Pedagog strzela gole
26-letni Marek Powiecko z Polonii Marklowice jest na pierwszym miejscu w rankingu czwartoligowych strzelców. Jesienią zdobył jedenaście bramek.
W zeszłym roku zabiegał o niego Ruch Chorzów. Miał już podpisany z nimi kontrakt, na przeszkodzie stanęła jednak kontuzja kolana. Sześć lat temu gazety chwaliły go za świetną grę w pamiętnym meczu drugoligowego jeszcze wówczas Naprzodu Rydułtowy z Lechią Gdańsk. W tym roku zdobył koronę króla strzelców czwartej ligi. Marek Powiecko z Polonii Marklowice cieszy się z tych sukcesów, jednak ostrożnie ocenia swoje możliwości. To trochę zabawne, że piłkarz z drużyny ze środka tabeli strzelił tyle goli. To tylko świadczy o tym, jak nierówny jest poziom rozgrywek w lidze. Przecież to napastnicy w cuglach powinni mieć więcej bramek ode mnie. Ja jestem przecież pomocnikiem - wzbrania się przed chwaleniem samego siebie czwartoligowy zawodnik. Uważa, że tytuł króla strzelców wcale go nie czyni mistrzem rundy. To takie mydlenie sobie oczu: strzelam bramki i jestem super. A ja wolę zwyczajnie dobrze grać. Większą satysfakcję mam, kiedy rozegram dobry mecz od początku do końca. Oczywiście, cieszę się z tych bramek, bo wiadomo, że bez nich się nie wygrywa - dodaje Marek Powiecko. Piłkę ma w genach, po ojcu, który obecnie jest jego trenerem w Polonii Marklowice. Piłkarską karierę zaczynał w czwartej klasie podstawówki. Z zapałem biegał za piłką, opowiadał o swojej pasji, aż w końcu trafił do Naprzodu Rydułtowy, gdzie właśnie grał jego tata. Tutaj prędko mnie ściągnęli na ziemię, bo okazało się, że nie potrafię jeszcze zbyt wiele i sporo muszę się uczyć - wspomina dzisiaj Marek. Na początku nie umiał się zaaklimatyzować w rydułtowskim klubie. W domu mówili, że zabrakło mu charakteru, bo zbyt szybko się wtedy poddał.
W rydułtowskim Naprzodzie grał w sumie osiem lat. Na pożegnanie zagrał w meczu Naprzodu z Lechią Gdańsk. Był to zarazem jego pierwszy mecz rozegrany w całości i to w drugiej lidze. Zwrócił wówczas na siebie uwagę. Zebrał pochlebne opinie. „Obiecujący zawodnik”- pisały o nim gazety. Zwycięstwo 2:1 w tym meczu nie uratowało jednak Naprzodu przed przesądzonym już spadkiem. Marek pożegnał się z rydułtowskim klubem i znów podążył śladami ojca - do Polonii Marklowice, gdzie Leszek Powiecko był już trenerem. W ubiegłym roku zainteresował się nim Ruch Chorzów. Oferta była konkretna i poważna. Podpisałem z nimi kontrakt, który został mi na pamiątkę. Niestety, złapałem kontuzję kolana i klub mnie zignorował. Nikt do mnie nawet nie zadzwonił. A może to i dobrze, bo wiadomo, jaka tam jest sytuacja - zastanawia się Marek Powiecko. 1 marca ubiegłego roku, po wyleczeniu kontuzji, wrócił do trenowania w Polonii, dla której strzelił już w sumie 56 bramek.
Ciekawostką jest fakt, że ambitny zawodnik Polonii Marklowice ma w kieszeni dyplom…pedagoga. Marek Powiecko ukończył studia na kierunku pedagogika socjalno-opiekuńcza. To głównie dlatego, że zawsze marzyło mu się wyższe wykształcenie. Pracuje jednak w zupełnie innym zawodzie, w firmie świadczącej usługi dla kopalni „Ema Trans”. Mieszka wraz z rodziną w rodzinnym domu w Radlinie. Wokół futbolówki kręci się całe życie Powiecków. W rodzinnym domu, za ścianą, mieszka także drugi „polonista” – Jarosław Pawelec, który ożenił się z siostrą Marka Powiecko. Zawsze biorę życie na serio. Nie lubię bujać w obłokach, najważniejsza jest dla mnie rodzina – mówi o sobie. dwudziestego stycznia marklowicki piłkarz skończy dwadzieścia sześć lat.
Iza Salamon