Mamy cię!
Co ma do ukrycia Zbigniew N.– działacz „Solidarności” przy kopalni „Rydułtowy-Anna” w Pszowie. Zaatakował mieszkańca tego miasta, który z ulicy robił zdjęcia kopalnianego szybu. Związkowiec podjechał swoim forem mondeo, wyskoczył i wyrwał mężczyźnie sprzęt. „Obawiał się, że to jego fotografowałem. To była chwila, ale zdążyłem wyczuć bardzo silną woń alkoholu” – opowiada poszkodowany Marian Ratajczak.
Do zdarzenia doszło w niedzielę 6 listopada ok. godz. 13.00. Marian Ratajczak z Pszowa - fotoreporter ogólnopolskiego czasopisma branżowego BMP z Raciborza - wykonywał zdjęcia szybu kopalnianego. Fotografie miały zostać opublikowane w wydaniu górniczym gazety. Kiedy stał przed kopalnią „Rydułtowy-Anna” niespodziewanie fordem mondeo podjechał Zbigniew N., rzucił się na niego i wyrwał mu cyfrowy aparat fotograficzny wysokiej klasy. Stałem przed cukiernią, kilkadziesiąt metrów od bramy głównej kopalni i siedziby „Solidarności”. Ten człowiek zażądał bym skasował zdjęcia a potem wyrwał mi aparat, wsiadł do auta i odjechał w kierunku centrum miasta. Od razu wyczułem od niego alkohol. Jestem przekonany, że był pijany. Bał się, że to jemu robię zdjęcia i że wywalą go z roboty – relacjonuje zdarzenie Marian Ratajczak.
Tego, czy Zbigniew N. kierował pojazdem po pijanemu nie udało się ustalić. Agresywny związkowiec nie został zatrzymany i przebadany przez policję. Zaraz po ataku na mnie sprawę zgłosiłem na policję. Podałem numery rejestracyjne samochodu, którym podjechał napastnik. Przyznaję, że nie byłem ich pewien i mogłem się nieco mylić – mówi fotoreporter. Pszowscy policjanci dodają, że poszkodowany mówił o oplu, w rzeczywistości złodziej podjechał fordem mondeo. Ostatecznie sprawcę przy pomocy kolegi odnalazł sam poszkodowany.
W środę 9 listopada obaj mężczyźni jak co dzień jechali do pracy w Raciborzu. Przejeżdżając przed siedzibą „Solidarności” zobaczyli samochód sprawcy. Weszliśmy do środka i zapytaliśmy, czyje to auto. Kobieta po imieniu zawołała właściciela. Kiedy wyszedł z biura i nas zobaczył stanął jak wryty. Zaskoczony wydusił z siebie, że nie mamy prawa robić mu zdjęć. Kiedy powiedzieliśmy, że jego osoba nas nie interesuje i chodziło nam o szyb kopalniany, dodał, że to obiekt kopalni i jego fotografowanie jest zabronione – mówi Robert Miler, drugi z pracowników raciborskiej firmy. Podczas wizyty u związkowców ustalono, że w czwartek z samego rana aparat zostanie zwrócony. Dowiedział się o tym dziennikarz Nowin Wodzisławskich, który pojawił się w tym momencie przed siedzibą „Solidarności”. Związkowiec oddał aparat, jednak nie było w nim karty pamięci ze zdjęciami (jej koszt to 190 zł).
W środę 9 listopada obaj mężczyźni jak co dzień jechali do pracy w Raciborzu. Przejeżdżając przed siedzibą „Solidarności” zobaczyli samochód sprawcy. Weszliśmy do środka i zapytaliśmy, czyje to auto. Kobieta po imieniu zawołała właściciela. Kiedy wyszedł z biura i nas zobaczył stanął jak wryty. Zaskoczony wydusił z siebie, że nie mamy prawa robić mu zdjęć. Kiedy powiedzieliśmy, że jego osoba nas nie interesuje i chodziło nam o szyb kopalniany, dodał, że to obiekt kopalni i jego fotografowanie jest zabronione – mówi Robert Miler, drugi z pracowników raciborskiej firmy. Podczas wizyty u związkowców ustalono, że w czwartek z samego rana aparat zostanie zwrócony. Dowiedział się o tym dziennikarz Nowin Wodzisławskich, który pojawił się w tym momencie przed siedzibą „Solidarności”. Związkowiec oddał aparat, jednak nie było w nim karty pamięci ze zdjęciami (jej koszt to 190 zł).
Odpowie przed sądem
Okazuje się, że Zbigniew N. jak ognia obawia się nie tylko flesza przedstawicieli raciborskiej firmy, ale także aparatu naszego dziennikarza. Gdy ten się ujawnił (wcześniej wykonywał zdjęcia z ukrycia), związkowiec ruszył w jego stronę i zażądał wykasowania zdjęć. Sam nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarza. Podobnie zachował się jego przełożony - szef NSZZ „Solidarność” przy kopalni „Rydułtowy-Anna” Marek Ostrowski. „Nie będę tej sytuacji oceniał i komentował. Dla mnie nie ma żadnej sprawy” – urwał krótko.
Zbigniew N. prawdopodobnie odpowie za zniszczenie aparatu przed sądem grodzkim. Poza tym czeka go sprawa karna za kradzież aparatu. Nie ma znaczenia, że został on zwrócony. Przecież gdyby nie przypadek i odnalezienie sprawcy przez poszkodowanego, ten pewnie nigdy by go nie zwrócił – mówi podinspektor Ernestyn Bazgier z KPP w Wodzisławiu Śl.
Rafał Jabłoński