Żałobna cisza
Cały Skrzyszów żyje tragedią. Pod kołami rozpędzonego auta straciły życie dwie siedmioletnie dziewczynki. Zapytani o wypadek mieszkańcy nie potrafią powstrzymać łez. Do głębi są przejęci śmiercią Karolinki i Darii. „To będą bardzo smutne święta Bożego Narodzenia” - mówią. Nikt nie pyta o ceny świątecznych artykułów. Nikt nie mówi o zakupach. Zapanowała żałobna cisza.
Do tragedii doszło 15 grudnia o godz. 10.40 na ul. 1 Maja w Skrzyszowie, pół kilometra od szkoły. 33-letni Władysław H. z Radlina jechał bardzo szybko. Mężczyzna był trzeźwy, wracał z pracy w czeskiej kopalni. W samochodzie marki Opel Ascona jechało pięć osób. Droga była mokra, ale bez śniegu. Do tragedii doszło na wysokości wiaduktu nad torami kolejowymi. To w tym miejscu dwie siedmioletnie dziewczynki przechodziły przez drogę. Znienacka uderzył w nie rozpędzony samochód. Karolina w bardzo ciężkim stanie trafiła do szpitala i zmarła. Daria walczyła o życie do wieczora, zmarła około godz. 21.00.
17 grudnia Sąd Rejonowy w Wodzisławiu zastosował wobec mężczyzny poręczenie majątkowe w wysokości 5 tys. zł. Warto dodać, że w 1995 r. ten sam człowiek spowodował wypadek po pijanemu. Potrącił mężczyznę, który trafił do szpitala ze złamaną ręką, a także kobietę. Poszkodowana miała złamaną miednicę.
Został biały krzyż i ból
Dzisiaj na miejscu strasznego wypadku stoi biały jak śnieg krzyż. Pod nim palą się znicze. Ludzie modlą się i płaczą. Nagle wszystkie stroiki świąteczne i choinki straciły swój blask. Były za to sztandary z kirem, wstążeczki żałobne i portrety dziewczynek. Taka tragedia. Współczujemy tym rodzinom. To będą smutne święta - mówi Maria, mieszkająca niedaleko miejsca tragedii. W chwili, kiedy zamykaliśmy ten numer cały Skrzyszów przygotowywał się do pogrzebu, który zaplanowano na wtorek. W moim odczuciu to będzie jedna wielka manifestacja, bo wiemy, że cała miejscowość się przygotowuje. Wszyscy mówią tylko o tym. W sklepie nikt nie pyta o ceny, nikt nie mówi o zakupach. Widać, że wszyscy to bardzo przeżywają - mówi Adriana Cudnowska, dyrektorka Szkoły Podstawowej im. Karola Miarki, do której chodziły Karolina i Daria.
W tragiczny czwartek odbywał się w skrzyszowskiej podstawówce Dzień Śląski. Tego dnia dzieci miały zajęcia w dwóch grupach. Uczniowie klas IV-VI spotkały się rano, natomiast młodsze miały przyjść na godzinę jedenastą Karolinka i Daria już na nie nie dotarły. Na zakończenie pierwszej części zajęć dowiedziałam się, że dwie uczennice miały wypadek i że zostały potrącone przez samochód. Powiedział nam o tym pierwszoklasista, który to akurat widział. Przybiegł do szkoły zdyszany i roztrzęsiony - mówi o wydarzeniach sprzed tygodnia dyrektorka szkoły.
Jasełek nie będzie
Wspomina, że po południu kontaktowała się kilkakrotnie z rodzinami uczennic. Wieczorem poszła na mszę roratnią. Doszły do niej niepotwierdzone informacje, że Daria nie żyje, ale miała nadzieję, że to są plotki. Niestety okazało się to prawdą. Karolina walczyła o życie do wieczora. Około godziny 21 ktoś zadzwonił z jastrzębskiego szpitala, że również i ona zmarła. Święta zaczęły nam się bardzo tragicznie - dodaje dyrektorka szkoły. Niemal całą noc myślała, jak rano stanie przed całą szkołą? Co powie dzieciom? Pracuję dwadzieścia cztery lata w szkole i czasem myślałam o różnych zagrożeniach, ale nigdy o śmierci dzieci. Były z nami bardzo krótko, bo tylko trzy i pół miesiąca. Mieszkały blisko siebie. Wzorowe uczennice, papużki nierozłączki. Zawsze uśmiechnięte, trzymały się za ręce i takie je zapamiętamy - wspomina zmarłe uczennice dyrektor Cudnowska. W szkole na znak żałoby zostały odwołane zawody sportowe, a także jasełka, które w tym roku miały być szczególnie radosne, połączone z baletem. Zamiast tego dzieci modliły się za zmarłe koleżanki.
#nowastrona#
Kierowcy pukają się w czoło
#nowastrona#
Kierowcy pukają się w czoło
Dwa lata temu na przejściu przed szkołą potrącona została dziewczynka z trzeciej klasy. Szczęśliwie zakończyło się jedynie na obserwacji w szpitalu. Kilka razy uczniowie sygnalizowali nauczycielom, że przy przechodzeniu przez jezdnię czuli, jak drasnęło ich lusterko przejeżdżającego auta! Zdarza się, że kiedy nauczyciele przeprowadzają dzieci przez ulicę, kierowcy pukają się w czoło, wygrażają pogardliwie. Były już takie przypadki, że sznur stojących przed pasami aut inne samochody próbowały ominąć! - mówią w skrzyszowskiej szkole.
Ulicą 1 Maja zarządza powiat. Po wypadku w 2002 roku dyrektor Cudnowska napisała pismo do Starostwa Powiatowego z prośbą o przywrócenie znaku drogowego ograniczającego prędkość do 40 km/h. Arkadiusz Łuszczak, naczelnik Wydziału Komunikacji, odpowiedział w imieniu komisji ds. organizacji ruchu drogowego, której zdaniem postawienie takiego znaku niewiele by zmieniło. W zamian za to na jezdni zostało umieszczone tak zwane oznakowanie poziomie, grubowarstwowe - inny rodzaj bariery dla rozwijania prędkości. Pytanie, czy to wystarcza?
Śmierć ich nie nauczyła
Zdaniem mieszkańców Skrzyszowa wiadukt, przy którym doszło do tragedii, to najbardziej niebezpieczne miejsce zwłaszcza dla najmłodszych. Pobocza przed barierkami są tak wąskie, że nie sposób ich nawet odśnieżyć. Niestety, śmierć dwojga dzieci niczego nie nauczyła dorosłych. Kiedy byliśmy na ulicy 1 Maja w miniony poniedziałek, niemal wszystkie auta pędziły na tym odcinku z zawrotną prędkością, a dzieci z trudem brnęły wzdłuż barierek w wysokich zaspach śniegu, bez żadnej ochrony przed pędzącymi tirami. Krzyż i palące się pod nim znicze nie robiły na kierowcach wielkiego wrażenia.
Iza Salamon