Zdaniem Adriana Szczypińskiego Carl Ulitzka zasługuje na pomnik w Raciborzu
Z Adrianem Szczypińskim – raciborskim dokumentalistą, rozmawialiśmy przy okazji niedawnej konferencji naukowej w Muzeum w Raciborzu, której bohaterem był Carl Ulitzka – duchowny i polityk przedwojennej ziemi raciborskiej.
– Czy można powiedzieć o pewnym spełnieniu marzeń, dążeń o popularyzacji tej postaci nie tylko poprzez sztukę audiowizualną, ale także działalność naukową?
– W życiu bym się nie spodziewał, że uda mi się taki prywatny kaprys, taki przebłysk jakieś tam fantazji przekuć w realną uroczystość, w realne wydarzenie, które nie jest premierą mojego nowego filmu. Zorganizowały je „firmy” o dużej renomie, poważaniu, bo Muzeum w Raciborzu i TMZR. Bo to jest tak, że ja coś wymyśliłem, zaproponowałem, a tu nagle za pół roku to się wydarza. Przyjeżdżają osoby ze świata nauki, o których bym nie śnił. Przybył przecież biskup i profesor Jan Kopiec, a także – przede wszystkim historyk z Niemiec specjalizujący się w biografii tej postaci – Guido Hitze. Ja pojechałem do niego, do Ratingen, bo kręciłem dokument „Ulitzka”, ale on przyjechał do muzeum, tylko dlatego, że mi przyszło do głowy, by odbyła się u nas konferencja. Bo do tego pomysłu poważnie podszedł dyrektor muzeum. Sądzę, że gdyby na miejscu Romualda Turakiewicza był ktoś inny, to do konferencji by nie doszło. Wynajdywano by różne przeszkody. Tymczasem pan Turakiewicz przekuł moją myśl w to realne wydarzenie. Przyznam, że jestem tym szczerze wzruszony. Bo to przede wszystkim moja prywatna pasja i moja prywatna chęć poszukania odpowiedzi na pytania, bo moje zainteresowanie Carlem Uliztką wzięło się stąd, że ja nic o nim nie wiedziałem i zrobiłem film, żeby dowiedzieć się jak najwięcej. I tak po 6 latach takiej pracy, trzeci film o nim jest w drodze. Doszedł do tego ten aspekt, który wykracza poza film i to już nie jest tylko jakaś moja prywatna walka o odtworzenie pamięci historycznej i przywrócenie dobrego imienia prałatowi, ale coś znacznie większego, szerszego. Coś, w czym występują, w czym prym wiodą ludzie, którzy są dla mnie wzorcem do naśladowania, jako badacze oraz źródłem bardzo cennych informacji.
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że możesz doprowadzić tymi wszystkimi działaniami do tego, że Carl Ulitzka zostanie upamiętniony w Raciborzu? To już raz się działo, pewien czas temu, gdy oddawano do użytku rondo – nerkę w rejonie ulicy Londzina. Był pomysł, aby rondo przy kościele św. Mikołaja miało za patrona Ulitzkę. Zrobił się wielki szum na tle narodowościowym, historycznym. Nie udało się, emocje opadły, a teraz to, co ty robisz i co się dzieje, już takich gorących wrażeń nie wzbudza.
– Mam nadzieję, że tak właśnie się stanie. Teraz już nie można użyć argumentu, że nic o nim nie wiadomo. Pierwszą część filmu „Ulitzka” można oglądać w internecie na moim kanale w YouTube, w obiegu są też płyty DVD z tą pozycją. Drugi film jest pokazywany na takich seansach jak ten w muzeum, a wkrótce też trafi do internetu. Dodatkowo zainteresowani mogli przyjść na tę konferencję i czegoś się dowiedzieć. Jeśli ktoś nie chciał skorzystać, to proszę wybaczyć, ale możliwość była. Oczywiście jest jeszcze wiele innych sposobów, by wiedzę o tym duchownym i polityku powziąć. Potrzebna jest dobra wola. Nadanie nazwy ulicy czy ronda to zaistnienie pamięci o Ulitzce w topografii miasta. Przyznam, że mi osobiście to się marzy pomnik tego raciborzanina. Może to jest banalne, może on by sobie nie życzył pomnika, ale według mnie to właśnie pomnik byłby takim postawieniem kropki nad „i” w tej sytuacji. W tej chwili filmy i konferencja to maksimum jeśli chodzi o skalę działań, jakiej możemy użyć wobec ludzi, aby dotrzeć do nich z wiedzą o roli prałata w dziejach miasta.
