Połączyła ich muzyka
Kamienne gody, czyli 70. rocznicę małżeństwa obchodzili niedawno państwo Klementyna i Henryk Szewczykowie z Łazisk. Ten jubileusz zbiega się z 95. urodzinami męża, żona natomiast w sierpniu ukończyła 91 lat.
Ślub kościelny wzięli 12 listopada 1933 r. w Godowie - Łaziska należały wówczas do tamtejszej parafii. Ślubu cywilnego udzielał im wujek, sołtys Łazisk, były komendant POW. Pani Klementyna wywodzi się z rodziny Kubinioków o tradycjach powstańczych. Urodziła się w Bottrop w Westfalii, gdzie wyemigrował jej ojciec za chlebem. Po pewnym czasie wrócił jednak w rodzinne strony, żeby się ożenić i już z żoną wyjechał ponownie do Niemiec do pracy w kopalni. W Bottrop spędzili 20 lat i tam urodziło się im jedenaścioro dzieci a wśród nich pani Klementyna. W okresie powstań śląskich i plebiscytu rodzina wróciła na Śląsk. Najpierw przyjechał ojciec, którego ściągnął pod pretekstem choroby jego brat - komendant POW. Obaj walczyli w powstaniach a po powrocie części Śląska do Macierzy ojciec ściągnął do Polski całą rodzinę. Za zarobione w Westfalii pieniądze chciał zbudować na ojcowiźnie domek, ale w czasie szalejącej inflacji oszczędności straciły wartość. Początkowo pracował w kopalni „Ignacy”, potem w okresie wielkiego kryzysu był bezrobotny. Rodzina cierpiała biedę i pani Klementyna już jako dziecko musiała pracować przy obrządku i wypasaniu krów.Pan Henryk urodził się w Turzy-Olszenicy a jego ojciec pracował u właściciela majątku jako kołodziej. Rodzina była również bardzo liczna - Henryk Szewczyk był jednym z czternaściorga rodzeństwa. Większość po dorośnięciu wyjechała z rodzinnej miejscowości. Pan Henryk pozostał przy ojcu, od którego nauczył się kołodziejstwa i ciesielstwa, co mu się w przyszłości przydało.
Późniejsi małżonkowie poznali się na zabawie w Łaziskach. Ślub wzięli po pięciu latach narzeczeństwa. Jak mówi pani Klementyna, połączyła ich mandolina - pan Henryk umiał grać na tym instrumencie a jego przyszła żona lubiła śpiewać. Pobrali się w trudnych czasach i żyli skromnie w wynajętym pokoju z dwójką dzieci. Otrzymywana zapomoga wystarczała na czynsz i mleko, potem dopiero pan Henryk otrzymał pracę nocnego stróża na teren Łazisk. Podczas okupacji uniknął niemieckiego wojska, gdyż uzyskał pracę w kopalni „Ignacy” w Niewiadomiu. Ale niewiele brakowało, by pojechał na front, miał już powołanie i był nawet spakowany, ale w ostatniej chwili udało się załatwić pracę w kopalni, która chroniła od wojska. Przydała się wyniesiona z Westfalii dobra znajomość języka niemieckiego pani Klementyny. Dzięki temu podczas okupacji mogła załatwić wiele spraw - nie tylko dla swojej rodziny, ale i sąsiadów. Przed końcem wojny państwo Szewczykowie stracili cały swój dobytek - na dom w którym mieszkali spadła bomba a pożar pochłonął ich dorobek. Zaczynali więc wszystko od nowa - tak jak 10 lat wcześniej mieszkali znowu w jednym pokoju, tym razem już z trójką dzieci. Pan Henryk znał się na ciesielstwie więc naprawiał dachy zniszczonych domów, potem pracował przy umacnianiu wałów Olzy, robił też koła do wozów i wózki. Żona - tak jak w młodości - pracowała u gospodarzy za mleko czy masło. Po założeniu spół-dzielni produkcyjnej otrzymali w niej pracę i mieszkanie. Po parcelacji dawnego majątku ziemskiego uzyskali
działkę budowlaną i przystąpili do budowy własnego domu. Wprowadzili się do niego w 1960 r. i mieszkają w nim do dziś z córką, zięciem, rodziną wnuczki oraz siostrą pani Klementyny Genowefą Kubiniok, która skończyła 93 lata. Doczekali się 9 wnuków i 18 prawnuków. Liczna rodzina często ich odwiedza, humor seniorom dopisuje a swojego dostojnego wieku dożyli dzięki optymizmowi i pogodzie ducha, zgodzie i wzajemnemu zaufaniu.
Podczas obchodów jubileuszu mał-żeństwa Klementynie i Henrykowi Szwczykom życzenia składali przedstawiciele władz gminy Godów - wójt Józef Pękała, jego zastępca Franciszek Gajdosz oraz zastępca kierownika USC Maria Serwotka.
(jak)