamy finansowy oddech. My musimy nadrobić brakujące miliony poprzez rezygnację z inwestycji, na które czekają mieszkańcy. Cieszymy się, że powstanie nowa siedziba Ogniska Pracy Pozaszkolnej, ale rząd nie robi nikomu łaski, bo te środki pochodzą z pieniędzy podatników. Rząd jedną ręką daje kilkanaście milionów, a w tym czasie druga ręka wyciąga z naszego portfela kilkadziesiąt milionów. Jak nazwać taką politykę? Na to jest inne określenie, niż głodzenie.
– Jak to się dzieje, że w powiecie mikołowskim przyrasta liczba ludności, a Rybnik, Racibórz, Wodzisław czy Jastrzębie-Zdrój się wyludniają?
– Powiat mikołowski uchodzi za dobre miejsce do życia, bo chyba nigdzie indziej „zielone” i „czarne” oblicza Śląska nie tworzą tak harmonijnej całości. Mamy wiele dużych przedsiębiorstw, stref przemysłowych, a z drugiej strony sporo lasów i terenów rekreacyjnych. Żyjemy w sercu Śląska, ale nie przytłacza nas industrialny charakter regionu. Ważne jest także dobre położenie i skomunikowanie. Nasz powiat przecina kilka ważnych dróg regionalnych. Szybko można dojechać do Katowic, Gliwic, Rybnika, Tychów, do autostrad A1 i A4. W rankingu przyrostu ludności w gminach Śląsko-Dąbrowskiej Metropolii, na pierwszym miejscu są „nasze” Wyry, choć od kilku lat panuje moda na osiedlanie się w całym powiecie mikołowskim. Natomiast nie chciałbym się konfrontować z Rybnikiem, Wodzisławiem, Raciborzem czy Jastrzębiem-Zdrojem. To są dobrze rozwinięte i sprawnie zarządzane miasta, które mają swoje atuty.
– Wzrost liczby ludności, większa liczba firm – rozwój cieszy. Ale za tym rozwojem powinna nadążać infrastruktura, a z tym chyba nie jest najlepiej.
– Rozwój infrastruktury nigdy nie nadąży za oczekiwaniami mieszkańców. Do powiatu mikołowskiego przeprowadzają się ludzie z innych miast, którzy są przyzwyczajeni do tego, że jest gęsta sieć dróg, którymi łatwo można dojechać do szkoły, pracy, marketu. Staramy się te oczekiwania spełniać, choć sytuacja finansowa samorządów i polityka obecnego rządu nie sprzyjają inwestycyjnej ofensywie. Na szczęście dobrze układa się współpraca z Urzędem Marszałkowskim. Śląski samorząd rozpoczął ostatnio remont Drogi Wojewódzkiej 935, z Rudy Śląskiej do Rybnika, przez Mikołów i Orzesze. Trwa też remont Drogi Wojewódzka 928 z Mikołowa do Kobióra. Na te inwestycje mieszkańcy czekali od lat.
– Pan ma luźny sposób bycia, w Warszawie z pewnością polubiliby dowcipy, które mógłby pan opowiadać na salonach, ale chyba nie po to idzie pan do – nomen omen – dużej polityki. Co chciałby pan osiągnąć, jako poseł?
– Już św. Tomasz z Akwinu twierdził, że zgryźliwi starcy to jedno z największych osiągnięć szatana, „sztywniactwo” jest ostatnią cechą jaką można mi zarzucić, ale do polityki podchodzę bardzo poważnie. Moje plany nie są koncertem życzeń, do czego zdążyło nas przyzwyczaić wielu polityków. Chcę w Sejmie walczyć o polską energetykę opartą na śląskim węglu. Rezygnowanie z górnictwa tylko po to, aby spełnić mrzonki unijnych ideologów, jest nieodpowiedzialne, niegospodarne i nie mające nic wspólnego z solidarnością społeczną i zrównoważonym rozwojem. O tym chcę mówić w Sejmie i nie ma to dla mnie znaczenia, z której strony będą gwizdać, a z której klaskać.
– Wielki plan, ale piąte miejsce na liście Koalicji Obywatelskiej to nie jest dobra pozycja startowa w wyścigu o mandat poselski. Tym bardziej, że realnie rzecz biorąc Koalicja Obywatelska ma szansę na trzy mandaty z naszego okręgu.
– Piąte miejsce jest tak samo dobre albo złe, jak każde inne. Tak naprawdę premię startową ma tylko „jedynka”, reszta musi zapracować na dobry wynik. Koalicja Obywatelska zdobyła trzy mandaty w poprzednich wyborach. I utrzymanie tego stanu to plan minimum (ja liczę na cztery). Kto się znajdzie w tej trójce lub czwórce ma drugorzędne znaczenie, bo w wyborach nie chodzi o spełnianie osobistych ambicji, ale o coś znacznie ważniejszego – o Polskę.
– Gdyby jeszcze głosy mieszkańców powiatu mikołowskiego podzieliły się między pana i Julię Kloc, ale jest jeszcze Łukasz Osmalak z Trzeciej Drogi. Trochę duża konkurencja jest na jeden powiat mikołowski.
– Szans Julii Kloc nie będę komentował bo to jest polityczna konkurencja i mamy raczej innych wyborców. Natomiast wciąż uważam, że podział demokratycznej opozycji na trzy bloki jest ogromnym błędem. Życzę Łukaszowi Osmalakowi jak najlepiej, ale przez to, że Koalicja Obywatelska, Lewica i Trzecia Droga wystawiają oddzielnych kandydatów, tracimy efekt synergii i wartości dodanej. Tym bardziej, że Trzecia Droga w sondażach nie wypada najlepiej i jest realna groźba, że nie przekroczy progu wyborczego. A wtedy, z powodu dzielenia mandatów metodą D’Hondta, głos oddany na Łukasza Osmalaka zmarnuje się i może przypaść w udziale PiS-owi.