Gigantyczna kara
Kazimierz Moric z Pszowa ma do zapłacenia 257 tysięcy zł kary! Za co? Za wycięcie dwunastu topoli. Wysokość tej kary jest niewspółmierna do czynu - dziwią się tak astronomicznej kwocie mieszkańcy Pszowa.
Śmiać się czy płakać?
Tego dnia, kiedy przyszło zawiadomienie o nałożonej karze za wycięcie drzew, Celina i Kazimierz Moricowie nie zapomną do końca życia. Kwota, która widniała na kartce papieru, wydała im się wręcz nierealna. Blisko 257 tysięcy złotych! I to za co? Za wycięcie drzew? Wysokość tej kary jest niewspółmierna do czynu - dziwią się tak wysokiej kwocie mieszkańcy Pszowa. Decyzja pszowskich urzędników spadła na nich, jak grom z jasnego nieba. Tym bardziej, że mieli przecież zezwolenie na wycinkę.
Zagrażały życiu
Staraliśmy się o pozwolenie na ścięcie 30 topoli, dostaliśmy jednak zgodę na wycinkę tylko trzynastu drzew, w tym sześciu topoli i siedmiu brzóz. Uznaliśmy jednak, że topole bardziej zagrażają bezpieczeństwu. Przy silniejszym wietrze, mogły przecież runąć na dom. W sumie ścięliśmy o jedno drzewo mniej, niż mieliśmy w zezwoleniu. Przyszła jednak komisja z Urzędu Miasta i sprawdziła gatunki ściętych drzew - relacjonuje wydarzenia sprzed roku Celina Moric. Uważa, że obowiązkiem urzędników było zaznaczenie, które drzewa mają być wycięte, co nie wynikało z wydanego zezwolenia. Mieszkankę Pszowa dziwi tak wysoka kara za wycinkę drzew, które powszechnie uważa się za chwasty. Co innego, gdybyśmy ścięli brzozy, buki czy dęby - argumentuje. To jednak nie przekonało urzędników.
Wkrótce przyszło zawiadomienie o nałożonej karze. Moricowie mieli najpierw zapłacić około 17 tysięcy zł. Odwołali się od tej decyzji, sprawa trafiła do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Katowicach, które uchyliło decyzję i skierowało ją do ponownego rozpatrzenia. Czekaliśmy na kolejną decyzję, aż tu nieoczekiwanie przyszło pismo o nałożonej karze w wysokości blisko 257 tys. zł. Podobno w tym czasie zmieniły się przepisy. Ale przecież prawo nie działa wstecz - mówią Moricowie. Obecnie złożyli kolejne odwołanie.
Dodajmy, że podobne zdarzenie miało miejsce na początku sierpnia w Pietrowicach Wielkich. Właściciel terenu po byłej roszarni, który bez zezwolenia ściął na swojej posesji 40 drzew, w większości kilkudziesięcioletnich topoli, zapłaci ponad milion złotych kary! Topole, które wprawdzie nie są gatunkiem szlachetnym, podlegają pod ustawę o ochronie środowiska. Na ich wycinkę, nawet na terenie prywatnym, trzeba mieć administracyjną zgodę.
Karą za nielegalny wyrąb jest trzykrotność stawki za legalne ścięcie, w tym przypadku nawet kilkaset złotych za centymetr każdego drzewa.
Chcą się nas pozbyć
Celina i Kazimierz Moricowie pochodzą z Radlina. Dziewięć lat temu wygrali przetarg na kopalniany budynek nazywany popularnie „Ignacym”. Do Pszowa sprowadzili się sześć lat temu z zamiarem prowadzenia tutaj stolarni. Mnóstwo pieniędzy włożyli w remont obiektu, dzisiaj są zniechęceni i żałują tego kroku. Mówią, że od początku mają z tego powodu tylko same kłopoty. Najpierw ówczesny i obecny burmistrz - Ryszard Zapał nie chciał nam dać zgody na prowadzenie działalności gospodarczej. Potem urząd chciał nałożyć na nas wysoki podatek za korzystanie z prywatnej drogi, po której wszyscy jeżdżą, aż wreszcie nałożył horrendalną karę za wycięcie drzew. Nie rozumiem, czy w tym mieście urzędnikom nie zależy na przedsiębiorcach? Płacą przecież większe podatki, dlatego urząd powinien o nich zabiegać. Tymczasem ci, którzy rozpoczynają działalność, uciekają z tego miasta! - uważa Kazimierz Moric. Dodaje, że rok temu przeniósł swój zakład do Czyżowic. Zatrudnia w nim dwadzieścia osób. W budynku po kopalni „Anna” mieszka wraz z rodziną.
