Nie taki diabeł straszny...
Są przyjaciółmi od dzieciństwa i jak mówią mają do siebie pełne zaufanie - nawet wtedy, gdy zagląda im w oczy niebezpieczeństwo a ich rajdowy peugeot wyleci z trasy. Leszek Kapłan ze swoim pilotem Dawidem Bywalcem marzą o startach w rajdach zawodowych.
Szybka jazda pociąga ich od dawna. Znamy się od przedszkola i już wtedy bawiliśmy się tylko samochodami. Potem był komputer no i oczywiście z gier wybieraliśmy zawsze wyścigi, aż dwa lata temu postanowiliśmy sami usiąść za kierownicę „rajdowego” samochodu - mówią. Wówczas pierwszy raz wystartowali w Konkursie Jazdy Samochodowej w Bielsku Białej. To właśnie tam zdobywa się punkty wymagane do licencji kierowcy rajdowego. Należy w ciągu roku zdobyć 6 oczek, lub 8 przez dwa lata. Przejazd podzielony jest na cztery odcinki zakończone placem manewrowym, a punkt przysługuje uczestnikom, których wynik może być o 25 proc. gorszy od najlepszego zawodnika w klasie. Mimo tego, że umiejętności im nie brakuje pierwszy swój występ wspominają nienajlepiej. Wówczas nie byliśmy dokładnie obeznani z zasadami tego typu zawodów i zrobiliśmy sporo błędów już na samym wjeździe. Potem było znacznie lepiej, zajęliśmy trzecie miejsce na Rajdzie Tyskim i zdobyliśmy trzy punkty, jednak z kolejnych startów ostatecznie zrezygnowaliśmy. Po pierwsze dlatego, że jazda w KJS-ach już nie wzbudza w nas tyle emocji, po drugie, bardzo cierpiał na tym samochód, a na ciągłe remonty nas nie stać - podkreśla Leszek. Jak mówi, marzy im się start w Mistrzostwach Polski ale problem stanowi bariera finansowa. Oprócz tego, że za samo pojawienie się tam trzeba słono zapłacić, to regulaminowe wyposażenie samochodu kosztuje ok. 10 tys. zł. Należy zakupić m.in. klatkę bezpieczeństwa, odpowiednie systemy gaśnicze, wyłączniki prądu i dopływu paliwa, a także kombinezony i system komunikacji pomiędzy pilotem a kierowcą - tzw. intercom. Póki co korzystają z każdej okazji aby spróbować swoich sił na trasie. Brali udział w rajdach studenckich i festiwalowych, a od niedawna ścigają się na autodromie policyjnym w Chorzowie. Choć nie jest to rajd zawodowy, to biorą w nim udział także kierowcy licencjonowani i zdaniem obu 25-latków jego organizacja zasługuje na słowa uznania. Ponad 2,5 km odcinek wzbudza respekt i pozwala się wyszumieć. Podobnie jak w Bielsku, również i tutaj nie poszło nam najlepiej. Co prawda jazda była bardzo efektowna i to głównie nasze zdjęcia opublikowano w internecie, ale na mecie było już gorzej - wspomina Dawid. Szczęścia nie mieli również za drugim razem. W połowie odcinka mieli awarię układu chłodzenia i mimo tego, że do mety dojechali, to już do Rydułtów samochód trzeba było holować. Początkowo jeździli peugeotem 205 o pojemności silnika 1.4. Wymienili go na samochód tej samej marki lecz znacznie silniejszy, z rajdowym przednim zawieszeniem i profesjonalnym układem kierowniczym. Jak mówią, szybka jazda daje sporo satysfakcji, jednak rzadko korzystają z możliwości swojego auta w ruchu miejskim. Na szczęście. Oczywiście na osiągnięcie dobrego wyniku mają swoje sposoby. Na każdym z rajdów pojawiają się odpowiednio wcześniej i osobiście sprawdzają trudność trasy. Od organizatorów otrzymujemy mapki, jednak to nam nie wystarcza i gdy jesteśmy na miejscu przechodzimy odcinek pieszo. Według punktacji od 1 - 6 określamy ostrość zakrętów, oznaczamy przeszkody, wszystko nanosimy na prywatne notatki, a mapkę startową... wyrzucamy - tłumaczy Dawid
Początkowo na ich poczynania najbliżsi patrzyli ze sporymi obawami. Tato ostrzegał mnie, że bez odpowiednich zabezpieczeń może się to źle skończyć, jednak gdy pojechał z nami na rajd i filmował jego przebieg zrozumiał, że nie jest to takie straszne. Obawy miały również nasze dziewczyny, jednak stopniowo się do tego przyzwyczaiły - tłumaczy Leszek. On sam zaznacza jednocześnie, że najbardziej obawia się o bezpieczeństwo pasażera oraz publiczności, która obserwuje rajd. Dawid z kolei jest spokojny o siebie i kolegę. Wyjaśnia, że odcinki są zbyt krótkie by o tym myśleć, a do kierowcy ma pełne zaufanie. Leszek jest w tym bardzo dobry i siedząc obok nie mam obaw - mówi. Ten odwzajemnia się tym samym. Mówi, że z takim pilotem czuje się bardzo dobrze, tym bardziej, że często odgrywa on rolę psychologa.
O ile na samym rajdzie nie mieli skrajnie niebezpiecznej sytuacji, to chwile grozy przeżyli jadąc na wyścig do Chorzowa. Wówczas samochód przy bardzo dużej prędkości zahaczył o pobocze i niewiele brakowało aby wyleciał z drogi. Myślę, że uratowało nas doświadczenie Leszka. Wyprowadził samochód jak należy i dojechaliśmy szczęśliwie - mówi Dawid. Oczywiście zarówno on jak i jego pilot nie są jedynymi osobami zarażonymi szybką jazdą. W przeciwieństwie do większości młodych ludzi pędzących ulicami znaleźli sposób na zrealizowanie swoich długoletnich marzeń nie zagrażając innym. Kilka razy w tygodniu trenują na placu zamkniętym w pobliżu Wodzisławia z nadzieją, że kiedyś uśmiechnie się do nich szczęście i wystartują na profesjonalnych zawodach.
(raj)