– Żadnej innej postaci ani tematowi nie poświęciłeś trzech pozycji dokumentalnych. Od sześciu lat jesteś z tym słynnym kapłanem za pan brat. Przy okazji – podziwiam jakość materiału zdjęciowego użytego w filmach.
– Miałem dostęp do dobrych źródeł, a dodatkowo każde zdjęcie przeszło przez moje ręce poprzez obróbkę w Photoshopie. Przerabiałem, poprawiałem ich ekspozycję, kontrasty i tak dalej. Tam, gdzie było za ciemne, to rozjaśniałem. Robiłem wszystko, żeby zdjęcia pochodzące z różnych źródeł wyglądały, jakby pochodziły z jednego.
– Stałeś się swego rodzaju nauczycielem historii regionalnej poprzez swoje filmy o przeszłości Raciborza.
– To jest naprawdę bardzo grube słowo i trzeba naprawdę wiedzieć o wiele, wiele więcej, żeby tytułować się historykiem. Ja nim nie jestem i nigdy nie będę. Mogę być co najwyżej propagatorem historii albo kimś kto kompiluje jej fragmenty. Jest nawet taki termin – kompilator. Zbieram wiedzę z różnych źródeł i ją kompiluję. Stosuję nowe sposoby przekazywania tej wiedzy i dzięki temu wielu raciborzan dowiaduje się o tym, co było tu przed nimi.
– Czy to, co się wydarzyło w muzeum 20 października, czyli konferencja i pokaz twego filmu nie skłania cię do przemyślenia, aby takich projektów było więcej? Wpierw taka teoretyczna podstawa, a na koniec twoja propozycja popularyzacji tematu.
– To jest dobry pomysł. Te pierwsze, duże premiery chcę nadal robić w salach kinowych, w Bałtyku czy RCK, ale kolejny pokaz w muzeum w połączeniu z wprowadzeniem historyków byłby atrakcyjnym przedsięwzięciem.
– Dla człowieka wierzącego, dla katolika, to co robisz z postacią Carla Ulitzki mogłoby być dowodem na taką opiekę duchową, jaką sprawuje nad Tobą, gdzieś z zaświatów ta postać.
– Zwłaszcza że rozmawiamy w dawnym kościele św. Ducha (śmiech). Przekładając na język kina, to Ulitzka byłby tu takim moim Imperatorem jak w Gwiezdnych Wojnach.
– Kiedy można spodziewać się trzeciej części filmu o prałacie ze Starej Wsi?
– Myślę, że za rok, czyli około w października 2024. Właśnie w tym okresie przypadają dwie rocznice dotyczące życia Ulitzki, one są obok siebie w kalendarzu. To by była świetna okazja, żeby tę trzecią część zaprezentować. Przede mną jeszcze dużo pracy nad nią. Wciąż zbieram materiał i prowadzę wstępne prace montażowe. Natomiast do merytoryki jeszcze nie siadam. Wciąż tej wiedzy przybywa. Dzisiejsza konferencja jest tego przykładem. Przyznam, że już kombinuję jakiego klucza użyć, żeby wykłady z konferencji weszły do filmu, w którym momencie narracji będą odpowiednie. Czy to będzie jeden blok? Czy to będą wyimki, gdzieś włożone w wywiady grane indziej? Możliwości jest kilka i którąś trzeba wybrać. Bo robienie filmu to nie jest tylko to, że się coś nakręci. Widz nie ma pojęcia, że najważniejsza jest praca nad jego montażem. To jest 90% pracy nad filmem. Praca w montażowni, przy komputerze. Do tego dochodzi taka myślandia, czyli co zrobić, jak to zrobić, jak wkomponować. Że to wszystko musi mieć ręce i nogi. Bo jak raz zrobię to źle, to potem już więcej nie będę chciał tego filmu oglądać i będę się łapał za głowę, dlaczego nie pomyślałem inaczej? Dlaczego nie poświęciłem miesiąca więcej, żeby się bardziej na tym zastanowić? Na przykład jak patrzę na mój film „Z biegiem Psinki to sobie wyrzucam, że niewystarczająco się dobrze do tego filmu przygotowałem. Ale będzie druga „Psinka”, gdzie te błędy będą naprawione.
Rozmawiał Mariusz Weidner