#nowastrona#
„Ignac” się podoba
#nowastrona#
„Ignac” się podoba
Teren jest bardzo atrakcyjny. Dom po kopalni stoi w otoczeniu drzew, z dala od ulicznego ruchu. Jest to wymarzone miejsce na spacery, wypoczynek. Chętnie przychodzą tutaj dzieci ze szkół i przedszkoli, organizowane są tutaj rajdy rowerowe, a nawet wyścigi MTB. Mamy wrażenie, że urząd chce nas stąd wykurzyć i odzyskać ten obiekt dla siebie. Dlatego rzuca nam pod nogi kłody. I pewnie dlatego też dostaliśmy taką karę za wycięcie drzew - mówią rozgoryczeni Moricowie. Podejrzewają, że horrendalna kara to tylko pretekst, żeby się ich pozbyć.
Ryszard Zapał, burmistrz Pszowa
Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło decyzję, przekazując sprawę do ponownego rozpatrzenia pierwszej instancji, czyli burmistrzowi. Uzupełnienia wymaga dokumentacja, SKO nie zakwestionowało jednak wysokości kary. Kwota jest faktycznie kolosalna, ale wynika z obowiązujących przepisów, a nie z mojego „widzimisię". Nowe przepisy zaostrzyły wysokość kar za usunięcie drzew i krzewów, które wymagają zezwolenia. Myślę, że ponowne postępowanie pomoże nam znaleźć środki łagodzące. Przecież nie chodzi o to, żeby tych mieszkańców zrujnować, musimy jednak zastosować przepis, który obowiązuje wszystkich. Nie przyjmuję zarzutu mówiącego o tym, że jestem nieprzychylny państwu Moricom. Nie przypominam sobie, żebym w ich sprawie występował jako strona. Oczywiście, że wszystkie decyzje firmuję swoim nazwiskiem, ale trzeba wziąć pod uwagę, że są one przygotowane według określonych przepisów. Obojętnie kogo to dotyczy. Inna sprawa, że teren tak zwanego „Ignaca" jest kontrowersyjny dla mieszkańców. Był to kiedyś ośrodek wypoczynkowy. Odbywały się tam festyny, była też tam restauracja, basen. Kontrowersje wzbudzają jednak nie państwo Moricowie, ale kwestia sprzedaży tego terenu przez ówczesną kopalnię. Obszar ten, w połączeniu z Kalwarią Pszowską, jest świetnym terenem rekreacyjnym. Jest to oaza zieleni, ze specyficznym klimatem. Moim zdaniem można tam było zrobić bazę odpoczynku sobotnio-niedzielnego. Nie wiem, czy przeznaczanie tego obiektu na działalność gospodarczą było akurat dobrym pomysłem.
Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło decyzję, przekazując sprawę do ponownego rozpatrzenia pierwszej instancji, czyli burmistrzowi. Uzupełnienia wymaga dokumentacja, SKO nie zakwestionowało jednak wysokości kary. Kwota jest faktycznie kolosalna, ale wynika z obowiązujących przepisów, a nie z mojego „widzimisię". Nowe przepisy zaostrzyły wysokość kar za usunięcie drzew i krzewów, które wymagają zezwolenia. Myślę, że ponowne postępowanie pomoże nam znaleźć środki łagodzące. Przecież nie chodzi o to, żeby tych mieszkańców zrujnować, musimy jednak zastosować przepis, który obowiązuje wszystkich. Nie przyjmuję zarzutu mówiącego o tym, że jestem nieprzychylny państwu Moricom. Nie przypominam sobie, żebym w ich sprawie występował jako strona. Oczywiście, że wszystkie decyzje firmuję swoim nazwiskiem, ale trzeba wziąć pod uwagę, że są one przygotowane według określonych przepisów. Obojętnie kogo to dotyczy. Inna sprawa, że teren tak zwanego „Ignaca" jest kontrowersyjny dla mieszkańców. Był to kiedyś ośrodek wypoczynkowy. Odbywały się tam festyny, była też tam restauracja, basen. Kontrowersje wzbudzają jednak nie państwo Moricowie, ale kwestia sprzedaży tego terenu przez ówczesną kopalnię. Obszar ten, w połączeniu z Kalwarią Pszowską, jest świetnym terenem rekreacyjnym. Jest to oaza zieleni, ze specyficznym klimatem. Moim zdaniem można tam było zrobić bazę odpoczynku sobotnio-niedzielnego. Nie wiem, czy przeznaczanie tego obiektu na działalność gospodarczą było akurat dobrym pomysłem.
Iza Salamon