Z nożyczkami w ręku
Z tej właśnie okazji jubilatka, z rąk wiceprezydenta miasta Wacława Mandrysza, odebrała kwiaty, prezent oraz list gratulacyjny. Kiedy delegacja pojawiła się w drzwiach jej domu przy ul. Kubsza nie kryła wzruszenia. Była to dla niej szczególna chwila, podobnie jak ta, kiedy to w lipcu 1945 r. z niewoli wrócił Zenon - jej mąż. Trafił tam dwa lata wcześniej za udział w konspiracji. Najpierw były to Mysłowice, potem Flossenburg, aż wreszcie Gross-Rosen. To był szczególny dzień - wspomina M. Kryg. Pamiętam to bardzo dobrze, bowiem właśnie wtedy wyrwałam zęba i dokuczał mi straszliwy ból. Przyszedł prawie nagi i schorowany - kontynuuje z trudem, bowiem wspomnienia tamtych dni są wciąż żywe.
To musiało być rzeczywiście bardzo piękne przeżycie, czego dowodem mogą być moje narodziny w 1946 r. - żartuje Irena, jej córka. M. Kryg, podobnie jak jej maż, była fryzjerem. Poznali się w jednym z wodzisławskich zakładów, a że, jak sama mówi, „mieli się ku sobie” wzięli ślub. Był rok 1935. Zaraz potem na rogu ówczesnej ul. Dworcowej i Jana otworzyli własny zakład fryzjerski, który po wybuchu wojny i aresztowaniu Zenona musieli zamknąć. Kiedy go zabrali mieliśmy już troje dzieci. Było bardzo ciężko. Sama z trudem sobie radziłam - mówi jubilatka. Po wojnie, w połowie lat pięćdziesiątych, wspólnie odbudowali zbombardowaną kamienicę, w której do dziś mieszka i rozpoczęli normalne życie. Razem z mężem nie stronili od zabaw organizowanych przez miejscowe władze. Pamiętam te bale, chodziliśmy na nie nawet trzy razy w tygodniu. Aby potańczyć jeździliśmy też do Rybnika - wspomina. W dalszym ciągu pracowała jako fryzjer, natomiast Zenon zajmował się już handlem, a potem zatrudnił się w kopalni „Jastrzębie”. Od czasu pobytu w obozie dokuczała mu astma, dlatego też nie zjeżdżał na dół i pracował na bocznicy kolejowej. Choroba dawał się ciągle we znaki, a stan jego zdrowia stopniowo się pogarszał. Zmarł w 1975 r.
Rafał Jabłoński